„Just the fact that the thousand people in front of me were ready to hear me sing was one of the best feelings I can think of."
~ Shawn Mendes
Shawn’s POV
Obudziłem się w wyśmienitym humorze. Od razu, kiedy usłyszałem dźwięk alarmu w telefonie, wyskoczyłem z hotelowego łóżka z wielkim uśmiechem na ustach i zapasem pozytywnej energii na najbliższy tydzień. Dwudziesty pierwszy grudnia. Ostatni dzień, ostatni koncert – dzień zakończenia trasy koncertowej promującej mój trzeci album studyjny. Finałowy występ, końcowy show i piękne podsumowanie w równie pięknym Mexico City. Dosłownie mnie roznosiło. Podszedłem do okna i przeciągnąłem się, patrząc na miasto z ósmego piętra hotelu. Było dość wcześnie – dziewiąta – ale na ulicach i tak kręciło się sporo ludzi.
Uśmiechnąłem się szeroko, kierując się do łazienki. Pozbyłem się bielizny i wszedłem do kabiny prysznicowej, wcześniej puszczając gorącą wodę. Myłem włosy, śpiewając teksty moich utworów. Już przygotowywałem się do występu, rozgrzewając gardło. Jakieś dziesięć minut później zakręciłem kurek i wyszedłem z kabiny. Owinąłem ręcznik w pasie, a drugi wziąłem do ręki i zacząłem osuszać długie, ciemnobrązowe kosmyki. Podszedłem do lustra, starłem nadmiar pary i – znowu – wyszczerzyłem się do swojego szczęśliwego odbicia. Byłem podekscytowany ostatnim koncertem i ostatnim spotkaniem z fanami. Rozsadzała mnie energia i miałem ochotę skakać ku sufitowi, śpiewać i tańczyć, chociaż tego ostatniego nie umiałem robić. Czułem, jak fale pozytywnych wibracji przepływały przez moje ciało, docierając do koniuszków palców u stóp i cebulki włosów na głowie. Byłem tak bardzo naładowany, że bałem się mojego wybuchu i potrzebowałem znaleźć ujście dla tych emocji, pasji i miłości do muzyki, które po prostu się we mnie skumulowały.
Setki tysięcy kilometrów w trasie, setki godzin spędzonych na scenie, milion wyrzeczeń.Tyle odwiedzonych krajów – zaczynając od Holandii, poprzez Tajlandię i Japonię, kończąc na Australii, Brazylii, Peru i Meksyku. Hektolitry łez wylanych przy okazji wielkich wzruszeń, podniosłych emocji i wspaniałych chwil – chociażby pierwszy koncert bez użycia leków przeciwlękowych – masa śmiechu, odpowiadanie na niewygodne pytania wścibskich fanów, spotykanie wielu ciekawych ludzi, poznawanie nowych kultur, rozkoszowanie się nowymi – często zaskakującymi – smakami regionalnych czy narodowych potraw. Prawdziwy wachlarz multikulturowości.
Kochałem to, ile musiałem włożyć siebie w tę trasę i do ilu wyrzeczeń zostałem zmuszony. Uwielbiałem to, że dla wielu ludzi dany koncert w danym państwie był pierwszym, na którym byli i doskonale zdawałem sobie sprawę, jakie przeżycie to dla nich było. Sam nie chodziłem na koncerty, ale wiedziałem, jak dużo emocji dostarczały. Kochałem to, ile emocji i reakcji wywoływałem u swoich fanów, ile wzruszeń im dostarczałem. Uwielbiałem to uczucie, kiedy widziałem łzy szczęścia w setkach oczu w różnorodnych kolorach. Uwielbiałem być tym, kim byłem. Dlatego ten ostatni koncert był dla mnie bardzo ważny. To on sumował całą trasę i pokazywał, jak wiele osiągnąłem i gdzie się znalazłem. Byłem jednocześnie smutny i podekscytowany na samą myśl o koncercie. Smutny, ponieważ był to ostatni występ, ostatnie spotkanie z fanami i ostatnie odpowiadanie na niewygodne pytania. Czułem, że znowu kończyłem pewien etap w moim życiu, który określał, jakim byłem człowiekiem. Pod skórą doświadczyłem dziwnego uczucia, jakbym nie zasługiwał na to wszystko. Nigdy nie czułem, że mogłem bez żadnego zawahania się stwierdzić, iż odwaliłem kawał dobrej roboty. Zwykle czułem, że mogłem zrobić więcej i więcej ludzi mogło być ze mnie dumnych. Chciałem być kimś, kto prowadził młode pokolenie i był dla nich wzorem do naśladowania, a nie tylko obiektem westchnień i pożądania. Chciałem wnieść coś pożytecznego i sensownego w ich życia, dlatego nigdy nie czułem, że zrobiłem coś na maksa. Zawsze czegoś mi brakowało, jednak nie potrafiłem określić czego – niedosyt, niepewność – nie byłem w stanie tego jednoznacznie stwierdzić. I byłem smutny, ponieważ kończąc trzecią trasę, nie miałem poczucia stuprocentowego zadowolenia – mogłem dać z siebie więcej – ale i tak wszyscy zrobiliśmy kawał dobrej roboty.
CZYTASZ
Tęsknię Za Tobą || S.M
FanficKontynuacja: Dlaczego to zawsze jestem ja? „Udaję, że nie jestem gotowy. Dlaczego wystawiamy się na piekło? Dlaczego nie możemy poradzić sobie sami?" Shawn jest w trasie, gra i robi to, do czego został stworzony. Evelyn została w Toronto i próbuje...