Rozdział 36

1.1K 48 34
                                    

Evelyn’s POV

Akceptacja. Zaakceptować można wszystko. Począwszy od pogodzenia się z niską oceną ze sprawdzianu, poprzez uznanie swojej pomyłki w niektórych kwestiach, skończywszy na przyjęciu do świadomości, że coś mogło nie pójść po naszej myśli i skończyło się o wiele gorzej, niż zakładaliśmy. Zaakceptować można związki – wszelakiego rodzaju – miłość do innych ludzi, swoje cierpienie wywołane strasznymi wspomnieniami czy przekonanie, że coś się stało i nie idzie tego odwrócić. Nieważne, jak mocno byśmy się starali, nic nie zmieni rzeczy, które zostały dokonane, zrobione. Ja miałam opanowane to wręcz do perfekcji. Mogłam śmiało uznawać siebie za specjalistkę w dziedzinie godzenia się z wieloma przykrościami życia codziennego. O ironio, mogli mi dać wyróżnienie. Aczkolwiek, byłam wdzięczna swojemu losowi, gdyż przyjmowanie do świadomości takiego, a nie innego stanu rzeczy, kształtowało moją osobowość przez kilka dobrych lat i to właśnie one wpłynęły na to, jaką osobą się stałam – na moje marzenia, pragnienia oraz zmianę celu ostatecznego.

Pogodziłam się z tym, że przez jakiegoś pijanego typa zostałam pozbawiona szesnastu lat swojego życia i jedyne, co mi łaskawie „zostawiono” w pamięci, to cholerny dzień wypadku. Zrobiłam to, chociaż od tamtego przeklętego dnia wszystko, co uznawałam za stałe oraz nieprzemijające, zaczęło się sypać niczym domek z kart przy najlżejszym podmuchu. Przyjęłam do świadomości, że nigdy nie będę tą samą dziewczyną, którą byłam przed półroczną śpiączką i utratą pamięci. Bo jak mogłam nią być, nie znając siebie? Później zaakceptowałam fakt, że mój chłopak, któremu dałam wszystko, co tylko miałam do zaoferowania, zdradzał mnie z moją przyjaciółką, co, w jakiś niewytłumaczalny dla mnie sposób, sprawiło, że moje serce pękło. Naprawdę przyjęłam z wysoko uniesioną głową i hardo zadartym podbródkiem bardzo dużo nieprzyjemnych wydarzeń kształtujących moją osobowość, bo innego wyboru nie posiadałam. Mimo wszystko zaakceptowałam udręki swojego życia, abym mogła ze spokojem ducha iść dalej, żyć marzeniami, spełniać je i kroczyć wybraną ścieżką z dumą w oczach, uśmiechem na ustach oraz nieprzemijającym przeświadczeniem, że siła była moim motorem napędowym. Że przetrwałam, dostałam drugą szansę i miałam możliwość coś zmienić. I właśnie dzięki tym wszystkim przykrościom, które spotykały mnie od szesnastego roku życia, powinnam była być przyzwyczajona do cierpienia czy szybszego godzenia się ze swoim losem. Cóż, rzeczywistość bardzo odbiegała od mylnego wrażenia.

O tyle, o ile mogłam pogodzić się z odejściem matki, bo ona sama zdecydowała się opuścić swoją rodzinę, tak ze śmiercią ojca nie potrafiłam sobie poradzić. Nawet nie starałam się ukrywać, w jakim stanie się znajdowałam i jak na mnie wpływał brak rodzica – tego, który kochał swoją córkę mimo wszystko. W Warszawie jeszcze jako tako kontrolowałam swoje emocje, aby móc pozałatwiać wszystkie papierkowe sprawy na tip-top, ale wraz z powrotem do Kanady i zawitaniem w progu apartamentu Shawna, coś we mnie pękło. Pękło, zalewając moje serce palącym bólem rozrywającym moją duszę na małe kawałeczki. Czułam, jakby coś we mnie bezpowrotnie umarło, a pozostawiona tam dziura i ziejąca w niej otchłań czerni, nigdy nie miały zostać zapełnione czymś pięknym. Każda próba zatracenia się w innych rzeczach, żeby chociaż na pięć minut zapomnieć o mojej stracie, kończyła się potężnymi wyrzutami sumienia, które zżerały mnie od środka. Wmawiałam sobie, że nie wspominając taty dwadzieścia cztery godziny na dobę, bezczeszczę jego pamięć i staję się wyrodną córką. Takie myślenie sprowadzało jeszcze większe cierpienie czy otępienie. Na powrót zamykałam się w sobie, nie chcąc wychodzić poza strefę swojego prywatnego komfortu. A to wszystko sprawiało, że toczyło się błędne koło agonii.

Pierwszy tydzień był tym najgorszym. Mimo iż Shawn praktycznie wypruwał sobie żyły, bylebym miała jakiekolwiek zajęcie na większość dnia – na przykład ten remont – ja nie mogłam się pozbyć dziwnego uczucia kumulującego się w moim serduszku. Chociaż jego plan odciągnięcia mnie od myślenia o ojcu przez odświeżenie sypialni pomógł, to i tak miałam takie momenty, że zamykałam się w pokoju, siadałam na łóżku i wgapiałam się w świeżo pomalowaną ścianę, a gorzkie łzy płynęły po moich policzkach. Czasem, gdy już nie posiadałam łez, nieprzytomnie patrzyłam na ciemny odcień farby, odpływając ze świata żywych. Przez żałobę zawalałam obowiązki w pracy – wykonywałam tylko wymagane minimum, ale czasem moja wydajność spadała i nijak nie potrafiłam ogarnąć najprostszej rzeczy, jednak wtedy na pomoc przychodziła Camila, która cierpliwie poprawiała moje błędy. Z nią kontakty także trochę osłabły, gdyż w ogóle nie wykrzesywałam z siebie chęci do rozmawiania na błahe tematy, a ona bardzo chciała wymienić się ze mną najświeższymi ploteczkami ze świata sław oraz spostrzeżeniami czy teoriami w serialu, który oglądała. Było mi cholernie ciężko ze stratą, ale tak miało być. Podsumowując, egzystowałam, czasem miałam przebłyski normalnego życia, by potem na nowo zapuścić się we wspominkach taty oraz naszych wspólnych chwil w Cambridge.

Tęsknię Za Tobą || S.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz