Shawn's POV
Siedziałem na plaży, wciskając palce w rozgrzany piasek i patrzyłem przed siebie. Dostrzegałem dookoła wielu ludzi, którzy korzystali z upalnej pogody i postanowili skąpać się w żarze słońca, licząc na chwycenie opalenizny lub pluskali się w oceanie, szukając ochłodzenia. Dziewczyny leżały na kocach bądź ręcznikach i wystawiały swoje ciała na działanie promieni, skanując znad oprawek okularów chłopaków, którzy wydurniali się w wodzie, próbując im zaimponować. Małe dzieciaki biegały we wszystkie strony, krzycząc do siebie po hiszpańsku i piszcząc, gdy zauważyły coś bardzo ekscytującego. Matki bacznie obserwowały swoje pociechy, zmuszając się do minimalnego wysiłku, gdy maluch potrzebował z czymś pomocy. Gdzieś dalej na tafli płynął statek rejsowy, który proponował wycieczki na otwartych wodach. Inni spacerowali, nosząc swoje buty w dłoniach, żeby ich nie zmoczyły przypływające fale. Żar lał się z nieba, od strony oceanu wiała bryza, która orzeźwiała, a w tle słychać było szum wody oraz skrzeczenie mew.
W tym wszystkim znajdowałem się ja. Z okularami przeciwsłonecznymi na czubku głowy siedziałem, nie wiedząc, co ze sobą począć. Słońce przypalało moją twarz, na której już czułem oznaki opalenia się, ponieważ piekł mnie nos. Nie wzbudzałem niczyjego zainteresowania i mogłem sobie spokojnie posiedzieć, pomyśleć i napawać się piękną, letnią pogodą, dobrze ją zapamiętując. Kochałem lato, ale czasami upały potrafiły być nie do zniesienia i nijak nie można było przetrwać bez klimatyzatora i hektolitrów zimnych napojów. Mimo iż w Argentynie pogoda odbiegała od tej w Toronto, to kalendarz pozostał taki sam i wskazywał piąty grudnia. Ten miesiąc od pięciu lat był dla mnie jednym z najgorszych, bo co roku przypominałem sobie tamtą sytuację, która na zawsze zmieniła moje życie. Im bliżej było do tego konkretnego dnia, tym bardziej stawałem się roztrzęsiony, rozdrażniony i nieskoncentrowany, co źle wpływało na moją działalność artystyczną i moje występy. Jednak miałem swój rytuał od sześćdziesięciu miesięcy. Jego częścią było pokutowanie, przeklinanie siebie i zadośćuczynienie.
Westchnąłem ciężko, przecierając twarz dłońmi. Nienawidziłem tego okresu, bo nie potrafiłem być sobą i nie umiałem zrozumieć, dlaczego wtedy dokonałem takiego, a nie innego wyboru i rozmyślałem, co by było, gdybym wtedy tego nie wybrał? Czy nie czułbym tego wszystkiego? Nie czułbym wyrzutów sumienia? Czy moje życie i życie drugiego człowieka nadal pozostałoby bez większych zamieszań? Mogłem jedynie gdybać, a teraźniejszość była taka sama. Nic się nie zmieniało.
Nagle nade mną ktoś stanął, sprawiając, że znajdowałem się w cieniu. Odchyliłem głowę, spoglądając w górę i zobaczyłem uśmiechniętego Jacka, a zaraz obok niego Andrew. Z powrotem przeniosłem wzrok na plażę i wodę, a mężczyźni usiedli obok, nieco stękając pod nosami.
— Umrę tutaj — powiedział Jack, pokazowo wachlując się ręką.
— Nie przesadzaj — odpowiedziałem ze śmiechem. — Nie jest jeszcze aż tak gorąco.
— I tak jest, a ja się topię. — Poprawił okulary na nosie i zanurzył dłonie w piasku.
— Jak się czujesz? — spytał Andy.
— Dobrze — odparłem, spoglądając na niego. — Cieszę się, że jutro i pojutrze mam dwa koncerty, a potem jedziemy dalej.
— To dobrze, ale ja pytam o twoje samopoczucie w sensie prywatnym. — Ugiął nogi w kolanach i oparł na nich łokcie, splatając palce dłoni przed sobą. — Nieważne, w jakim momencie będę ci się pytał o karierę, zawsze powiesz to samo. Dlatego pytam o kwestie prywatne.
— Też jest okej — mruknąłem niezbyt przekonany. — Nie mam żadnych problemów. Sytuacja z Evvy się uspokoiła, a ja nie muszę się martwić, że zostanę tatusiem, a ona tematem wszystkich plotkarskich pisemek.
CZYTASZ
Tęsknię Za Tobą || S.M
FanfictionKontynuacja: Dlaczego to zawsze jestem ja? „Udaję, że nie jestem gotowy. Dlaczego wystawiamy się na piekło? Dlaczego nie możemy poradzić sobie sami?" Shawn jest w trasie, gra i robi to, do czego został stworzony. Evelyn została w Toronto i próbuje...