Shawn's POV
Co pokusiło tego przeklętego człowieka do zaaranżowania tak durnego, nikomu do szczęścia niepotrzebnego przedsięwzięcia?! Przecież to wszystko mijało się z prawdziwym celem tego "projektu". Dobra, bycie sławnym do czegoś zobowiązywało – wywiady, kampanie reklamowe, obecność na ważnych galach, rozdaniach nagród, promowanie swojego wizerunku, dbanie o to, co się sobą prezentowało. Wiele wyrzeczeń i masa godzin spędzonych na pisaniu, nagrywaniu, doszlifowaniu i ostatecznym rozrachunku swojego dobytku. Nigdy nie było kolorowo – może za wyjątkiem koncertów i spotkań z fanami – i wiele od ciebie wymagano. Na dużo rzeczy się godziłem, bo jednak byłem dość rozpoznawalny. Niektóre oferty odrzucałem, a inne przyjmowałem pod pewnymi warunkami. Często to Andy ustalał mi wszystko tak, by nic na siebie nie nadchodziło, ale zawsze słuchał mojego zdania. Z wyjątkiem jednej sytuacji – spot reklamowy Armani. Ostatecznie przystałem na to, bo większego wyboru, jakby nie patrzeć, nie miałem.
Jednak sesja zdjęciowa w najnowszej kolekcji garniturów od Armaniego była jedną, wielką pomyłką, na którą brakowało mi słów. Nie wiedziałem, czy to jakieś siły nadprzyrodzone się na nas uwzięły, ale kompletnie nic nie wychodziło. Jakiemuś modelowi – chyba miał na imię Jacob – dobrali za ciasne spodnie i musieli latać, by coś z tym zrobić. Inna modelka krzyczała, że buty ją uwierały i ona nie będzie w nich chodzić. Tam, co druga osoba, miała jakieś obiekcje i zastrzeżenia do ekipy Armaniego, chociaż oni robili wszystko, żeby kampania funkcjonowała tak, jak miała funkcjonować. Biegali w każdym kierunku, nosząc na rękach jakieś kreacje, papiery, kubki kaw i wiele innych badziewi, których nie potrzebowali. I gdyby to było niewystarczające, to pogoda też poleciała sobie w kulki. Ledwie piętnaście stopni, pochmurno i przelotne opady deszczu nie zachęcały do stania i pozowania. I przez to dużo osób było włączonych w pracę, by jak najlepiej wykorzystać moment, w którym nie padało i – raz, na jakąś godzinę – wychodziło słońce. Ogólnie zapowiadało się na niezłą klapę. Warunek był jeden – zrobienie sesji czwartego listopada, bo inaczej nici. Praktycznie wszystkie osoby obecne na planie miały tak napięte grafiki, że przełożenie zdjęć na inny dzień nie wchodziło w grę. To był jedyny moment, kiedy mogliśmy to zrobić i tylko marnowaliśmy czas.
Stałem na uboczu z założonymi rękoma na piersiach, obserwując cyrk przede mną, bo inaczej się tego nazwać nie dało. Krzyczenie na siebie, obiekcje i ciągłe żądanie atencji było nużące, irytujące i skrajnie nieodpowiedzialne. Oprócz mnie chyba tylko dwie lub trzy osoby były w stanie wycofać się, żeby nie zawadzać i grzecznie czekać, aż przedstawienie się skończy.
Rozpiąłem guzik od czarnej jak węgiel marynarki i wsadziłem dłoń w kieszeń spodni w identycznym kolorze. Cofnąłem się o kilka kroków, dzięki czemu mogłem się oprzeć o słupek i przyjąć wygodniejszą pozę. Koszula w kruczym odcieniu, wpuszczona w spodnie, idealnie pasowała do mojej sylwetki, a smolisty pasek ze srebrną sprzączką w elegancki sposób dopełniał wygląd. Pomijając fakt, że było mi trochę niewygodnie, prezentowałem się całkiem przystępnie. Przesunąłem językiem po wardze, trochę ją zwilżając. Miałem na sobie drugi garnitur, a jeszcze musiałem pokazać się w trzech. Dobrze wszystko się nie rozkręciło, a my straciliśmy połowę dnia na bezsensownym staniu i gapieniu się jeden na drugiego, posyłaniu sobie znaczących spojrzeń oraz cichych westchnieniach.
Byłem zły. Byłem wręcz wściekły. Szczerze myślałem, że gdy zajmę swój umysł czymś innym – jakimś wyzwaniem – to nie będę tak intensywnie zawracał sobie głowy blondynką o niebieskozielonych oczach i tym, co krążyło po sieci. Ciągle nie mogłem się przemóc, by wziąć telefon, wybrać numer do dziewczyny i porozmawiać z nią, jak na cywilizowanego człowieka przystało. Sam nie wiedziałem, co mnie powstrzymywało, ale zdecydowanie było to silne i tak obezwładniające, że blondynka nieustannie zaprzątała moje myśli. Może źle robiłem, że nie wykazałem się żadnym kontaktem, ale ja nawet nie miałem pomysłu, co niby powinienem był jej powiedzieć. Że mi przykro? Że nie chciałem jej zranić? Że jakoś sobie z tym poradzimy? Że razem będziemy w stanie wychować nasze dziecko? Ja nadal nie byłem pewien, czy ona była w tej ciąży czy nie. A jeśli tak, to czy chciała zachować dziecko czy je usunąć? Było tyle pytań, a żadnych odpowiedzi. Ale postawiłem sobie jedną rzecz za cel, a mianowicie szczerą rozmowę z Evelyn. Musiałem z nią porozmawiać, bo tak już po prostu się nie dało żyć.
CZYTASZ
Tęsknię Za Tobą || S.M
FanfictionKontynuacja: Dlaczego to zawsze jestem ja? „Udaję, że nie jestem gotowy. Dlaczego wystawiamy się na piekło? Dlaczego nie możemy poradzić sobie sami?" Shawn jest w trasie, gra i robi to, do czego został stworzony. Evelyn została w Toronto i próbuje...