Evelyn’s POV
Marzec. Faktycznie, to prawie połowa marca. Okres, w którym ludzie zwykli zaczynać myślenie o wiośnie czyhającej w gotowości za rogiem najbliższego skrzyżowania ulic, by w pełni opanować miasto, przywrócić spokój życia, przynieść nowe nadzieje, nowe pomysły – odżycie w najlepszym tego słowa znaczeniu. Lubiłam wiosnę, tak szczerze lubiłam tę porę roku, ponieważ kochałam obserwować, jak wszystko wybudzało się z zimowego snu. Kiedy na niebie widziałam klucze ptaków, które wracały do domu po wędrówce do ciepłych krajów, cieszyłam się, bo dla mnie to była pierwsza oznaka nadchodzącej wiosenki. Siedząc w oknie swojej sypialni, patrzyłam na liczne drzewa oraz krzewy i obserwowałam, jak z dnia na dzień na ich nagich gałęziach pojawiały się zawiązki liści czy kwiatów. Gdy dostrzegałam małe zwierzątka pałętające się w lekko zielonkawej trawie, uśmiech sam nasuwał mi się na usta, a ja promieniałam. Miałam w głowie słowa piosenki, którą kiedyś usłyszałam – chyba – w reklamie, ale czego, tego nie kojarzyłam: „Wiosna! Cieplejszy wieje wiatr! Wiosna! Znów nam ubyło lat!” Kochałam wiosnę, naprawdę. Nie tak, jak zimę, ale uwielbiałam.
Wszystko się zmieniło. Nagle, jak za pstryknięciem palców, cały mój światopogląd runął. Z dnia na dzień, nie, to nawet nie było z dnia na dzień. To prędzej było z sekundy na sekundę. W jedną chwilę wszystko obrało niespodziewany, najmniej przewidywalny kierunek. Od tamtego środowego wieczoru wiosna – a przynajmniej marzec – przestała kojarzyć się mi w dobry sposób. Przestałam uważać ją za coś pięknego – za okres, w którym cały świat wracał do życia po mniej lub bardziej mroźnej czy ostrej zimie, niosącej za sobą uśpienie i chwile melancholii. Wiosna już nigdy nie miała prawa skojarzyć się mojej osobie z czymś wspaniałym, do czego niecierpliwie wyczekiwałam po pierwszych roztopach śniegu oraz pojawieniem się wyższych temperatur na termometrach. Jedyne, z czym miała mi się kojarzyć, była strata oraz towarzyszące jej cierpienie. Strata najważniejszej osoby w moim życiu. Najważniejszej, najbliższej i jedynej, jaka mi została.
Jak przez mgłę pamiętałam, jak siedziałam na podłodze przy kanapie w mieszkaniu Shawna, czepiając się go palcami, jakbym chciała w niego wejść. Pragnęłam, aby zabrał ten cholerny ból, tę agonię, która zalała moje ciało. Nic nie słyszałam, nie rozumiałam i nie chciałam rozumieć. Łudziłam się, że śniłam, a ten telefon, który dostałam ze stołecznej komendy policji, był jednym, wielkim wymysłem mojej wyobraźni. W uszach ciągle rozbrzmiewał mi głos funkcjonariusza i jego słowa, które zniszczył mój kruchy spokój – „Przykro mi, panno Johnson, pański ojciec nie żyje.” Więcej nie słyszałam, mimo iż on coś mówił, bo urządzenie wypadło mi z rąk, a ja osunęłam się na swoich nogach, ciągnąc bruneta za sobą do parteru. Nawet nie upewniłam się, że to chodziło o mojego ojca, ale nie musiałam. Tylko on i mama mieli mój nowy numer, który dostałam zaraz na początku mojej kariery w Queen’s Apartments. Nie potrzebowałam potwierdzenia, innej możliwości nie było. Po prostu nie istniała. Funkcjonariusz mówił prawdę.
To, co wtedy czułam... Nie potrafiłam tego porównać do czegokolwiek, co wcześniej mogłam odczuć, ponieważ takiej udręki nie czułam nigdy wcześniej. Na swoim przykładzie nigdy nie doświadczyłam tak rozdzierającego bólu, który dosłownie łamał moje zmarniałe serce na pół. Autentycznie bolało mnie serce, kiedy zdzierałam gardło w koszulkę Shawna, nie reagując na bodźce zewnętrzne. Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi ten cenny narząd z klatki piersiowej, podeptał, rozdarł i wsadził z powrotem, abym odczuła te zniszczenia, które zostały zrobione. Fizycznie nie byłam w stanie normalnie oddychać. Spazmatycznie łapałam płytkie oddechy, lecz one nijak nie mogły dać mi wytchnienia. Z każdym wdechem było tylko gorzej. Łzy leciały po moich zaczerwionych policzkach, a każdy mięsień palił żywym ogniem. Paliły od ciągłego napinania się przy krzyczeniu, łkaniu i wydzieraniu. To tak bolało. Cholernie bolało.
CZYTASZ
Tęsknię Za Tobą || S.M
FanfictionKontynuacja: Dlaczego to zawsze jestem ja? „Udaję, że nie jestem gotowy. Dlaczego wystawiamy się na piekło? Dlaczego nie możemy poradzić sobie sami?" Shawn jest w trasie, gra i robi to, do czego został stworzony. Evelyn została w Toronto i próbuje...