Z wycieńczenia zamknęła oczy, a ostatnim co widziała było zdezorientowane spojrzenie Wookiego.
~~~
Rey, jestem z Tobą - usłyszała niby w myślach, a razem z dźwiękiem poczuła delikatne muśnięcie chłodnych warg na jej zarumieniony policzku - Ben - wymamrotała i zacisnęła dłonie na szacie, powstrzymując płacz. W salonie było ciemno i tak cicho, że Rey z łatwością mogła usłyszeć krew szumiacą w jej żyłach. Otworzyła zeszklone oczy i biorąc głęboki oddech odparła sama do siebie - Dlaczego Cię tu nie ma? Dlaczego zostałam sama - A jej głos był przepełniony smutkiem i żalem. Zsunęła się na podłogę i schowała twarz w dłoniach, próbując nie mrugać, aby nie uronić żadnej łzy - Dlaczego to jest takie trudne? - zadrżała.
Po kilku minutach do kabiny wszedł Chewbacca, ujrzał przyjaciółkę leżąca na zimnych kafelkach. Powoli podszedł do niej i ślamazarnie podniósł dziewczynę do pionu. Unikała jego zmartwionego wzroku, jakby bała się, że Chewwie zobaczy w jej oczach zbyt dużo bólu.
- Rrrraar - zaryczał i z lekkim uśmiechem położył łapę na jej ramieniu.
- Dzięki Wookie - dziewczyna odwzajemniła uśmiech i zrzuciła swój żal na drugi plan - Już dolecieliśmy? - zapytała retorycznie, zauważając zbliżającą się planetę - No, to lądujemy! - zawołała, sztucznie dodając sobie otuchy i dziarsko ruszyła do przodu.
Wylądowali chwilę później i opuszczając klapę zbiegli na dół. Przez tydzień trochę się tu zmieniło. Mieszkańcy Takodany uprzątneli główny rynek, a przy drogach posadzili jeszcze więcej roślin. Powstawały pomniki, kolumny i gdzieniegdzie ludzie zaczęli osiedlać się na stałe, budując domy czy osiedla. Po ulicach przemieszczały się pierwsze powozy ciągnięte przez Oaki. Były to stworzenia łudząco podobne do teraźniejszych koni, lecz zamiast czterech nóg posiadały ich, aż trzy pary. Ich maści również się różniły, wbrew pozorom Oaki nie były, ani brązowe czy czarne, lecz każdy z tych wyjątkowych stworzeń miał swoją własną paletę kolorów. Piękne grzywy i ogony zawsze były lśniąco białe lub księżycowo szare. Dziewczyna zapełniła swoje płuca świeżym powietrzem i z rozkoszy zamknęła powieki.
- Roarr - z błogostanu wyrwał ją donośny ryk Chewbacci brzmiący tuż nad jej uchem.
Dziewczyna z wrażenia wyprostowała się jak struna i podskoczyła w górę - Dobrze dobrze, spotkamy się wieczorem przy Sokole. Ja idę załatwić to - powiedziała, masując ucho i wskazując podbródkiem na teczkę z dokumentami.
Przed urzędem stał Poe i Finnem, zawzięcie dyskutowali. Gestykulując bez przerwy, podkreślali każde słowo. Co chwila ze zdziwienia jeden z nich znacząco odchylał się do tyłu, tylko po to, aby za chwilę znowu wrócić do pierwotnej postawy. Przed ich nosami latały kartki z planami miasta i pliki zawierające inne nudne, ważne informacje. Co jakiś czas wybuchali śmiechem, zginając się w pół i śmiejąc się tak głośno, jakby celowo chcieli obwieścić wszystkim swoją radość i zarazić nią innych. Rey tylko bezczynnie przyglądała się swoim infantylnym przyjaciołom. Z promienym uśmiechem na twarzy pobiegła do chłopców.
- Rey! - krzykneli uradowani chórem, przerywając konwersację.
- Cześć chłopaki - odparła równie wesoło i wskazała na teczkę - Idziemy to załatwić - nakazała i ciągnąć za rękawy Finna i Poe'a dumnie kroczyła do przodu.
We troje przeszli przez próg siedziby Przewodniczącego i zajęli miejsca przy biurku. Finn, jako doradca, usiadł po prawej stronie swojego przyjaciela, zaś Rey twarzą do nich, po drugiej stronie blatu. Otworzyła akta Jedi i odwróciła je w stronę przyjaciół.
- Nowa lektura - uśmiechnęła się łobuzersko i podparła brodę dłońmi.
- Poproszę streszczenie - wykręcił się Poe z pytający uśmieszkiem.
CZYTASZ
Twoja Ostatnia Wizja •• Reylo
FanficNajwyższy Porządek przestał istnieć, a galaktyka jeszcze nie przestała świętować śmierci Imperatora. Młoda Rey zaczyna nowe życie i zamierza szkolić młodzików. Jednak jak sobie poradzi po stracie największej i jedynej miłości jej życia - Bena Solo...