MONSTA X

1.2K 31 11
                                    

[ Shin Hoseok x Chae Hyungwon ]

Chae Hyungwon  —  siedemnastoletnia ofiara szkolnych dręczycieli

Shin Hoseok  —  trzymający się na uboczu dziewiętnastolatek; posiadający mroczną duszę egoistyczny introwertyk

Gatunek: angst

______________________

Stałem się ofiarą. Obiektem drwin i okrutnych wyzwisk.
Dręczono mnie i poniżano. Codziennie. Przed lekcjami i po lekcjach, na każdej przerwie, a nawet podczas zajęć, gdy obrywałem w głowę papierowymi kulkami.
Nikt nie kwapił się, by bronić "wymuskanego pedałka". "Śmiecia, który nie ma prawa przebywać wśród normalnych ludzi". Dlatego obrywałem, dzień po dniu, od trójki chłopaków, uchodzących w szkole za bogów. Za kogoś, kogo się szanuje. Kogoś, komu pod żadnym pozorem nie należy się sprzeciwiać.
Nie sprzeciwiałem się, gdy bili mnie i szarpali za budynkiem, bądź na szkolnym boisku. Żaden opór, żadna walka nie miały najmniejszego sensu.
Tak myślałem, dopóki szkolny odludek, nie rozmawiający z nikim chłopak, położył temu kres.

—  Dziękuję  —  wyszeptałem, spoglądając na Hoseoka, który zakrył swoje blond włosy czarnym materiałem kaptura.

Ruszył przed siebie, nie mówiąc ani słowa. Podniosłem się z chodnika, wsparty o ścianę budynku. Krew wciąż ściekała z mej rozciętej wargi. Wierzchem dłoni starłem z podbródka gęstą ciecz, po czym ruszyłem w ślad za chłopakiem. Nie zamierzałem go śledzić, po prostu traf chciał, że podążaliśmy w tym samym kierunku.
Zaczął padać deszcz. Kilka nieśmiałych kropli przeistoczyło się wkrótce w prawdziwą, późnowiosenną ulewę. Przyspieszyłem kroku. Zacząłem biec, szukając schronienia przed wzmagającym się wciąż deszczem.
W końcu zatrzymałem się pod wiaduktem, przez przypadek potrącając kogoś, kto również tam stał. Odgarnąłem z oczu mokre kosmyki włosów, spoglądając na Hoseoka.

—  To ty...  —  powiedziałem kompletnie bezmyślnie. Odchrząknąłem, czując się odrobinę niezręcznie.  —  Jeszcze raz dziękuję, Hyung. Gdybyś ich nie powstrzymał, to...

Zamilkłem, dostrzegając w wyciągniętej ku mnie dłoni paczkę chusteczek higienicznych.

—  Krew  —  wyjaśnił, spoglądając na mój zakrwawiony podbródek.

Podziękowałem, po czym starłem z twarzy strużkę szkarłatnej cieczy. Wyglądałem koszmarnie, jak zwykle po spotkaniu z trójką dręczycieli, jednak Hoseok w ogóle na mnie nie patrzył. On nigdy na nikogo nie spoglądał.

Staliśmy pod wiaduktem kilkanaście minut. Deszcz ustał, przynajmniej na tyle, by można było wrócić do domu. Shin ruszył przed siebie, mijając mnie po drodze. Niespodziewanie złapał mój nadgarstek, nie zatrzymując się. Posłusznie poszedłem za nim, nie wiedzieć czemu, uśmiechając się jak idiota.

* • * • *

Zaprzyjaźniłem się z tym małomównym odmieńcem. Przestałem obrywać, skończyły się wyzwiska, nikt nie miał ochoty zadzierać z ponurym Hoseokiem, który samym swoim spojrzeniem potrafił sprawić, że człowiekowi odechciewało się jakicholwiek bójek czy kłótni. Miał w sobie odwagę, której brakowało mnie. Niepozorny dotąd chłopak sprzeciwił się popularnej w szkole trójcy i wyszedł na tym zwycięsko.

Byłem pewien  —  już wtedy, kiedy staliśmy pod wiaduktem  —  że zakocham się w tym ponuraku, który z czasem zaczął uśmiechać się coraz częściej.

ꪮꪀꫀડꫝꪮ𝕥ꪗ ( 𝕜ρꪮρ )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz