ATEEZ

1.8K 44 6
                                    

[ Kim Hongjoong x Park Seonghwa ]

Kim Hongjoong  —  kapitan statku pod piracką banderą; siejący postrach jak i na morzu, tak i na lądzie

Park Seonghwa  —  najstarszy syn królewskiej pary; od dziecka marzący o zostaniu piratem

Gatunek: angst; fluff

___________________________

—  Teraz albo nigdy  —  wyszeptał, wybiegając z ciemnego zaułka. Rzucił się pędem przez nabrzeże, w kierunku zacumowanego w porcie statku. Nie jedynego, jednak chłopak dobrze wiedział, do kogo należy ów okręt, na który dostał się raz-dwa. Pilnujący go piraci  —  dwójka, albo trójka  —  nie zauważyli księcia, zajęci rechotaniem i opróżnianiem kolejnych butelek z rumem.
Zniknął pod pokładem, by tam ukryć się i czekać na odpowiednią okazję. Okazję, by ujawnić się przed kapitanem, który, albo go zabije, albo ocali. Ryzykował wiele, jednak rola księcia, a następnie króla nie była tym, czego pragnął. Zginę z rąk piratów, jeśli taki los jest mi przeznaczony  —  stwierdził, zajmując miejsce w kącie, między drewnianymi skrzyniami z niezidentyfikowaną zawartością. Jeśli jednak przeżyję, stanę się tacy jak oni.

°•°•°

Zasnął.
Wbiegł na statek pod osłoną nocy, nad ranem zmorzył go sen. Opierał się, jak tylko mógł, by nie stracić czujności, jednak zmęczenie wzięło górę.
Obudziło go mocne szarpnięcie. Został poderwany z podłogi, następnie wywleczony na pokład przed oblicze samego kapitana.
Spojrzał z przestrachem w oczy czerwonowłosego, niższego od siebie mężczyzny. Ten zbliżył się, patrząc z zaciekawieniem na idealnie przystojną twarz księcia.

—  Kapitanie, znalezliśmy go na dolnym pokładzie, między skrzyniami i...  —  wyjaśnił jeden z piratów.

—  Zamilcz  —  przerwał te wyjaśnienia Hong. Wciąż spoglądał na drżącego ze strachu i zimna Seonghwę.  —  Jak cię zwą?  —  zwrócił się do chłopaka.

—  Se-Seonghwa...  —  wyjąkał Park, oddychając niespokojnie. Czuł na sobie spojrzenia załogi, jednak wzrok kapitana przeszywał go niemal na wskroś.

—  Co tak patrzycie?  —  warknął, obrzucając piratów groźnym spojrzeniem.  —  Zaprowadzić go do mojej kajuty  —  wydał rozkaz, który dwaj trzymający Seonghwę mężczyźni wykonali bez żadnych pytań czy sprzeciwów.

°•°•°

Rozejrzał się po niewielkiej, pogrążonej w półmroku kajucie. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, został sam.
Zdany na łaskę lub niełaskę kapitana, drżał ze strachu, który uporczywie próbował przezwyciężyć. Był gotowy na śmierć, tak myślał, dopóki nie stanął przed kapitanem.
Wyjrzał przez niewielkie, okrągłe okno, za którym rozciągał się bezkresny ocean, niknący horyzont oraz błękitne niebo bez absolutnie żadnej chmury.
Wtem otwarły się drzwi. Do wnętrza wszedł Hong, spoglądając na przylegającego do ściany Seonghwę. Park opuścił głowę, wyrażając w ten sposób swój szacunek dla czerwonowłosego. Stał tak, wpatrując się w podłogę, dopóki nie poczuł, jak drobne dłonie unoszą jego głowę, chwyciwszy za miękkie policzki.

—  Sprytnie.  —  Uśmiechnął się Hongjoong.  —  Skąd masz te ciuchy? Zdarłeś je prosto z ciała jakiegoś kloszarda?

Seonghwa zaniemówił. Nie wiedział, co sugeruje kapitan. Ubrania, w które Park się przyodział, zdobył od zaprzyjaźnionego z nim syna stajennego. Nie chciał, by piraci rozpoznali w nim księcia. Właśnie zrozumiał, że wszystkie starania spełzły na niczym.

ꪮꪀꫀડꫝꪮ𝕥ꪗ ( 𝕜ρꪮρ )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz