Rozdział 10

661 23 0
                                    

Obudziłam się wcześnie rano. Alice spała...hmm...dziwne...

Wstałam i wyszłam z namiotu. Okazało się, że jestem w pustce. Sama na ogromnym polu, a ostada? Była spalona, pozostały po niej tylko gołe szkielety namiotów i zakopane ogniska.
- To wszystko dzięki tobie, popatrz co zrobiłaś - usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam mężczyznę, miał może z 30 lat, był ubrany w czarny garnitur i ciemne okulary. W blasku porannego słońca było widać jego mocno czarne włosy i chytry uśmieszek.
- Nie rozumiem?
- Jak to? No popatrz, nie pamiętasz co się działo wczoraj wieczorem?
- Wódz tego plemienia opowiadał historię tej wioski, a później razem z Alice poszłyśmy spać
- No nie do końca
- Jak to?
- Gdy Wódz opowiadał o wiosce wpadłaś w szał, zaczęłaś wszystko demolować, palić wioskę. Nielicznym udało sie uciec, reszta nie przeżyła, nawet twoja ukochana wampirzyca
- J-jak to, przecież ona tylko..
- Śpi? No właśnie. A wampiry przecież nie śpią, prawda? Powinnaś to wiedzieć
- To niemożliwe! Skąd ty to możesz wiedzieć jak ciebie tu nie bylo?!
- Bylem, jestem można powiedzieć, że twoim aniołem stróżem, czy coś w tym rodzaju. Wiem o tobie wszystko, tak więc, księżniczko, idź w dalszą podróż, może uda ci się dotrzeć w porę
- W jaką porę?
- Jak to w jaką? Musisz dotrzeć tam w trzecią dobę wędrówki, przed północą. Śpiesz się - powiedział i nagle zniknął. Byłam przerażona tym co usłyszałam, nic nie pamiętałam. Ale co jeżeli to prawda? W końcu to nie sen...

Spakowałam rzeczy Alice do swojego bagażu i ruszyłam w drogę. Poranek był bardzo chłodny i nawet dwie bluzy nie pomagały.

Z godziny na godzinę szło mi się coraz ciężej. Miałam te okropne dreszcze, byłam strasznie słaba ...ale muszę...

Pov Alice

Z samego rana wyszłam odrobinkę przebadać teren. Wtedy zauważyłam kobietę, która wczoraj nas przyjęła.
- Jesteś głodna?
- Może trochę, ale spokojnie, mamy swoje zapasy.
- Spokojnie, my mamy dużo jedzenia, a wy niewiadomo kiedy dostaniecie od kogoś. Poza tym brak zwierzyny w tych rejonach, prosze - powiedziala i podała mi kubek... Świeżej krwi... Popatrzyłam się na nią z lekkim zdziwieniem.
- Od początku wiedziałam, że jesteś wampirem, ale twoja koleżanka... To wampir, ale i... Elf?
- Tak, jest pół elfem i pół wampirem
- Chodź tutaj, powiem ci o dalszej drodze do wioski - powiedziała kobieta i weszłyśmy do namiotu, w którym było jedzenie.

Chwilę później poszłam już po Bel.
- Bella? - zdziwiłam się, nie było jej w namiocie. Przeszłam przez całą osadę, ale jej nie było.
- Poszła w stronę lasu - usłyszałam męski głos. Był to wódz tego plemienia.
- Widziałem ją rano, najpierw oglądała wioskę i chyba z kimś rozmawiała, a później spakowała wasze rzeczy i poszła.
- Dziwne, miała zaczekać na mnie...ale dziękuję i dziękuję za gościnę
- Nie ma za co - powiedział, ja wzięłam mój dużo lżejszy bagaż i poszłam do lasu.

Las był bardzo mroczny. Duża ilość drzew dawała tu ogromny cień. Szłam i wołałam Bel, ale nic z tego. Tak jakby przepadła...

Pov. Bella

Byłam coraz słabsza, jednak musiałam iść. Głos tego mężczyzny cały czas obijał mi się o uszy. W końcu nie dałam rady - oparłam się o drzewo, jednak nic to nie dało. Po chwili zrobilo mi sie ciemno przed oczami i powoli osuwałam się na ziemię...

Pov. Alice

Nigdzie jej nie było, a ja miałam coraz gorsze przeczucia. Wędrowałam tu już strasznie długo, a ona przecież nie mogła się zapaść pod ziemię. Byłam już tym wszystkim zmęczona...

Nagle ją zobaczyłam. Leżała pod drzewem. Szybko do niej pobiegłam, była cała rozpalona.
- Bella? - zapytałam kucając obok niej. Po chwili powoli otworzyła oczy.
- Alice? - zapytała łapiąc się za głowę - przecież ty...ty nie żyjesz
- Co? Jak to nie żyje?
- Jak wstałam ty leżałaś i się nie ruszałaś, spałaś. Wtedy wyszłam z namiotu i cała wioska była spalona. Wtedy zjawił się ten mężczyzna i powiedział, że wczoraj zrobiłam demolkę i wszystkich pozabijałam...
- Co? Wczoraj nie bylo takiej sytuacji, tak samo jak dzisiaj rano. Wcześnie rano poszłam się rozejrzeć i wtedy ta pani dała mi krew. Później wróciłam do ciebie, jednak nie bylo cię już. Wódz plemienia powiedział mi, że wyszłaś, chwilę sama ze sobą rozmawiałaś, spakowałaś moje rzeczy i pobiegłaś do lasu
- W takim razie co jest ze mną nie tak?
- Jestes chora i masz wysoką gorączkę, nie wiem skąd Esme wiedziała, ale dała nam leki przeciwgorączkowe - powiedziałam i już po chwili jej podałam.

2 godziny później

Pov. Bella

Kompletnie nie pamiętałam, ostatnich wydarzeń. Znaczy pamiętałam, ale jak przez mgłę. Jakbym była zahipnotyzowana, czy coś takiego.

Nie mogłam się skupić na rozmowie, cały czas myślałam o tym mężczyźnie. Nagle go zobaczyłam. Stał kilkanaście metrów od nas.
- Bel? - Alice również się zatrzymała i wpatrywała się we mnie.
- To on mi rano powiedział o tym - wskazałam palcem mężczyznę, który gestem ręki przywołał mnie do siebie.
- Chodź - pociągnęłam ją za rekaw.

- Czemu mi to powiedziałeś? Przecież nic takiego się nie wydarzyło - powiedziałam lekko oburzona.
- Jak to? Nie wierz w rzeczy nieprawdziwe...i nigdy nie mów nigdy - powiedział i odszedł.
- No co za dziwny ziomek! - krzyknęłam i popatrzyłam się na Alice.
- Bel, ale tam...nikogo nie bylo...

~~~

H

ejka! Dzisiaj tak trochę krótko :) Mam nadzieje, że wam sie podoba. Prawdopodobnie za niedługo startuje z nową książką, ale póki co napisze kilka rozdziałów ;) Możecie pisać, czy chcecie abym zaczęła z nową książką (tej oczywiście nie zostawie haha)
To trzymajcie sie, miłych koronaferii! Papa!

~karmeleq~

Liczba słów: 875

Nowe życie z Cullen'ami. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz