Rozdział 1

5.9K 264 82
                                    

Konstancja

Obudziłam się kilka minut przed budzikiem i patrzyłam tępo w sufit. Miałam jeszcze kilka minut, by przygotować się do pracy w sklepie. Wróciłam myślami do wydarzeń sprzed kilku lat. Kiedy w dniu osiemnastych urodzin opuściłam dom dziecka, kilka godzin później dowiedziałam się, że to jednak, nie tylko krok w dorosłość, ale również wielki spad w dół. Wyszłam z niczym oraz nie dostałam nic. Moi rodzice zmarli w odstępie dwóch lat, czyli w wieku czternastu lat zostałam sierotą. Nie specjalnie zamartwiałam się tym faktem, gdyż na przestrzeni tych kilku lat nie walczyli o mnie w sądzie, ani nie zmienili trybu życia. Oni się mną nie interesowali, ale zostawili mi ogromy dług do spłacenia. Kilka kredytów, kilka nieopłaconych rachunków, ale przynajmniej miałam dach nad głową. Odziedziczyłam mieszkanie w kamienicy, przy ulicy Mickiewicza. Z okna miałam widok na Państwową Szkołę Zawodową w Tarnowie. Będąc jeszcze w liceum marzyłam, żeby pójść na studia, a szczególnie na kierunek pedagogiczny, ale życie ułożyło dla mnie inny scenariusz. Starałam się wyjść na prostą, ale do długu dochodziły również opłaty bieżące, przez które zamiast dług maleć, z dnia na dzień rósł. Mieszkanie miało jeden pokój oraz kuchnię. Łazienka była na korytarzu, którą trzeba było dzielić z innymi sąsiadami.

Ociężale zeszłam z wersalki, która lata świetlności miała już dawno za sobą i podeszłam do szafy, która była jednym z niewielu mebli, które miałam na wyposażeniu mieszkania. Ciuchy, które w niej się znajdowały w większości pochodziły z ciucholandów, albo były sprzed kilku lat. Wybrałam pierwsze lepsze rzeczy, położyłam na fotelu i przeszłam do maleńkiej kuchni i nastawiłam wodę w czajniku. Po kilku minutach piłam już ciepły napój. Odłożyłam pusty kubek do zlewu i wzięłam ciuchy oraz kosmetyki i przeszłam do łazienki. Ciasno owinęłam się szlafrokiem, którego miałam od kilku lat i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam je i zapukałam do drzwi łazienki. Kiedy nikt mi nie odpowiedział weszłam do środka. Wzięłam odświeżający prysznic i założyłam świeże rzeczy. Przejechałam po rzęsach tuszem. To był jedyny kosmetyk jakiego używałam. Chciałam choć raz poczuć się, jak prawdziwa kobieta i zrobić sobie pełny makijaż, ale fundusz, którym dysponowałam mi na to nie pozwalał. Spojrzałam jeszcze w odbicie lustra i uśmiechnęłam się do siebie, mówiąc w myślach, że wszystko będzie dobrze. Przynajmniej bardzo chciałam w to uwierzyć.

Wyszłam z łazienki, przeszłam do mieszkania i wzięłam jeszcze torebkę oraz ubrałam skórzaną ramoneskę. Była połowa kwietnia, ale na dworze było wyjątkowo ciepło. Zamknęłam mieszkanie i poszłam na przystanek, aby dostać się do sklepu, w którym pracuje. Czekając, aż przyjedzie autobus patrzyłam na te wszystkie mijające mnie samochody, które znacznie wyróżniały się z tłumu. W Tarnowie, rzadko można było spotkać droższy samochód, czy kogoś ubranego w ciuchy, pochodzące od znanego projektanta. Jeżeli taki ktoś już się trafił, to wiadomo było, że albo prowadzi firmę, albo był kimś z ciemnej strony miasta. Kiedy przyjechał mój autobus, wsiadłam do niego i pojechałam do pracy.

Kilka minut później, weszłam do sklepu. Przywitałam się uśmiechem z kilkoma innymi pracownicami i przebrałam bluzkę na taką z logo firmy. Nie miałam nawet tutaj przyjaciółek, czy koleżanek, z jednego prostego powodu. Zawsze na początku znajomości trzeba opowiedzieć coś o sobie, a ja tego nie chciałam. Może częściowo wstydziłam się tego, że całe moje życie spędziłam w sierocińcu, a może po prostu byłam aspołeczna. Wzięłam jeszcze z półki kasetkę, pieczątkę, długopis oraz nożyczki i poszłam usiąść na kasę przez następne osiem godzin, oprócz przerwy. Dla wielu osób praca kasjerki była niewdzięczna oraz uważało cię za nic, ale cóż niektórzy ludzie właśnie w taki sposób muszą zarabiać, aby się utrzymać na powierzchni, a nie pójść na dno.

Znów przez następne godziny rozpoczęłam moją codzienną mantrę; dzień dobry, 10 zł 99 groszy się należy, dziękuję, do widzenia, dzień dobry, może ma pani grosika, dziękuję, do widzenia, dzień do... przepraszam bardzo, ale to kasa do 10 artykułów, proszę przejść do następnej kasy, nie proszę pana, nie mogę pana obsłużyć, nie, nie ma pan 10 artykułów, ja widzę tam co najmniej dwadzieścia... I tak w kółko.

Bound to youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz