Rozdział 27

4.6K 286 66
                                    

Konstancja

Patrzyłam na Daniela, jak urzeczona. Na jego twarzy malowało się prawdziwe szczęście. Kochałam go tak bardzo. Wiedziałam, że będzie dobrym ojcem, tylko musiał się przyzwyczaić do tego. Przyjście tutaj było idealną decyzją. Miał przy sobie teraz dwójkę ludzi, których szaleńczo kochałam. Daniela i nasze dziecko. Chciałam, żeby on powiedział mi to samo, ale to było jak marzenie. Byłam też zaskoczona jego propozycją, żebyśmy byli razem. W głębi duszy bardzo się cieszyłam, że chciał spróbować. Będę mu we wszystkim pomagała, bo wiem, że będzie się starał, aby mnie nie zawieść. Mnie, jaki i naszego dziecka. To była piękna chwila i tylko nasza.

Kiedy pani doktor skończyła robić mi USG, wytarłam brzuch po żelu i poprawiłam swoje ubranie. Przeprowadziła ze mną rozmowę o tym jak się czuję. Powiedziałam jej o mdłościach, ale odpowiedziała, że w ciągu paru tygodni powinny przejść. Kazała mi jeść rano imbir, który uśmierzy to uczucie. Dostałam tabletki dla kobiet w ciąży i wyszliśmy z gabinetu. Daniel, miał w rękach zdjęcie naszego dziecka i przez cały czas się na nie patrzył. Wiedziałam, że to dla niego całkiem nowa sytuacja. Ja już zdążyłam się do tego przyzwyczaić, ale on wiedział o tym dopiero od wczoraj.

– Jak myślisz, to będzie chłopczyk, czy dziewczynka? – zapytał się, otwierając drzwi od mojej strony w Porsche.

– Chciałabym dziewczynkę, ale ważne, żeby było zdrowe.

– Na pewno będzie zdrowe mając takiego tatę, jak ja – powiedział dumny, a ja posłałam mu zaskoczone spojrzenie. Po raz pierwszy nazwał się tatą, ale nie chciałam się nic odzywać. – Wiesz, też bym chciał dziewczynkę – powiedział, gdy zajął miejsce kierowcy.

– Naprawdę? Myślałam, że wolałbyś chłopca.

– Większość ojców pewnie chce chłopca, jako pierwszego, ale ja chciałbym mieć córkę, która będzie ciebie przypominać z charakteru.

– Jak miło – prychnęłam. – Gdzie jedziemy? – zapytałam się, gdy pojechaliśmy w drugą stronę, niż nasz dom.

– Do Klary – odpowiedział i splótł nasze palce razem. Cieszyłam się, że teraz już nikt nam nie stanie na przeszkodzie, aby być razem.

Klara, mieszkała na drugim końcu Krakowa, więc droga przy korkach jakie teraz były zajęła nam ponad pół godziny. Zatrzymaliśmy się przed ładnym parterowym domem. Daniel, poszedł do bagażnika i wyciągnął z niego niebieską torebkę prezentową.

– Cholera, ja nic nie mam dla małego – powiedziałam smutna.

– To będzie od nas – pocieszył mnie, a później położył dłoń na moich plechach. – A teraz nie pozwól, żeby dziecko się przegrzało na słońcu, chodźmy.

– Jakie przegrzało? – zaśmiałam się. – Co najwyżej to ja się mogę przegrzać, niż ono.

Daniel, stanął przed drzwiami jako pierwszy, a ja zaraz za nim. Zapukał i czekaliśmy, aż ktoś nam otworzy. Po chwili było słychać kroki.

– To ty – było słychać w jej głosie nie zadowolenie. – Mówiłam ci, że masz mi się nie pokazywać bez Konst... – urwała, bo wtedy wyszłam zza niego. – Konstancja! – podeszła do mnie i przytuliła. – Jak dobrze, że jesteś! Teraz możesz wejść – odsunęła się i wpuściła nas do środka.

– To dla młodego – podał jej torebkę Daniel.

– Dziękuje, ale nie musiałeś. Chodźcie zobaczycie małego Krzysia – zaprowadziła nas do pokoju, który był wymalowany w niebiesko–szarych barwach. Przy ścianie stało drewniane łóżeczko, a w nim słodko spał chłopczyk.

Bound to youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz