Prolog

348 35 34
                                    

Stawiając stopę za stopą zmuszałam się, by iść jasno oświetlonym hotelowym korytarzem. Serce w mojej piersi wyprawiało przeróżne salta, sprawiając, że raz za razem traciłam dech. Zerknęłam na swoje dłonie i z niemałym zaskoczeniem zauważyłam, że drżą. Nie podobało mi się to. Nie byłam ani trochę przyzwyczajona do tego typu sytuacji. Wcześniej nie byłam też tchórzliwa, ale moje życie w przeciągu zaledwie kilku godzin zmieniło się w totalną katastrofę i nie mogłam jakoś odzyskać dawnej pewności siebie. Bywały momenty, że niemal bałam się własnego cienia. Ja, ta nieustraszona dziewczyna, którą byłam zaledwie kilka dni temu.

Niestety, nie mogłam dłużej pozostać w ukryciu. Ktoś w końcu by mnie znalazł, a to oznaczało, że musiałam wziąć się w garść i to już. W dodatku nikt, ale to absolutnie nikt nie mógł zobaczyć mojej słabości. Jeśli chciałam żyć musiałam przynajmniej udawać, że wciąż jestem tą samą dziewczyną, którą byłam jeszcze kila dni temu.

Kilka dni temu... Mój Boże! Jak to wszystko mogło się tak pochrzanić?

Drżącą dłonią obciągnęłam nieco niżej zbyt krótką sukienkę i wzięłam kilka głębokich, uspokajających wdechów. Bardzo dobrze pamiętałam czas, kiedy jeszcze nie pracowałam w tak specyficzny sposób i nie nosiłam, aż tak krótkich sukienek. Tęskniłam za tym. Za normalnością. I szczerze mówiąc, kiedy pytałam samą siebie po co było mi to wszystko - chciało mi się płakać. Moje życie strasznie się popieprzyło. Nie panowałam już nad żadnym jego aspektem. Nie poznawałam samej siebie. Nie tylko w lustrze. Nie wiedziałam też kim mogłabym być. Każdy dzień przynosił coś nowego, a moje wybory z przed lat doprowadziły mnie w naprawdę przerażające miejsce.

Przychodząc dziś do tego hotelu, jadąc w górę oszkloną windą, aż na ostatnie piętro i zmuszając się do każdego kroku, by iść tym korytarzem postępowałam bardzo, ale to bardzo nirozsądnie. Niestety nie miałam innego wyboru.

Stając przed dwuskrzydłowymi, szerokimi na dobre dwa metry dębowymi drzwiami wiedziałam, że od tej pory będę musiała uważać na każde słowo, na wszystko co robię, na każdy nawet najdrobniejszy szczegół. Jeden niewłaściwy ruch mógł sprawić, że zniknę z tego świata na dobre. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tyle tylko, że w mojej śmierci nie było by nic magicznego. Przy odrobinie szczęścia dostałabym po prostu kulkę w łeb.

Nogi miałam jak z waty, a ich drżenie wcale nie pomagało w chodzeniu na niebotycznie wysokich obcasach. Jednak byłam dla siebie samej pełna podziwu, że wciąż utzrymywałam się w pionie. Lata treningów robiły swoje.

Ostatni wdech i jak automat podniosłam do góry rękę, aby zapukać. Zaczęłam liczyć od dziesięciu w tył...

Dziesięć...

To pięciogwiazdowy hotel, nie mogli mnie tu skrzywdzić...

Dziewięć...

Dookoła jest pełno ludzi. Na pewno ktoś usłyszy mój krzyk....

Osiem....

I przyjdzie z pomocą. Nie miałam się czego bać...

Siedem....

Miałam. O Boże, słyszałam kroki....

Sześć....

Proste plecy, proste....

Drzwi otworzył mi niski, napakowany i wydziarany mężczyzna. Czaszki na jego przedramionach wlepiały we mnie czarne oczodoły. Chwilę później facet wyszczerzył żółte zęby w szeroki uśmiech.

- Szefie! - zawołał oglądając mnie od góry do dołu. - Te dziwki wyglądają coraz lepiej!

Przełknęłam ślinę. Cóż, nie byłam zaskoczona. Moim ubiorem z całą pewnością mogłam sobie zasłużyć na takie miano. Zresztą ubrałam na siebię tę sukienkę celowo i jak widać osiągnęłam cel, który sobie zaplanowałam. Facet bez cienia podejrzeń złapał mnie pod łokieć i wciągnął do środka, popychając lekko drzwi. Następnie ciągnąc mnie za sobą jak szmacianą lalkę, poprowadził wąskim pomalowanym na czerowno korytarzem w głąb wynajmowanego apartamentu. Drzwi wejściowe zamknęły się za mną z cichym trzaskiem. Miałam ochotę wiać stąd gdzie pieprz rośnie, ale zamiast brać nogi za pas posłusznie szłam za mięśniakiem.

Wchodząc do ogromnego pomieszczenia które, jak mogłam się domyślić miało służyć gościom za salon - tego, jakże cholernie drogiego apartamentu, moje myśli skupiły się tylko i wyłącznie na stojącym przy kominku mężczyźnie. Wszystko inne zniknęło. Był tylko on i nic więcej. Bo to właśnie od niego miało teraz zależeć całe moje życie.

A on stał tam w tym swoim idealnie skrojonym garniturze trzymając w dłoni szklankę z bursztynowym płynem, zapewne Whysky i widząc mnie nawet nie mrugnął.

Przyglądałam mu się z autentycznym zainteresowaniem, ponieważ wcześniej widziałam go tylko na zdjęciach i teraz w rzeczywistości wydawał mi się dużo młodszy. Jego zielone oczy wierciły we mnie dziurę. Coś w nich błysnęło, a potem odezwał się niemal z kpiną w głosie.

- To nie żadna tania dziwka. - Moje serce zadrżało. Potrzebowałam więcej czasu. Nie mógł mnie tak szybko przejrzeć. - Ta Pani jest spaloną przykrywką FBI.

Skrzywiłam się. Nienawidziłam, kiedy mnie tak nazywano.

Niestety, mięśniak za mną też szybko łapał i rozumiejąc jaki błąd popełnił jęknął głośno wyciągając coś zza paska. Sekundę póżniej usłyszałam dobrze znany mi zgrzyt przeładowywanej broni i niestety nie pomyliłam się. Jak na moje oko był to Glock siedemnastka, kaliber dziewięć milimetrów.

Sama broń nie zrobiła na mnie wrażenia, byłam przyzwyczajona do tego, że od czasu do czasu ktoś z niej do mnie mierzył, ale nie byłam też samobójczynią, więc posłusznie zastygłam w bezruchu.

Z drugiej jednak strony, kto wie? Może trochę mi się pokręciło w głowie? W końcu przychodząc tutaj dobrze wiedziałam, że tym razem będzie zupełnie inaczej. Nie byłam kryta, nie miała żadnego wsparcia, które mogło zareagować z ukrycia. Zostałam sama i mogłam za to obwiniać tylko siebie.

Poczułam na skroni zimno stali i trochę zmiękły mi kolana, ale nie spuściłam nawet na sekundę wzroku z mężczyzny przede mną. Wiedziałam, że to on tu rządził, znałam jego akta na pamięć. Mięśniak musiał czekać na jego pozwolenie. Stałam więc z przyciśniętą do czaszki lufą czując się kompletnie bezradna.

- Szefie mam ją sprzątnąć? - zapytał wreszcie tym samym potwierdzając moje przypuszczenia. Rzuciłam mu pełne wyrzutów spojrzenie. No, przecież dopiero co się cieszył jaka to, ze mnie piękna dziwka! Zdrajca jeden.

Przycisnął lufę mocniej do mojej skroni i znów oboje spojrzeliśmy w stronę zielonookiego. Mięśniak chciał wiedzieć czy będzie miał tę przyjemność, aby mnie rozwalić, a ja chciałam wiedzieć czy przeżyję.

Zimny dreszcz przebiegł przez całe moje ciało, a wzrok mężczyzny sprawił, że dosłownie na moment stanęło mi w piersi serce. Jego oczy były równie zimne, co stal broni przyciśniętej do mojej skroni. Jednym słowem miała przerąbane.

____________
No hej hej!

Czy ktoś chętny na nową opowieść? :D tak w oczekiwaniu na wydanie NMD.

Buziaki Wasz Kamcioszeek powraca!

Historia Mojej MiłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz