Hinata szedł szybkim, sprężystym krokiem na autobus. W plecaku śniadaniówka obijała się o termos. Małe dłonie były wetknięte głęboko w kieszenie. Gruby szal chronił jego twarz przed mrozem. Rude, widoczne z daleka, włosy rozwiewał lekki wiatr. Było przyjemnie i orzeźwiająco. Chłopak przyspieszył kroku, wychodząc zza zakrętu. Przystanek autobusowy znalazł się w zasięgu wzroku. Szklane ściany zaparowały, nie było widać, czy ktokolwiek na nim czeka, czy nie. Muzyki też nie było słychać. Nawet czarne kruki, siedzące na liniach słupów telegraficznych, nie krakały. Było dziwnie cicho. Shoyo zajrzał do środka budki. Była pusta. Zdziwiony usiadł na ławce i rozejrzał się. Słońce powoli wschodziło za łysymi drzewami. Kageyamy nie było.
Może się spóźni - pomyślał. Może grał do późna i miał problemy, żeby zwlec się z łóżka do szkoły. Hinata doświadczał ich niemal codziennie, przestały mu doskwierać dopiero kilka dni temu. Miłe poranki dobrze na niego wpływały. Jakby przynoszący szczęście duszek siadał mu na ramieniu i nie chciał się odkleić przez resztę dnia. Ludzie tak go nie denerwowali, lekcje były znośne i leciały szybko. Myśli szybko wpadały na ciekawy tor i zajmowały go czymś interesującym. Uczucia zmęczenia, zawiści i irytacji znikały albo po prostu o nich zapominał. Czuł, jakby ktoś zdejmował z niego balast w postaci negatywnych emocji, jakie się w nim gromadziły i jakie nosił ze sobą przez niemal całe gimnazjum dzień w dzień. A tym kimś był Kageyama. Zawsze był na swoim miejscu i czekał z delikatnym uśmiechem, przelotnym spojrzeniem, które wiązało supły w jego żołądku i tamowało dopływ krwi do nóg. Spokojnym "cześć" albo "hej". Zapachem zimnego poranka. Przyjemną melodią. Był jak filiżanka relaksującej herbaty i tosty na dobry początek dnia. Spowalniał na chwilę czas, rozrywając poranny pośpiech i nerwową atmosferę. Samo myślenie o nim wprawiało Hinatę w lepszy humor. Sama postać Kageyamy na horyzoncie była w stanie wywołać u niego uśmiech albo westchnienie ulgi. Nieważne czy na przystanku, czy w klasie, czy w tłumie uczniów na korytarzu. Wysoki chłopak był bardzo mile widzianym obrazem pełnym kontrastów. Czarne jak noc włosy i czerwone usta w jakiś dziwny sposób idealnie współgrały z jasną skórą i niebieskawymi oczami. Delikatny uśmiech pasował do ostrego, tajemniczego spojrzenia. Srebrne kolczyki błyskały od czasu do czasu, tak, jak jego oczy, gdy opowiadał podekscytowany z pasją o rzeczach, których Hinata nie rozumiał.
Autobus pojawił się w oddali. Hinata wyciągnął telefon i napisał do Kageyamy SMSa z zapytaniem, gdzie jest. Nie otrzymał odpowiedzi. Zapytał, czy chłopak już idzie. Nadal nic. Shoyo przygryzł policzek od środka. Może Tobio faktycznie zaspał? Nie pasowało to do niego, a raczej - jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Może rodzice go podwieźli samochodem?
Autobus stanął na przystanku. Hinata wszedł do środka i kupił bilet za pieniądze od matki. Karta miejska mu się skończyła, a nie zdążył jej przedłużyć. Zapisał sobie przypomnienie w telefonie. Kierowca wydał mu resztę i ruszył. Wydawał się go rozpoznawać. Ciężko było nie zapamiętać pomarańczowej łepetyny, widzianej codziennie o tej samej godzinie. Może też zauważył brak Kageyamy. Nie był na tyle otwarty, aby poruszyć ten temat, a Hinata i tak nie znał odpowiedzi na oczywiste pytanie. Usiadł na wolnym krześle, tyłem do kierunku jazdy.
CZYTASZ
sensitive || kagehina
FanfictionPROSZĘ ZACHOWAĆ KULTURĘ W KOMRNTARZACH! 40 000 słów / romans / fluff O upartym nastolatku w fazie buntu, który natrafił na przeszkodę w postaci delikatnego chłopca pełnego miłości. 2019/2020 Pisałam to jak miałam 16 lat, to wiele wyjaśnia XDD