5 - Jamais Vu -

2.6K 256 198
                                        

      Hinata szedł energicznym krokiem na przystanek autobusowy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

      Hinata szedł energicznym krokiem na przystanek autobusowy. Znowu.

      Rano zmartwiona matka poinformowała go, że nie może go dzisiaj zawieźć, bo czeka na elektryka, który miał przyjść naprawić światło na piętrze. Wyłączyło się podczas ostatniej burzy i Hinata niespecjalnie się tym przejął, myśląc, że po prostu wywaliło korki. Czerń i ciemność były uspokajające.

      Później jednak okazało się, że to jakiś większy problem i żarówki nie działały, nieważne jakby kombinować. Z resztą... stara kobieta była niezdarą i bała się, że tylko bardziej coś zepsuje i nie będą mieli prądu w ogóle, więc zadzwoniła po specjalistę, który miał przyjechać rano. Niestety o takiej godzinie, że matka nie zdążyłaby zawieźć dzieci i wrócić na czas. Tak więc mała Natsu jechała z sąsiadką, a on dybał na piechotę na autobus w ten cudowny i mroźny dzień.

      Matka z niepokojem i kapitulacją wypisana na twarzy zostawiła na stole bento i trochę drobniaków na kupienie czegoś w sklepiku szkolnym. Była święcie przekonana, że, jeżeli nie podwiezie go pod szkołę i nie odprowadzi wzrokiem do drzwi, to ten za nic w świecie się tam nie uda, dlatego z tak wielką niepewnością puściła go samego. Oboje wiedzieli, że nie pójdzie do szkoły. Wziął tylko pieniądze ze stołu i wyszedł zdenerwowany.

      Planował poszwendać się trochę po mieście i coś zjeść. Może zadzwonić do kolegów, by dowiedzieć się czy ktoś mu potowarzyszy. Miał idealną okazję, by się wyrwać bez wścibskiego spojrzenia matki na plecach i zamierzał skorzystać. Wziął ze sobą ciepłą kurtkę i szalik, by mniej marznąc podczas spaceru. Dzień zaczynał się chłodno, niebo było jasne i wyblakłe, a ostatnie liście ledwo trzymały się na drzewach. W powietrzu unosił się zapach nadchodzącej zimy. Z przystanku dobiegały melodyjne dźwięki skrzypiec.

      Hinata zatrzymał się na moment. Kageyama stał pod dachem oszklonego przystanku i grał tak, jak ostatnio.

      Shoyo otrząsnął się i ruszył dalej, obserwując chłopaka. Czarnowłosy miał na sobie jedynie białą koszulę i czarny sweter ze znakiem szkoły, musiał być istotą odporną na zimno. Miał zamknięte oczy i twarz bez wyrazu, jedynie ciemne brwi marszczyły się lekko od czasu do czasu. Wyglądał na pogrążonego w swojej grze, tak, jak ostatnio. Wszystko wydawało się tak, jak wcześniej, ale coś się nie zgadzało. Jakieś nowe, malusieńkie elementy, których Hinata nie dostrzegał sprawiały, że czuł się zupełnie inaczej. Jakby to było ich pierwsze spotkanie. Trzymane przez chłopaka skrzypce nie były w klasycznym głęboki, dębowym odcieniu, a niebieskie z jakimiś wzorkami, których z daleka nie rozpoznawał. Melodia była inna. Ostatnia była smutna i skrzypiąca jak stare drzwi. Ta była łagodna, miła dla ucha i pełna nadziei.

      Hinata usiadł na ławce i zaczął słuchać. Czuł się, jakby nigdy wcześniej tam nie siedział, jakby ostatnie spotkanie było jedynie snem albo nieprawdziwym wspomnieniem. Czuł świeżość i chłód powietrza przypominający o zimie jak małe igiełki kujące jego skórę lub wciągane nosem sproszkowane miętówki. Czuł, jakby to miała być jego pierwsza zima w życiu. Melodia mieszała w sobie strach, bezsilność i nadzieję, przygotowując na nadchodzący okres. Czuł się jak chore, niewielkie, dzikie zwierzę, które nie ma już sił i nie przetrwa pierwszej zimy w swoim życiu, jeśli ktoś mu nie pomoże. A przepełniało go to dziwne uczucie, że właśnie ktoś mu pomoże. Że morderczy lód nadchodzi, ale jemu nic się nie stanie.

sensitive || kagehinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz