17 - Let Go -

1.9K 248 193
                                        

    Hinata wrócił do domu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

    Hinata wrócił do domu. Już po przekroczeniu progu zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak. Może chodziło o ciężką atmosferę a może o dobijającą ciszę? Mała Natsu zawsze siedziała przed telewizorem, oglądając swoje wesołe, kolorowe, durne bajki zdecydowanie za głośno. Dziś kanapa była pusta, a sprzęt zgaszony. Cały salon pogrążony był w mroku. Światło paliło się jedynie w kuchni, gdzie mama gotowała obiad. Zapach zupy unosił się w pomieszczeniu. Kobieta stała odwrócona do niego plecami, monotonnie mieszała chochlą, ocierając nią o dno garnka z cichym szumem. Na stole leżała spora koperta.

      Hinata podszedł bliżej. Była już otwarta, rozszarpana nożem agresywnie. Zajrzał do środka i wyciągnął zawartość. Rozprostował złożone kartki pełne wydruków. Kilkanaście punktów, zamaszysty podpis, czerwona pieczątka i data. Nagłówek wypisany specjalną czcionką.

      Wezwanie do sądu.

      Powietrze uciekło mu z płuc, a przepona opustoszała, chowając brzuch. Krew buchnęła szybkim tętnem, rozlewając przytłaczające gorąco po klatce piersiowej i twarzy. Czuł, jak pulsuje w skroniach, grzejąc głowę wzmagając przerażenie. Przeleciał szybko wzrokiem przez tekst raz, potem drugi. Odsunął stopą krzesło i usiadłam na nim, kładąc z hukiem łokcie na blacie. Przeczytał wszystko po raz trzeci, ale powoli. Dłoń, w której ściskał papier, drżała. Żołądek zawiązał się w ciasny supeł, próbując pozbyć się swej zawartości. Momentalnie zrobiło mu się niedobrze, jak podczas długiej jazdy samochodem, gdy zamiast przez okno, patrzył w dół.

      Niewielka miska z parująca zupą stała już przed nim. Mama usiadła po drugiej stronie stołu. Zaczęła cicho siorbać obiad.

— Jedz — wyszeptała, nabierając trochę makaronu. Nie miał najmniejszej ochoty. Wiedział, że nie da rady nic w siebie wcisnąć, nic nie przejdzie mu przez gardło. Najpewniej nie zje nic do jutra.

— Nie chce — odpowiedział po długiej chwili milczenia.

— Wpieprzaj i przestać robić problemy! — kobieta wybuchła nagle, uderzając ręką w blat. Podskoczył na swoim miejscu, zdziwiony taką reakcją. Metalowa łyżka upadła z brzękiem, odbijając się o porcelanę. Kilka kropel bulionu prysnęło poza ramy miski.

— Po prostu przestań... — jej drżący głos wrócił do cichszego tonu, słaby, łamiący się, rozpaczliwy. Cała się trzęsła tak samo, jak on. Jej twarz wykrzywiała się w ledwo utrzymywanym grymasie, o krok od załamania, a oczy były pełne łez i bólu.

      Bała się tak samo, jak on. Nie chciała go tracić. Nie chciała, by zamknęli jej syna w więzieniu na kilka lat, nieważne jak okropnym dzieckiem był. Co z nim będzie? Jak skończy? Co zrobi bez niego? Rozsypie się. Już się sypała, widział to. Była wściekła, rozczarowana i bezsilna, a przy tym bardzo, bardzo smutna...

      Gdy pierwsza łza spłynęła po jej policzku, syn pękł i wybuchnął płaczem.

***


      Zimny poranek, sól na drodze. Shōyō szedł do szkoły, być może po raz ostatni. Szczypiący skórę chłód po raz  pierwszy mu się podobał. Kłujące w nos i płuca powietrze nagle polubił. Skrzypienie pod stopami i kruki siedzące na kablach słupów telefonicznych były miłym dźwiękiem.

      Przystanek pogrążony był w ciszy. Muzyki skrzypiec nie było tam już od tak dawna. Nikt nie grał, nie stroił instrumentu i nie brzdąkał, sprawdzając struny. Hinata próbował sobie przypomnieć pierwszą melodię, jaką tu usłyszał. Za nic nie mógł odnaleźć jej w pamięci. Pamiętał tylko, że wtedy mu się nie podobała. Teraz całym sercem pragnął natknąć się na nią znowu. Szkoda, że nie mógł cofnąć czasu. Szkoda, że żadne przeprosiny czy inne słowa tego nie zrobią.

— Hej — dobiegł go przyjazny, znajomy głos. Czarnowłosy siedział na pokrytej szronem ławce. Miał na sobie swój ciemny płaszcz, współgrający z kolorem kosmyków, na których pięknie osiadły drobinki śniegu. Zima wywołała na jego bladej twarzy czerwone rumieńce. Policzki, nos i czubki uszu pasowały do truskawkowych ust. Oczy były tak niebieskie i piękne jak zawsze.

      Rudy uśmiechnął się słabo w odpowiedzi.

— Cześć — odparł, siadając obok. Kageyama, zauważył jego brak humoru. Nie był najlepszy w odczytywaniu emocji, ale zdawał sobie sprawę, że coś się nie zgadzało. Chwilę wahał się, czy powinien o to zapytać, czy nie poruszać tematu.

      Utrzymywała się zimna cisza, bez napięcia, łagodna i cierpliwa.

— Przyszedł list — odezwał się w końcu Hinata, pociągając sucho zamarzniętym nosem — Wezwanie do sądu w sprawie Yamaguchiego.

— Oh... — Tobio spojrzał na niego, wydawał się poruszony tą informacją, chodź wyraz jego twarzy, jak zwykle niewiele się zmienił. Może jednak wcale go to nie ruszało?

— No. Pójdę siedzieć z innymi durniami jak nic — mruknął z gorzkim, ironicznym rozbawieniem, odchylając głowę do tyłu.

— I dobrze, należy ci się — odparł chłodno Kageyama, wzruszające ramionami. Zmaltretowane serce Hinaty jęknęło cicho stanęło na moment, by przyspieszyć nagle z wielką siłą.

      No tak, należało mu się. Zabolało, ale taka była prawda. Czemu niebieskooki chłopiec miałby uważać inaczej? Czemu miałby go czyścić z zarzutów i wmawiać, że nic się nie stało i nie zrobił nic złego? Śmieszne. Muzyk się cenił. Nie był jednym z tych, co sypią pustymi słowami czy komplementami na prawo i lewo, nie uginał się pod presją i trzymał swój stały, lodowaty, samotny poziom.

      A chyba byli tak blisko. Może wcale nie? Może rudemu tylko się wydawało? A może tutaj była granica ich znajomości, której Kageyama nie zamierzał przekraczać. Lubił go, ale do pewnego momentu. Nie chciał mieć do czynienia z jego przeszłością i całym tym zamieszaniem. Nie udawał, że go nie było, ale nie dotykał go, gardził nim.

— Można odwiedzać osadzonych w poprawczaku? — zapytał czarnowłosy nagle. Niższy nastolatek szybko odwrócił się w jego stronę, zaskoczony pytaniem. Nie miał pojęcia. Może?

— Chyba tak, raz na jakiś czas — odpowiedział powoli i niepewnie. Smukła dłoń Kageyamy, nieosłonięta żadną rękawiczką sunęła po oblodzonym drewnie ławki, by dotrzeć do zaczerwienionej i skostniałej ręki Hinata. Zaczepiła ją delikatnie małym palcem, wywołując gorący dreszcz. Okryła ją i zacisnęła się delikatnie.

       Chłopak o farbowanych włosach spojrzał na miejsce dotyku, powoli przetwarzając wszystko. Oblizał usta i przełknął głośno ślinę, po czym wbiła wzrok w szosę przed nimi.

— Na ile mogą cię zamknąć? — zapytał miły dla ucha głos, za którym Shōyō bardzo szybko zatęskni.

— Dwa lata... Trzy...? — rzucił losowo, próbując oszacować swoją karę, bez zbędnego wydawania się w szczegółowe rozmyślania. Czarnowłosy pokiwał głową lekko.

Na przystanku znowu zapadła cisza. Słońce delikatnie, nieśmiało wyglądało zza siwych chmur. Wyblakłe niebo od czasu do czasu przecinał jakiś samotny ptak. Wszystkie łyse drzewa pokrywał szron. Resztki śniegu na chodnikach i ulicy mieszały się z piaskiem lub solą w brzydką breję. Mróz wciąż szczypał policzki, uszy i czubek nosa. Wysuszał wargi, które pękały i kruszyły się. Na słupach telegraficznych przysiadywały kruki, a autobusu nadal nie było.

      Rudy wydawał się nieobecny. Rozmyślał nad czymś, pogrążając się w tym kompletnie. Marszczył delikatnie brwi, a jego usta były zaciśnięte w cienką linię. Obrócił dłoń wierzchem do góry i splótł palce z muzykiem.

— Zaczekasz na mnie? — zapytała cicho, na ulatującym oddechu.

— Zaczekam.




Koniec.

sensitive || kagehinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz