Po całej nieprzespanej nocy, przyglądając się jak jutrznia w pięknej sukni przyozdobiła niebo musiałem wyglądać niczym zjawa. Przebudzający się za to wiedźmin wyglądał mniej mrocznie i jakby spokojniej. Czy to nocy cienie tak mocno zadziałały na moją wyobraźnię? A może jednak śniłem nieświadomie, nadając mu bardziej upiornego wizerunku? Spoglądałem na jego sylwetkę powoli powstającą z prowizorycznego posłania. Nawet nie obdarzył mnie jednym, krótkim spojrzeniem. Podszedł za to od razu do pięknej klaczy. Poklepał ją przyjaźnie po boku, wyszeptał parę słów do ucha i nawet delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Magia tego momentu sprawiała, że zamarłem. Próbowałem jak najdokładniej zapamiętać to co miało miejsce. Ile on twarzy jeszcze skrywał? Które były prawdziwe? Czy nawet po stu latach, ktoś mógłby je poznać i spisać dla potomnych?
Trwaliśmy w ciszy, lecz bałem się odezwać. Przerażenie grało z ciekawością w moim sercu. Wiedźmini byli czymś nieznanym, a nauka o nich satysfakcjonującym. Jednak trafiając na taką osobę jak Geralt, nie można było być pewnym niczego. Raz czułem jakby jego miecz tkwił na moim gardle i delikatnie po nim przesuwał pozbawiając mnie ostatnich sekund życia, a w następnej pustkę. Nic więcej, nic mniej. Dalej przyglądałem się jak nie zwracając uwagi na otoczenie nalał na swoje dłonie wody i omył twarz. Zarzucił białymi włosami, a ja z wrażenia otworzyłem usta. Były one niczym pajęcze nici, pięknie błyszczące w pierwszych promieniach słońca. Zapragnąłem je dotknąć. Czy były miękkie? A może nie? Jak pachniały? I to chciałem poznać. Przez tę jedną bezsenną noc zapragnąłem odebrać jego wszystkie tajemnice oraz nauczyć się świata widzianego tymi złotymi oczami.
- Jak się nazywa? – mój głos zabrzmiał bardzo chropowato i mniej melodycznie niż zwykle.
Wiedźmin podążył za moim wzrokiem, który wciąż podziwiał szlachetną budowę konia. Już dawno nie dane mi było zobaczyć tak urzekającego stworzenia. Gdy jej ciemne oczy spoczęły na moich, dojrzałem w nich mądrość. Niezwykle rozumne zwierzę było prawdziwym skarbem dla jeźdźca. Można było powierzyć mu życie oraz wszystkie sekrety. Czy to ta boska istota posiadała w sobie prawdę o nim? Szkoda, że nie znałem jej mowy. Mógłbym cały dzień i noc słuchać jej historii bez zadania nawet jednego pytania. Po prostu słuchać prastarego głosu natury, aby na koniec zjednoczyć się z nim.
- Płotka – powiedział przeczesując włosy mokrymi palcami.
- Dziwne imię jak na konia.
- Twoje też – mruknął podchodząc do jakiejś torby, by wyjąć z niej kawałek chleba oraz suszonego mięsa.
Nie uważałem, żeby moje imię było jakieś dziwne, tym bardziej, że sam je sobie nadałem. Matka po moim narodzeniu wybrała zupełnie inne, lecz było nudne. Nie było w nim nawet ziarnka romantyzmu, podobnie jak na dworze, który mnie wychował. Osiągając pełnoletniość opuściłem jego mury i wybrałem życie tułacza, barda. Nikt nie miał mi tego za złe, było to nawet lepsze rozwiązanie dla wszystkich. Mnie cieszyła wyłącznie sztuka i alkohol, a tam trzeba było bawić się strategiami, przekupywać magnatów oraz kajać się przed ważniejszymi. Nie było tam miejsca na ducha, włącznie ciało oraz rozum. Dlatego stałem się Jaskrem – urokliwym jak kwiaty, atrakcyjnym niczym ich woń.
Geralt usiadł na swoim miejscu przy wypalonym już ognisku. Wiosenne poranki były chłodne, ale najwidoczniej jemu nie przeszkadzały. Ach, jak mu tego zazdrościłem. Siedziałem opatulony swoją kurtką i tylko błagałem wszelkie stworzenie, żeby nie przerodziło się to w żadną chorobę. Zęby zatopił w białym pieczywie, a ja dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę jak strasznie byłem głody. Mój brzuch to głośno zakomunikował i nawet nie zdążyłem ukryć dźwięku tego wstydu. Wiedźmin jakby udawał, że nie słyszał kontynuował swój posiłek, a ja tylko schowałem twarz w ciepłym odzieniu, żeby nie widać było mojej zażenowanej twarzy. Coś zaszeleściło, coś stuknęło, a zaraz poczułem jak delikatnie uderza we mnie jakiś obiekt. Uniosłem głowę i spojrzałem na pakunki, które wylądowały obok mnie. Białowłosy stał w pobliżu Płotki, odwrócony do mnie plecami. Nawet nie wiedziałem, w którym momencie tam się znalazł. Wziąłem do ręki rzucone dary. Był tam chleb, ser, suszone mięso oraz bukłak wody. Byłem tak szczęśliwy i rozczulony tym niespodziewanym gestem.
CZYTASZ
Miecz i Lutnia (Geralt x Jaskier)
FanfictionJaskier kocha alkohol i sztukę. Podąża za wiedźminem szukając w nim odpowiedzi, a odnajduje uczucie. Fanfiction! Postaci NIE należą do mnie. Są własnością pana Andrzeja Sapkowskiego, którego twórczość zainspirowała do powstania tego ff. Źródło grafi...