2

2.7K 258 121
                                    

Nade mną była ciemna noc. Nie wiem, w którym momencie się zgubiłem. Po prostu jak zawsze krążyłem po lesie, by trafić do kolejnej wioski, ale im dalej szedłem tym mniej było cywilizacji. W pewnym momencie skończyło się wino w butelce, którą niosłem w niewielkim, wełnianym worku oraz pożywienie. Nigdy nie pamiętałem, by mieć wystarczającą ilość chleba oraz sera. Czasami zdawało mi się, że potrafiłem bez tego żyć. Głód zagłuszałem piosenką i dobrym samopoczuciem. Krążąc jednak o tak późnej porze, po nieznanym lesie, nagle przypominałem sobie, że byłem wyłącznie człowiekiem. Musiałem jeść, spać i było to zdarzeniem okrutnie ujmującym mej duszy. W końcu ludzi dzieliło się na kilka kategorii, a w każdej z nich wyłącznie dwie z trzech wartości miały jakieś znaczenie. Tymi cennymi artefaktami były rozum, ciało, duch. Jako artysta wiecznie błądziłem gdzieś myślami, dlatego duch mój był wypielęgnowany, podobnie jak rozum zachłannie pochłaniający kolejne zaczytywane przeze mnie dzieła. Cierpiało na tym jednak ciało. Zmęczone głodem, podróżami bez końca oraz nocami bez snu.

Idąc przez gęstwiny próbowałem nie myśleć o tym co się mogło w nich kryć. Nie miałem przy sobie nawet krótkiego noża, ale i on niewiele by pomógł bardowi. Przez całe swoje życie nie zadałem cierpienia nawet raz. Unikałem bójek, choć często byłem ich świadkiem. Przemoc nie była rozwiązaniem, ani wyznacznikiem siły. To wyłącznie pokazywało, że ludzie nawet śpiąc w ciepłych łózkach, nakładając na siebie szaty, dalej byli wyłącznie więźniami dzikiej natury. W każdym z nas żyło zwierzę. Rozwijało się karmione naszym strachem, pragnieniami. Jeśli byliśmy na tyle słabi, aby dać mu się zawładnąć gubiliśmy człowieczeństwo i uciekaliśmy od społeczeństwa. Jedni czynili to zbrodniami, a inni wyobcowaniem, skryci w jakiś samotnych jaskiniach. Czasami w noce jak ta, gdy gwiazdy wysoko błyszczały nad głową, a księżyc w pełni, groteskowo uśmiechał się do mnie swą zakłamaną twarzą, rozmyślałem o tym co kryło się we mnie. Jakiego zwierzęcia byłem bratnią duszą.

Zawiał mocniejszy wiatr. Skuliłem się trochę kryjąc bardziej w mojej kolorowej, lekko poniszczonej kurtce. Tak wiele już gałązek o nią zahaczyło, że straciła swój szyk i blask. Dalej posuwałem się powoli na przód. Gdzieś za sobą usłyszałem szelest, z prawej strony pohukiwanie sowy. Las się ze mnie śmiał. Słyszałem jego szepty. Prowadził ku zgubie, a ja niczym zbłąkane, nieświadome dziecko dawałem mu się prowadzić. Jakiś korzeń boleśnie ugodził mnie w palec od stopy, to po raz kolejny wiotka gałązka smagnęła policzek, ale nie mogłem się zatrzymywać. Licząc na głupie szczęście pragnąłem napotkać choćby potwora, który szybko ukróciłby moje męki. Przed sobą usłyszałem rżenie konia i to był pierwszy, przyjemny dźwięk tej nocy. Przyśpieszyłem kroku, a mój oddech gwałtownie przyśpieszył, podobnie jak bicie serca. Powoli widziałem niewielkie światło wyłaniające się z mroku i czułem, że byłem uratowany. Przedarłem się przez ostatnie krzaki, aż wypadłem na niewielką polanę.

Stanąłem i zamarłem. Złoto zabłyszczało, a odbite w nim iskierki złośliwie roześmiały się. Gdyby nie ognisko myślałbym, że stanąłem oko w oko z jakąś dziką panterą czekającą na ofiarę. Jednak to był jakiś czas temu poznany wiedźmin. Już zdążyłem z głowy wyrzucić widok tych wszystkich karykaturalnych ciał, ale gdy ponownie go ujrzałem wszystko wróciło. Strach ścisnął mnie za gardło, szeptał do ucha wyroki śmierci. Chciałem tylko schronienia, a trafiłem na swój koszmar. Bo Geralt z Rivii od tamtego momentu co noc towarzyszył mi we snach. Za każdym razem napotykałem te złote oczy i ginąłem w nich. Gdybym chociaż jeden wyraźnie pamiętał. Jednak wszystkie zanikały wraz z porankiem, oprócz dziwnego wrażenia, że przy mnie ktoś był, choć samotnie się budziłem, tak jak kładłem. Niewidocznie uszczypnąłem się w ramię przywołując na swojej twarzy uśmiech. Skłoniłem się przed mężczyzną i próbując nie wykonywać gwałtowniejszych ruchów, przemówiłem.

Miecz i Lutnia (Geralt x Jaskier)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz