11

1.9K 214 177
                                    

Budząc się - czułem się ciężki. Poprzedni dzień pamiętałem niemal jak przez mgłę. Zbyt wiele uczuć, które niosły się za moim płaczem, dawno przerwało barierę iluzji szczęścia, którą postawiłem na swoim sercu. Gdyby ktoś mnie spytał w tym momencie co siedziało w mojej głowie, żadna myśl nie byłaby prawidłowa. Zdając sobie sprawę z tak wielu słabości, można było wybrać wyłącznie dwie opcje – poddanie się lub walka. Na żadne nie miałem ochoty, a suchość w gardle dodawała tylko irytacji. Dzisiaj był trzeci dzień odkąd nie zanurzyłem ust...w alkoholu? A może miłości...nie, nie chciałem jej. Pragnąłem, żeby to mnie pokochano, abym mógł siebie zaakceptować i wrócić do marzeń z lat dziecięcych. To dla nich porzuciłem rodzinę, imię, bezpieczną przyszłość. Rozumiałem to i jednocześnie nie. Walczyło we mnie pożądanie wolności oraz niewoli. Chciałem muzyki, wina, siebie, przyszłości. Łaknąłem wszystkiego, gardząc sobą. Tylko artysta mógł być tak chciwy. Tylko ten co pragnął miłości. A czym ona była jak nie sztuką?

- Długo będziesz mi się tak przyglądać? – spytałem nie podnosząc głowy, ale czując to palące spojrzenie złotych oczu.

- Długo będziesz tak leżał?

- Nie mam siły wstać.

Nie kłamałem. Moje ciało było jakieś ciężkie, a drżące kończyny – zdradzieckie. Nie ufałem sobie. Z trudem uniosłem się do siadu, a niewielkie łóżko w wynajętym pokoju niemile zaskrzypiało. Spojrzałem na wiedźmina, którego spokojna twarz nie przypominała tamtej, pełnej emocji. Nie sądziłem, że posiadał takie oblicze. Z jednej strony zdawał się być zagubiony, a z drugiej pełen wojowniczej determinacji. Widząc go, samotnego, stojącego przed lasem, zapomniałem o słowach tamtych mężczyzn obnażających moje największe lęki. Będąc w ramionach Geralta poczułem się bezpiecznie. Trochę jak małe dziecko, karcone przez rodzica, ale dalej w niezwykły sposób nostalgicznie. Niewielkie ciepło jego ciała koiło, w porównaniu do chłodu jaskini, a głos zagłuszał podniecone krzyki wiernych żałobnej grupy. Może powinienem przy nim szukać spokoju. Nauczyć się postrzegania świata tymi złotymi oczami. Fascynację przerodzić w szacunek, a zawiść w motywację.

- Co jest? – spytał dalej wpatrując się w ten krępujący, szczery sposób.

- W mojej torbie jest sakiewka – wskazałem na wełniany worek – weź ją.

- Nie potrzebuję twoich pieniędzy.

- A potrzebujesz mnie pijanego? – zaśmiałem się sięgając po lutnię – Weź póki jestem jasny na umyśle, weź póki mam siłę, żeby nie zwątpić, że nie ma miłości tam gdzie zawsze ją widziałem.

- Co cię odmieniło? – spytał wypełniając moją prośbę.

- Jeszcze nic – uderzyłem akord – Jestem tym samym nikim co wczoraj, ale mogę być Jaskrem jutra. Chciałbym spróbować czegoś innego...wczoraj otworzono mi oczy...wiem czego pragnę i czym nie jest moje pragnienie. Obnażyli mnie. Stanąłem tam nagi i zagubiony, ale wyszedłem bogaty w strach, który chciał mnie zniszczyć. I niszczy dalej. Pożera...nawet teraz czuję, że umieram...ale kto powiedział, że śmierć to koniec? Może to początek? Może dopiero wtedy zaczyna się życie...I ty...nienawidzę cię Geralcie...nienawidzę cię równie mocno co siebie, bo posiadasz wszystko czego pragnę. Widząc litość jaką mnie obdarzyłeś coś we mnie pękło. Mówiłem ci, że nie wiesz czym jest miłość, ale ja nie wiem czym jest walka...Nie chce się poddać, choć nie wiem czy mi się uda...nic nie wiem, ale jestem artystą...cóż mi pozostaje poza marzeniami.

Skupiałem się na wypowiadanych słowach i palcach układających się na progach lutni. Znałem miejsca nut na pamięć, ale kochałem widok drżących strun. Odpływając do swojego świata, dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że stał przede mną wiedźmin. Jego twarz zastygła, cienia emocji nie było na niej widać. Przyglądałem się dłoni, która podążała w moją stronę, aż w końcu ujęła mój podbródek. Zatopiony w złotej otchłani z jednej strony bałem się jej, ale z drugiej wiedziałem, że nie groziło mi żadne niebezpieczeństwo. Już zbyt wiele razy dowiedziałem się, że nie byłem dla niego przeciwnikiem, a moja śmierć byłaby zwykłym zawracaniem głowy. Stal miecza zbroczona krwią barda byłaby hańbą, zamiast powodem do dumy.

Miecz i Lutnia (Geralt x Jaskier)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz