10

1.9K 221 226
                                    

(Jaskier)

Idąc za światłami pochodni, podążałem za tłumem. Większość była ubrana w żałobne szaty, a inni podobnie jak ja - zagubione owieczki, kroczyli w nieznane. Noc była piękna, chłodna, ale nie na tyle, aby odrętwienie sięgało palców i serca. Niebo rozgwieżdżone patrzyło uważnie i zapamiętywało historię wiernych, którzy zapragnęli spotkania z nowym bogiem. W nic nie wierzyłem. Kulty Słońca były mi obce. W jednej ramionach bogini odnajdywałem spełnienie, ale czym był artysta, jeśli nie wiecznym poszukiwaczem weny. Może w tej miłości dostąpię spokoju i na łonie nieznanego odnajdę dawno zagubiony dom. Wszystkiego musiałem spróbować, aby na nowo odżyć, by nie zazdrościć nikomu, że los jego był cudowny. Chwile żałości nie mogły trwać wiecznie, a wszystko było w naszych dłoniach. W moich drżących rękach, które znowu chciały ująć lutnię jak drogą przyjaciółkę, a nie kochliwą nierządnicę. Kim chciałem być? Kim zostać? Znowu Jaskrem. Tylko nim. Tylko bardem. Tylko...

- Witaj kolorowy ptaku – uśmiechnęła się piękna niewiasta, kiedy stanąłem przed wejściem do jaskini.

Było ono wypełnione pochodniami, a nad jego pieczą czuwali dwaj strażnicy trzymający w swoich dłoniach włócznie, a przy pasie posiadali przywiązane miecze. Ostrymi spojrzeniami witali nowo-przybyłych, z postaciami w żałobnych szatach wymieniali mocne uściski dłoni. Gdy obrzucili mnie wrogimi spojrzeniami przez chwilę zapragnąłem ucieczki, ale przypominając sobie wymianę zdań z wiedźminem, wolałem już tu zginąć, niż na nowo widzieć w jego oczach pogardę do mojej osoby. Nienawidził mnie, czułem to wyraźnie, lecz trzymał blisko siebie myśląc, że będzie posiadał nade mną władzę. Ciągle tylko zakazywał i łajał, a ja pragnąłem tylko go poznać. Zgubić się w jego oczach zapominając o wszystkich marzeniach. Wydawał mi się ratunkiem, lecz stał się katem, bo im dłużej byłem w jego towarzystwie, tym mocniej dostrzegałem jak bardzo byłem nieidealny, a on wręcz przeciwnie.

Kobieta ujęła moją dłoń i pędzlem zanurzonym w czarnej farbie namalowała na niej jakiś wzór. Był bardziej ubogi w porównaniu do tego, który sama posiadała, ale równie ujmujący. Z ciekawością przyglądałem się znakom, które przypominały liście winogron. Przez chwilę zdało mi się, że poruszyły się, ale musiał być to efekt tańca między cieniami, a światłem. Z uśmiechem puściła moją dłoń i odgarnęła swoje długie włosy, które wiatr urokliwie potargał.

- Czy zdradzisz mi teraz imię waszego boga, moja miła?

- Sam je poznasz – powiedziała delikatnym głosem robiąc mi przejście – Idź ciągle za światłem i nie zbaczaj z drogi. Mroki tego miejsca przypominają ludzkie serca.

Pierwszy krok był niepewny, kolejny już bardziej. Szedłem obok nieznanych mi postaci, których twarze raz po raz ginęły w cieniu. Nikt się nie odzywał. Wszyscy w milczeniu czcili swoją pielgrzymkę. Jedni wiedzieli już co będzie ich czekać, a drudzy w tym ja walczyli ze strachem. Długi tunel, wciąż napotykaliśmy zakręty, a wraz z głębokością rosła wilgotność otoczenia, przez co podłoże było śliskie i trzeba było uważać, aby nie złamać nogi. Sufit zdawał mi się coraz niżej i już niemal na czworaka pokonywałem ostatnie metry, lecz kiedy znaleźliśmy się u celu, moje serce zadrżało.

W centrum jaskini kryła się piękna komnata. Niczym ta, w której moja matka przyjmowała dyplomatów. Ściany przyozdobione były w czerwone materiały obszyte złotymi nićmi. Wiele ław ustawionych przed wysokim podestem miało wyrzeźbione postacie z jakiś mitów, ubrane w kamienie szlachetne. Główna scena również była dziełem rzemieślników, a na jej środku stało krzesło, niczym tron. Wszyscy nowi, zagubieni i oczarowani magią niezwykłego miejsca nie dostrzegli postaci powoli wyłaniającej się z mroku. Nawet ja, który byłem dobrym obserwatorem dopiero po usłyszeniu niskiego głosu zainteresowałem się mężczyzną znajdującym się na scenie.

Miecz i Lutnia (Geralt x Jaskier)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz