7

2K 212 93
                                    

Stałem na scenie. Sala była pusta, ale grałem jedną z moich ukochany ballad. Napisałem ją dla matki, której od dawna nie widziałem, nie miałem nawet jednej od niej wiadomości. Wyłącznie słowa zapisane w pamięci, które były lekcjami jakie mi ofiarowała za młodu. Uderzałem w struny lutni, spokojnym głosem przechodziłem z jednej zwrotki do kolejnej. Przymknąłem oczy, otworzyłem je szeroko i dostrzegłem starca. Siedział w ciemnym kącie.

Nie widziałem dobrze jego twarzy, ale oczy martwe, niczym u ryby śledziły każdym mój ruch. Z ciekawością zeskoczyłem ze sceny i zbliżyłem się do niego. Oblicze jakby znajome, pokryte wieloma zmarszczkami nie wyrażało żadnych emocji. Gdyby nieruchliwe gałki oczne pomyślałbym, że od dawna już nie żył. Zaprzestałem ballady, przysiadłem się do jego stolika i zamarłem patrząc na twarz, która przypominała moją, jednak z bardzo odległej przyszłości.

Patrzyliśmy się na siebie w ciszy. Nic nie grało, nic nie wirowało w tańcu, w ustach zamarł śmiech. Podniosłem dłoń, a on zrobił to samo. Dotknąłem jego pożółkłego policzka, a on mojego. Zadrżałem. Uśmiechnął się delikatnie i rozsypał się. Spojrzałem na popiół, którym obsypane zostały moje dłonie.

- Pan starszy odszedł.

Odwróciłem się gwałtownie i dostrzegłem małego chłopca. Nie miałem wątpliwości, że był mną z przeszłości. Podszedł z pięknym uśmiechem, by zająć miejsce swojego poprzednika. Wesoło machał nóżkami, a dłonie ułożone na kolanach wystukiwały tylko jemu znaną piosenkę. Dalej wstrząśnięty niedawną sytuacją nie potrafiłem odnaleźć odpowiednich słów. Wpatrywałem się jedynie w dziecięcą radość i próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz czułem się szczęśliwy. Nie licząc momentów, kiedy piłem zbyt wielu pamięć nie wyłapała. Wciąż tonąłem w mojej miłości, ale gdy ją traciłem, w głębokiej rozpaczy. Wzdrygnąłem się, gdy chłopiec ułożył dłoń na mojej. Przez chwilę wnikliwie się im przyglądał zanim wysokim, pasującym do jego wieku głosem powiedział.

- Chcę mieć tak długie palce.

- Po co? – spytałem.

- Żeby móc pięknie grać.

- Lubisz muzykę?

- Kocham! – zaklaskał radośnie w dłonie – Szkoda, że nie będę mógł zostać artystą?

- Zostaniesz.

- Nie – pokręcił głową – Muszę pomóc mamusi. Dwór nie obejdzie się bez władcy. Tatusia nie ma, zostałem tylko ja.

Uderzyły mnie jego słowa. Zapomniałem już o ojcu dawno poległym w bitwie. Jego twarz była mi nieznana, więc nie powracała we snach, jak ta należąca do matki. Byłem złym synem i jeszcze gorszym artystą. Dawno przestałem czuć muzykę. Już tylko w alkoholu odnajdywałem jej istotę i znów miłowałem jak drogą kobietę. Co by powiedzieli moi rodzice, gdyby zobaczyli jak marnym człowiekiem się stałem? Porzuciłem obowiązek dla marzeń, których nie potrafiłem ziścić. Chciałem powiedzieć coś do chłopca, jakoś go pocieszyć, lecz nigdzie go już nie było. Zacząłem się rozglądać, aż nie napotkałem innej sylwetki stojącej w cieniu. Przyglądałem się uważnie wychodzącej sylwetce i po raz kolejny zamarłem – to byłem ja. Chwiejnie szedłem do siedzącego mnie. Dalej byłem na krześle, ale również patrzyłem na siebie z góry.

- Gdzie twoja lutnia bardzie? – spytał układając dłonie na moich policzkach – Gdzie twoje marzenia Jaskrze? Gdzie jesteś? Kim jesteś?

- Mam lutnię – wyszeptałem, ale gdy spojrzałem na stół, nic na nim nie leżało poza niewielkimi kupkami popiołu – Być bardem to moje jedyne marzenie. Jestem tutaj. Jestem...

Miecz i Lutnia (Geralt x Jaskier)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz