18 - koniec

2.4K 237 169
                                    

(Jaskier)

Miesiące mijały, a on nie przestawał mnie kochać. Pory roku przemijały, a on trwał przy mnie niczym muzyka, poezja. We dnie występowałem, w nocy tworzyłem, bo przy tak wielu materiałach jakie mogłem przy nim zbierać, nigdy bardziej produktywny nie byłem. A wystarczył jeden pocałunek, jedno „kocham cię", żeby świat tego skromnego barda wywrócił się do góry nogami. Nie sięgałem już do kielicha, żeby utopić swe smutki, nie widziałem już śmierci na każdym kroku. Moje serce rodziło się codziennie na nowo, bo i pragnienia stawały się niezaprzeczalnie większe. Gdy widziałem jego oczy, czułem szorstkie ustach. Zakochiwałem się mocniej, bardziej, wręcz szaleńczo tak jak mu obiecałem. Miłość miała doprowadzić go do szału – a ja tańczyłem z nim w tym przedstawieniu. Jednak bez żalu, strachu, niepewności. Byłem inny, lepszy, a to wszystko dzięki Geraltowi. Dał mi sens, dał mi lustro, w którym zobaczyłem kim naprawdę byłem – tak samo godnym życia i miłości jak każdy inny człowiek na tym świecie.

Teraz patrzyłem na jego sylwetkę powoli idącą obok Płotki. Szerokie plecy, a na nich dwa miecze. Włosy rozwiane przez wiatr urokliwie wirowały w powietrzu nadając mu niemal eterycznego wizerunku. Raz na jakiś czas odwracał głowę, żeby upewnić się, czy na pewno za nim podążałem. Lecz gdzie mógłbym indziej znaleźć swoje miejsce? To przy jego boku narodziłem się na nowo. To on jako pierwszy nie odrzucił mojej ciemności, a zamienił ją w barwną tęczę. Fascynację przerodził w miłość. Strach w szacunek. Zagubionemu bardowi wręczył mapę do życia i ten już nigdy nie chciał zboczyć ze ścieżek na niej wymalowanych. Uśmiechałem się, gdy nasze oczy się napotykały. Nie oddawał gestu, ale wiedziałem, że sprawiało mu to radość. Nauczyłem go delikatności, tak jak on przelał na mnie dzikie pożądanie. Będąc dwoma osobnymi ciałami staliśmy się jedna duszą.

Choć wszystko toczyło się powoli. On zabijał potwory, a ja sławiłem jego imię to demony dalej powracały. W ciężkie noce, gdy zalewały człowieka wspomnienia nie chciałem radości, miłości, niczyjej obecności. Siadałem wtedy na parapecie w wynajętym pokoju. Chwytałem w ręce lutnię i uderzałem powoli, monotematycznie w struny. Geralt też wtedy milczał. Trwał w kącie pilnując, abym nie uczynił żadnego głupoty. Lecz nie było już w moim sercu pragnienia śmierci. Czemu miałbym z własnej woli opuszczać jego bok? Uzależniłem się od niego i było to jedyne wariactwo, z którego nie chciałem wychodzić. Bo dawało szczęście oraz pewność, że na świecie istniał ktoś kogo obchodziłem. Czy nie o takim świecie każdy marzy? Żeby był chociaż jeden byt, dla którego stanowiliśmy wszystko.

- Drodzy panowie, a co wy się tak wleczecie? – usłyszałem za swoimi plecami znajomy, kobiecy głos.

Odwróciłem się i uśmiechnąłem się na widok znajomej czarodziejki. Yennefer jak zawsze w pięknych biało-czarnych szatach prezentowała się szlachetnie i doskonale. Jej fiołkowe oczy zalśniły w słońcu, a niewielkie uniesienie kącików ust nadało jej wizerunkowi niezwykłej delikatności. Podeszła do mnie i ucałowała policzek, a następnie to samo uczyniła przy niezadowolonej sylwetce wiedźmina. Geralt dalej wierzył, że ona próbowała walczyć o moje serce, kiedy tak naprawdę oboje uwielbialiśmy widok jego zazdrosnego wzroku. Wyglądał wtedy niemal dziecięco i uroczo. Roześmiałem się, kiedy mężczyzna otarł policzek, na którym kobieta złożyła krótki pocałunek. Zdecydowanie nigdy nie znudzi mi się ten widok podobnie jak Yen.

- Pogoda dzisiaj jest zbyt piękna, żeby ukryć się od razu w karczmie – podszedłem do dwójki przyjaciół – Nie mogłaś się nas doczekać piękna pani?

- Tęskniłam za widokiem mojego ulubionego wiedźmina i ukochanego barda – zarzuciła czarnymi lokami.

- Schlebiasz mi pani – chciałem sięgnąć po jej dłoń, aby ją ucałować, ale między nami pojawił się niezadowolony Geralt – Przestań zazdrośniku.

Miecz i Lutnia (Geralt x Jaskier)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz