.65.

1.5K 105 31
                                    

   Stałam na stole tańcząc z paroma innymi dziewczynami i przyznaję było mi dobrze. Muzyka ,alkohol ,atmosfera i papierosy zrobiły swoje. Pierwszy raz w tej szkole autentycznie czułam że wtapiam się w tłum. Jestem niezauważalna. Taka jak wszyscy.

   Wódka skutecznie blokowała wszystkie moje "ale" chcące mi wytknąć całe siedemnaście lat ,które mnie od nich różnią.

-Cholera jasna ,Black!-krzyknęłam ,gdy chłopak bezceremonialnie przerzucił mnie sobie przez ramię nieco chwiejnym krokiem idąc w stronę wyjścia.

-Spiłaś się-zauważył-Musisz mnie wiecznie sabotować kobieto?

-Nie jestem spita-burknęłam-Jestem lekko wstawiona.

-Cokolwiek-potrząsnął głową-Ładnie ci w sukience-poinformował po dłuższej chwili ciszy.

-Dziękuję-upewniłam się że nie widać mi pośladków ,bo nie byłabym zbyt szczęśliwa ,gdyby zobaczył je na przykład dyrektor-Chociaż konspiracja Dimy i Remusa zaczyna mnie niepokoić...-przyznałam.

-Spokojnie ja wszystkiego pilnuję-poczułam na udzie jego zarost ,a zaraz potem po prostu ugryzł mnie w tyłek!

-Puść mnie!-zażądałam.

-Dobra już dobra!-postawił mnie na ziemi ostentacyjnie naciągając mi sukienkę znacznie niżej niż powinna sięgać ,przez co musiałam przytrzymać dekolt-Elegancko.

-Idiota!-podsumowałam doprowadzając się do porządku-Dlaczego wyszliśmy na błonia?-spytałam obejmując się ramionami bardziej z przyzwyczajenia nić z zimna.

   Noc była rozgwieżdżona ,a księżyc w akcie czystego narcyzmu (którym bezsprzecznie zaraził się od Blacka) przeglądał się z tafli jeziora oświetlając pięknie zamek. Blade palce chłopaka splotły się z moimi prowadząc dalej ,cholera wie gdzie. Roześmiał się kiedy potknęłam się o jakiś korzeń nie patrząc pod nogi zajęta przyglądaniem się ostatni raz Hogwartowi.

-Piękny prawda?-spytał w końcu się zatrzymując.

-Tak-skinęłam-Żałuję że nie mogłam dłużej tutaj być-wyszeptałam.

   Wzruszył ramionami wciskając ręce do kieszeni i wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

-Wszystko kiedyś się zaczyna i kończy ,dlatego wszystko jest takie piękne-mruknął-Wiem że to nie jest odpowiednia chwila ,ale im dłużej nad tym myślę ,tym bardziej upewniam się w fakcie że nigdy nie będzie odpowiedniej. Nie jestem romantykiem, cholera ,w zasadzie jesteś jedyną ,którą mógłbym zepchnąć z wierzy astronomicznej po czym za nią skakać-roztarł dłonią twarz jakby zorientował się już że bredzi-Wracając do meritum ,nie śmiej się ze mnie! Owszem znam parę ciężkich słów!-wytknął mnie palcem-Nie zrobię kolacji ze świecami ,nie puszczę fajerwerków ,ani nie skołuję orkiestry bo oboje wiemy że mimo że na to zasługujesz to byś mnie za to zabiła. Chcę to po protu zrobić tak jak trzeba. Żebyś miała pewność że to nie była pomyłka, impuls czy coś pod widownię. Kocham cię- wyszeptał wyciągając z kieszeni drobne pudełeczko obite czarnym aksamitem-Cholera ,kocham cię w twoim popieprzonym blondzie, czerni, w woskowych trepach i obcasach. Kocham to jak kaleczysz angielski i zaciągasz, jak przeklinasz po rosyjsku ,jak wdajesz się w polemikę po norwesku. To jak dbasz oraz bronisz swojej rodziny ,jak jesteś odpowiedzialna i jak starasz się ogarniać za nas oboje-gestykulował-I ja wiem że nie jestem odpowiednim facetem do niczego...Ale naprawdę chcę z tobą być i...Cholera...

   Wzięłam do ręki pudełeczko otwierając je i zauważając delikatny platynowy pierścionek zaręczynowy niewątpliwie robiony na zamówienie. Delikatnie łączone gwiazdki pod odpowiednim kątem tworzyły gwiazdozbiór kruka. Nawet nie poczułam kiedy łzy zaczęły ciec mi po policzkach puki on nie zaczął ich ścierać.

-Kocham cię-wyszeptałam pozwalając mu wsadzić pierścionek na palec-Przestań pieprzyć ,kocham cię i do cholery jasnej mówię tak po raz kolejny i każdy następny-zapomniałam się mówiąc po rosyjsku-Да,tak,ja...-złapałam go za policzki całując.

   Uśmiechnął się delikatnie wyciągnął obrączkę z łańcuszka nakładając mi ją na kolejny palec. Zacisnął na niej palce zmieniając jej rozmiar żeby pasowała ,a ja nie mogłam się napatrzeć na moje dłonie.

   Pierwszy raz od lat niezniszczone z tymi dwoma cholernie wyróżniającymi się pierścionkami na palcach.

-We don't have to breed,We could plant a house,We could build a tree.I don't even care*-zanucił ponownie mnie całując.

   Ten pocałunek był inny od tych wszystkich ,a może ja już koloryzuję. Był delikatny ,szczery i wolny od pustych obietnic. Był czymś lepszym od wieczystej przysięgi, ślubu czy innych słodkich pierdół. 

   Był taki jaki powinien być ,oraz taki jakie chciałabym otrzymywać zawsze puki noszę na palcach te kurewskie pierścionki.

   Tyle by było z romantyzmu ,który w naszym wypadku nieco ssał.

   Potem był seks ,Potter spadający z balkonu ,pijany Remus i Lily podrywająca lampę.

*****
Zbliżamy się do końca!

Kurt Cobain*

Za wszelkie błędy przepraszam ,nie widzę na oczy.

We are young // Sirius BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz