Gdyby Tony miał opisać zachodni Bronx w trzech słowach, to byłyby to "Jebanie Wielkie Wysypisko".
Większość budynków była prawie że zawalona, billboardy były poprzewracane, a najmroczniejsze alejki dostały trochę światła.
Na czele tego wszystkiego stał dość wysoki, czarnowłosy mężczyzna o bladej skórze i zielonych oczach w złotym hełmie z rogami. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ten sam (przynajmniej z wyglądu) mężczyzna stał tuż obok swojego blondwłosego brata.
Loki widząc swoją dość wiarygodną kopię, zignorował plan, który, notabene, sam wymyślił i ruszył na swojego sobowtóra. Za nim oczywiście ruszył Thor ze swoim Stormbreaker'em.
- Moi państwo, w ten sposób cały plan poszedł się jebać - powiedział Stark, a dzięki mikrofonowi, który był zamontowany w jego hełmie, każdy mógł go usłyszeć, a on każdego.
- Język, Tony - usłyszał głos Steven'a i prychnął.
- No co ty nie powiesz - powiedzial naukowiec i poleciał trochę wyżej, aby wybadać całą sytuację z lotu ptaka. - Ehm... Ludzie, Jeleń 2.0 nie działa sam... - powiedział Tony, zauważając drugiego osobnika, którym był sam Surtur, o którym tyle słyszał od gromowładnego boga piorunów.
- Kogo tam niby widzisz jeszcze, co Stark? - spytał prawdziwy Loki, który właśnie pędził w stronę swojego sobowtóra, który był przyszykowany na atak ze strony oryginału.
- A pamiętacie tego, co wywołał ten Ragnarök? - spytał Człowiek ze Stali, i zrobił szybki unik, gdyż mityczny stwór go zauważył i zaczął rzucać w niego resztkami niektórych budynków. - Bo on aż płonie aby mnie zmiażdzyć swą pomysłowością, to jest resztkami budynków - kolejny unik. - Oj, chyba nie był dobry w zbijaka w szkole...
- Naprawdę możesz teraz nawalać sarkazmem? - spytał Star Lord podlatując do Surtura od tyłu i strzelając w niego, czym wkurzył płonącego stwora. - Ale przyznać muszę. On aż się pali do atakowania. - powiedzial Quill, po czym stwór zniszczył jeden z jego silników, przez co przywódca Strażników Galaktyki nie mógł utrzymać się w powietrzu.
Szczęśliwie w ich drużynie był jeszcze Stephen, który otworzył portal prowadzący do Rocketa, przez który z trudem przeleciał Quill. Na nieszczęście wszustkich Surtur zdąrzył przerzucić przez przejście dość spory kawał betonu, przez co Star Lord trochę ucierpiał, na szczęście niezbyt poważnie.
Tym czasem Loki stał twarzą w twarz ze swoim sobowtórem, w którego oczach widniała czysta nienawiść.
- Nie wiem kim jesteś... - zaczął oryginał materializujac w swoich rękach dość potężne ostrza. - ale za kopowianie moich zdolności grozi kara śmierci.
- Najpierw spróbuj mnie zabić - sarknął sobowtór, któremu w rękach pojawiły się takie same ostrza, jak te które trzymał prawdziwy Loki.
W tym samym czasie Tony, Stephen, Quill i Falcon zajmowali się Surturem, który nie dawał za bardzo za wygraną. Z tego co powiedział im Thor, trzeba zdjąć mu koronę z głowy.
Problem w tym, że dostęp do niej jest dość ograniczony, dlatego że Surtur tak jakby rzuca we wszystkie strony gruzami.
- Steve, pośpiesz się z tą - tutaj Tony musiał przerwać w połowie zdania, aby zrobić unik i krzyknąć "Cholera". - waloną ewakuacją cywilów, co? Ty i Barnes się nam bardzo teraz przydacie.
- Zaraz kończymy. Daj nam dwie minuty - powiedział Steve, który w tym momencie ocalił małą dziewczynkę przed spadającym znikąd autobusem. - I język, Tony.
Po kilku minutach walki, Stark zauważył coś, a raczej kogoś, kogo nie chciał w ogóle tutaj widzieć. Kazał Friday podłączyć się pod EDITH, aby on sam mógł opieprzyć pewnego nastolatka, który mówił na siebie Spider-Man.
CZYTASZ
I'm here for you /IronStrange/
Fanfiction(troche poprawiam kilka pierwszych rozdziałów bo tak) Po wojnie z Thanos'em drużyna Avengers postanowiła odejść w swoje własne strony. Lecz kiedy Doktor Stephen Strange odkrywa, że Loki uciekł z roku 2012, postanawia zmienić bieg historii. Tak właś...