[7] Fears

953 65 93
                                    

Gdyby Tony miał opisać zachodni Bronx w trzech słowach, to byłyby to "Jebanie Wielkie Wysypisko".

Większość budynków była prawie że zawalona, billboardy były poprzewracane, a najmroczniejsze alejki dostały trochę światła.

Na czele tego wszystkiego stał dość wysoki, czarnowłosy mężczyzna o bladej skórze i zielonych oczach w złotym hełmie z rogami. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ten sam (przynajmniej z wyglądu) mężczyzna stał tuż obok swojego blondwłosego brata.

Loki widząc swoją dość wiarygodną kopię, zignorował plan, który, notabene, sam wymyślił i ruszył na swojego sobowtóra. Za nim oczywiście ruszył Thor ze swoim Stormbreaker'em.

- Moi państwo, w ten sposób cały plan poszedł się jebać - powiedział Stark, a dzięki mikrofonowi, który był zamontowany w jego hełmie, każdy mógł go usłyszeć, a on każdego.

- Język, Tony - usłyszał głos Steven'a i prychnął.

- No co ty nie powiesz - powiedzial naukowiec i poleciał trochę wyżej, aby wybadać całą sytuację z lotu ptaka. - Ehm... Ludzie, Jeleń 2.0 nie działa sam... - powiedział Tony, zauważając drugiego osobnika, którym był sam Surtur, o którym tyle słyszał od gromowładnego boga piorunów.

- Kogo tam niby widzisz jeszcze, co Stark? - spytał prawdziwy Loki, który właśnie pędził w stronę swojego sobowtóra, który był przyszykowany na atak ze strony oryginału.

- A pamiętacie tego, co wywołał ten Ragnarök? - spytał Człowiek ze Stali, i zrobił szybki unik, gdyż mityczny stwór go zauważył i zaczął rzucać w niego resztkami niektórych budynków. - Bo on aż płonie aby mnie zmiażdzyć swą pomysłowością, to jest resztkami budynków - kolejny unik. - Oj, chyba nie był dobry w zbijaka w szkole...

- Naprawdę możesz teraz nawalać sarkazmem? - spytał Star Lord podlatując do Surtura od tyłu i strzelając w niego, czym wkurzył płonącego stwora. - Ale przyznać muszę. On aż się pali do atakowania. - powiedzial Quill, po czym stwór zniszczył jeden z jego silników, przez co przywódca Strażników Galaktyki nie mógł utrzymać się w powietrzu.

Szczęśliwie w ich drużynie był jeszcze Stephen, który otworzył portal prowadzący do Rocketa, przez który z trudem przeleciał Quill. Na nieszczęście wszustkich Surtur zdąrzył przerzucić przez przejście dość spory kawał betonu, przez co Star Lord trochę ucierpiał, na szczęście niezbyt poważnie.

Tym czasem Loki stał twarzą w twarz ze swoim sobowtórem, w którego oczach widniała czysta nienawiść.

- Nie wiem kim jesteś... - zaczął oryginał materializujac w swoich rękach dość potężne ostrza. - ale za kopowianie moich zdolności grozi kara śmierci.

- Najpierw spróbuj mnie zabić - sarknął sobowtór, któremu w rękach pojawiły się takie same ostrza, jak te które trzymał prawdziwy Loki.

W tym samym czasie Tony, Stephen, Quill i Falcon zajmowali się Surturem, który nie dawał za bardzo za wygraną. Z tego co powiedział im Thor, trzeba zdjąć mu koronę z głowy.

Problem w tym, że dostęp do niej jest dość ograniczony, dlatego że Surtur tak jakby rzuca we wszystkie strony gruzami.

- Steve, pośpiesz się z tą - tutaj Tony musiał przerwać w połowie zdania, aby zrobić unik i krzyknąć "Cholera". - waloną ewakuacją cywilów, co? Ty i Barnes się nam bardzo teraz przydacie.

- Zaraz kończymy. Daj nam dwie minuty - powiedział Steve, który w tym momencie ocalił małą dziewczynkę przed spadającym znikąd autobusem. - I język, Tony.

Po kilku minutach walki, Stark zauważył coś, a raczej kogoś, kogo nie chciał w ogóle tutaj widzieć. Kazał Friday podłączyć się pod EDITH, aby on sam mógł opieprzyć pewnego nastolatka, który mówił na siebie Spider-Man.

I'm here for you /IronStrange/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz