- Chyba za bardzo się tym przejmuję - powiedział Tony do Natashy, która została jego osobistym doradcą modowym.
Na początku uznała, że może mu pomóc, w końcu byli przyjaciółmi, ale nie spodziewała się, że naukowiec będzie przymierzał ubrania przez dwie godziny, tylko dlatego że idzie ze Stephen'em na miasto.
- Jakbyś zgadł - powiedziała Natasha patrząc na swojego przyjaciela, który był ubrany w zwykłe, proste jeansy i koszulkę z Black Sabbath. - Zostań w tych ubraniach. Masz być sobą, tak?
- Tak, tak, wiem - westchnął Tony, po czym usiadł obok Natashy.
Tak, przejmował się. I to nie dlatego, że zachciało mu się pseudo-randki w środku prawie-że-apokalipsy, tylko dlatego że z jakiegoś powodu to wyjście na miasto z cholernym Stephen'em Strange'm sprawiało, że czuł dziwną, dziecinną ekscytację.
Kurwa, on na serio czuł się o jakieś dziesięć albo nawet piętnaście lat młodziej.
- A tak wcale nie zmieniając tematu, to jak tam u Loki'ego i Thor'a? - spytał Tony.
- Oh, jednak nie są razem. Umówili się, że Loki zrobi coś czego normalnie by nie zrobił żeby udowodnić że on to on.
- Huh. W sumie dziwne by było gdyby byli razem.
- Mądrze prawisz, Stark.
Jakieś dwadzieścia minut później, Tony wyszedł przed wejście do Stark Tower, aby poczekać na Stephen'a, który pojawił się pięć minut później.
Naukowiec był w szoku, bo Strange nie ubrał się w swój strój czarodzieja z peleryną, tylko w normalne, a co najważniejsze ludzkie, ubrania.
No bo, cholera, Stephen w zwykłej, czarnej koszulce z rękawem ¾ i ciemnoszarych jeansach to był dość szokujący widok.
W sumie lepsze to, niż gdyby mag przyszedł w garniturze, wtedy to by było nieswojo. I to w cholerę nieswojo.
- To ty jednak masz normalne ciuchy w szafie? Niesamowite - powiedział Stark ukrywając swoje dość spore zachwycenie. Stephen przewrócił oczami, ale nie skomentował słów Stark'a.
- To gdzie idziemy? - spytał arcymag, mając wielką nadzieję, że Tony coś zaplanował.
- Dwie przecznice dalej jest kawiarnia; Nat i Bruce mówią że jest tam spokojnie - odparł naukowiec. - Możemy tam iść jeśli chcesz.
- Prowadź.
I takim oto sposobem Tony i Stephen, para od siedmiu boleści, skończyła w kawiarni, w bardzo niezręcznej atmosferze.
Tak w sumie gdyby nie to tiramisu które sobie zamówił, Stark dawno by stamtąd wybiegł, zastanawiając się, jakim był debilem zapraszając Strange'a na randkę.
Cholera, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest na poważnej randce.
Anthony Edward Stark, milioner, playboy, geniusz i filantrop jest na randce.
Na pieprzonej randce.
Na cholernej, jebanej, kurewsko poważnej randce.
Na randce.
To na prawdę była randka.
Jebana randka.
Randka randka randkarandkarandka.
Kurwa randka.
Nie ważne, ile razy powtarzał to sobie w głowie, Tony nadal nie mógł w to uwierzyć.
Spojrzał na Stephen'a, który pił herbatę i patrzył przez szybę na zaludnioną ulicę.
Musiał przyznać, że był to dziwnie przyjemny widok.
Przez moment nawet zapomniał, że jest w miejscu publicznym, jednak szybko oprzytomniał.
Kurwa, musiał zacząć jakąkolwiek rozmowę, bo nie wytrzyma tej presji.
Tylko jak zacząć rozmowę w takiej sytuacji?
Rzadko chodził na randki, a jak już chodził, to z kobietą, która łatwo dawała się nabrać na jego playboyskie sztuczki.
Dlatego postanowił powiedzieć to, co mu ślina na język przyniesie.
- Mogliśmy wybrać jakieś spokojniejsze miejsce.
Och, Stephen go uprzedził.
Jak miło.
- Mhm, ale nie zostawię tego tiramisu na pastwę śmietnika - odparł Tony biorąc kawałek ciasta do ust. - Tak się nie godzi.
- Tak na prawdę Natasha nie poleciła ci tego miejsca. Po prostu chciałeś zjeść ciasto, prawda?
- Może tak, może nie. Czy to ważne?
- Wiesz, zależy z czyjego punktu widzenia patrzymy.
- Z mojego punktu widzenia najchętniej wróciłbyś do domu.
- Z mojego punktu widzenia, to już twój trzeci kawałek ciasta a ja na prawdę chciałbym się przejść po Central Parku.
Tony poczuł, jak prawie krztusi się powietrzem, jednak jakimś cudem udało mu się utrzymać kamienną twarz i unieść lewą brew. Z jego ust wydostało się krótkie "Oh?".
- Wiesz, tam jest spokojniej - wyjaśnił Strange, a Tony kiwnął głową dając znak, że zrozumiał. - Nie lubię zatłoczonych miejsc, ale to chyba oczywiste.
- Skoro tak bardzo chcesz iść do parku, to użyj tego swojego kamyczka żeby przyspieszyć moje jedzenie ciasta - Stark wzruszył ramionami, a Strange wyglądał na conajmniej zszokowanego.
- Co?
- No użyj tego swojego kamyczka. Co ci szkodzi.
- Och, uwierz mi, że szkodzi wiele.
"Szkodzi? Niby co ci szkodzi, co", spytał Tony w myślach.
- Co niby może pójść nie tak, co? To nie Gwiezdne Wrota albo Doctor Who żeby coś wielkiego się stało. Już raz zmanipulowaliśmy czas i patrz, nic się nie zmieniło.
- Nie zrobię tego.
- No weź, nie chcę żebyś musiał czekać aż zjem ciasto, a to mi zajmie długo.
- Nie, Tony.
- Niby czemu?
- Po prostu nie.
- To nie jest powód, Stephen.
- Bo już raz to zrobiłem żeby cię uratować i prawie rozwaliłem czas! Zadowolony? - Stephen podniósł głos.
Tony zamilkł nie wiedząc co odpowiedzieć, A Strange dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co powiedział.
--------------------------
Yay
Randeczka
NiezręcznaI nieudana ale to nie ważne
Mam nadzieje że rozdział sie spodobał
Wgl zaczynam prace nad świątecznym one shotem
Bo czemu nie
Jak nie będzie na wigilie to do drugiego dnia świąt będzie
Macie inspirational quote
Narka!
CZYTASZ
I'm here for you /IronStrange/
Fanfic(troche poprawiam kilka pierwszych rozdziałów bo tak) Po wojnie z Thanos'em drużyna Avengers postanowiła odejść w swoje własne strony. Lecz kiedy Doktor Stephen Strange odkrywa, że Loki uciekł z roku 2012, postanawia zmienić bieg historii. Tak właś...