[21] Regrets

503 36 69
                                    

Wokół było ciemno. Obezwładniająca cisza otulała go niczym ciepły koc. Lubił ciszę, bo dawała mu wrażenie pokoju i spokoju duchowego. W takich warunkach medytacja była idealną opcją, z której on zamierzał skorzystać.

Zemdlał, pamiętał to dokładnie. Dzięki temu ból pleców ustał, a on sam mógł spokojnie pomyśleć w otchłani swego umysłu. Mógł pomyśleć o tym, czego chciał od niego Kaecilius.

Jedyną sensowną odpowiedzią była zemsta. W końcu wtrącił go do Mrocznego Wymiaru, skazując go na bycie pachołkiem Dormammu.

Do tego, gdyby mroczny mag go zabił, mógłby zdobyć Oko Agamotto. Wtedy mógłby władać czasem, a to na pewno doprowadziłoby do katastrofy na tle przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. To byłby koszmar.

- Czego chcesz? - spytał, nie otwierając oczu. Zdawałoby się, że mówi do pustki, lecz nie było to prawdą.

Stephen nie był jedynym rezydentem swojego własnego umysłu.

- Może zemsty - usłyszał. - Może władzy. A może nawet obu. Może uciec z tego więzienia, w którym mnie zamknąłeś. Te wszystkie pragnienia się ze sobą mieszają, więc może ty zgadniesz, czego mogę chcieć?

- Zapewne mojej śmierci. Lecz zapamiętaj, że teraz masz dostęp tylko i wyłącznie do "odwiedzania" mego umysłu, kiedy reszta ciała jest w uśpieniu.

- Owszem, czyli co noc - Kaecilius zaśmiał się cicho. - Co noc będziesz musiał znosić mój głos, moją obecność w twoim umyśle. Chyba, że uda ci się mnie znaleźć i zabić. Jeżeli nie... Niebawem twój umysł mi się znudzi, a wtedy twe serce przestanie bić.

Tony siedział na fotelu, który stał obok kanapy i czytał jakąś losową książkę. Stephen był nieprzytomny już od trzech godzin. Loki cały czas powtarzał, że to nic poważnego i Strange powinien wybudzić się niebawem, ale przez ten cały czas brunet nabrał obaw. Jego umysł nie był tak zmartwiony od bardzo dawna.

Cholera, kiedy zaczęło mu tak zależeć?

Kiedy jego emocje zaczęły wychodzić na światło dzienne?

Kiedyś schował by je pod maską sarkazmu i ironii, lecz teraz, po tym jak zaczął "chodzić" ze Stephen'em, po tym, jak skończyła się wojna, jego charakter dość radykalnie się zmienił.

Szkoda, że zdał sobie z tego sprawę dopiero teraz

Tony drgnął, kiedy Stephen mruknął przez sen. Po chwili mag otworzył oczy, a naukowiec zamknął książkę i odetchnął z ulgą.

Chciał mu dać opieprz wszechczasów, ale teraz nie był ani czas ani moment na takie rzeczy.

Strange usiadł, czując przyjemny chłód na plecach. Owy chłód znacznie łagodził ból, dzięki czemu mag mógł się ruszać.

Nie znaczyło to, że w ogóle nie odczuwał bólu, jednak teraz był on do zniesienia.

- Już myślałem, że mi tu umarłeś na tej kanapie - prychnął Tony udając że wcale się nie martwił i że wcale nie czuwał przy nim przez te trzy godziny. - Trzymasz się jakoś?

- Chyba - odparł mag przejeżdzając ręką po twarzy. - Cholera jasna...

- Co jest?

- Zadzwoń do Fury'ego.

- Co? Po co?

- Po prostu to zrób. Proszę.

Tony westchnął, po czym wydał Friday krótką komendę. Po chwili na ekranie telewizora pojawił się Nick Fury.

Stephen wstał i podszedł do telewizora. Na jego twarzy widniała powaga, lecz w jego oczach dało się dojrzeć obawę.

- Coś się stało, doktorze? - spytał Nick nie pokazując żadnych emocji.

- Musisz wysłać kogoś, żeby sprawdził co z Aiden'em. Po prostu to zrób.

Szef S.H.I.E.L.D wezwał do swojego gabinetu Coulson'a. Agent po chwili opuścił gabinet, aby wrócić po trzech minutach z szokiem w oczach.

- Chłopak nie żyje.

- Cholera - warknął Strange po czym się rozłączył, zostawiając Fury'ego bez odpowiedzi.

Stephen wiedział, że Kaecilius był bezwzględnym draniem, ale do cholery, przecież Aiden był jeszcze dzieckiem.

Dzieckiem, które w głębi serca było dobre.

- Stephen, wyjaśnij - zaczął Iron Man podchodząc powoli do maga. - Co się stało w głowie tego małolata?

- Ten... Ten symbol, który mam wypalony na plecach... - zaczął Strange łapiąc się za nasadę nosa. - Ten symbol dał Kaeciliusowi dostęp do mojego umysłu, na szczęście tylko wtedy kiedy śpię. Najwyraźniej, kiedy Kaecilius opuszczał umysł Aidena, zabił go żeby... Żeby nie mógł nic powiedzieć.

- Czyki chcesz powiedzieć, że jakiś facet siedzi ci w głowie i czeka aż sobie pójdziesz spać żeby ci pozawracać dupę? - spytał Stark chcąc chociaż trochę rozluźnić atmosferę.

- Niestety - odparł arcymag ponownie siadając na kanapie.

Tony usiadł obok niego. Wiedział, jak teraz czuje się Strange. Miał na sumieniu nastolatka, z tą róznicą, że w przypadku Stephen'a temu chłopakowi nic nie przywróci życia.

A najgorsze było to, że Stark nie wiedział, jak pomóc Stephen'owi.

- Stephen...? - zaczął Tony po kilku minutach ciszy.

- To moja wina. Mogłem nie wchodzić temu chłopakowi do umysłu - powiedział nagle mag, chowając twarz w dłoniach. Czuł cholernie wielkie wyrzuty sumienia, których nic nie potrafiło stłumić.

- To nie jest twoja wina, Stephen - powiedział stanowczo Stark. Przypomniał sobie, co jego przyjaciele mówili mu podczas wojny z Thanos'em i postanowił to wykorzystać. - To wina tego skurczysyna; ty chciałeś dobrze.

Strange spojrzał na naukowca, w którego oczach widniała troska. Wszelkie wątpliwości na temat ich związku jakby zniknęły. Czując, że Tony daje mu wsparcie którego teraz potrzebował, zrobił coś, czego nie zrobiłby na trzeźwo albo mając wątpliwości.

Objął delikatnie Stark'a, dając sobie tym samym nadzieję, że niedługo nadejdzie upragniony spokój.

--------------------------------

<Akapit przeznaczony na zwyzywanie Kaeciliusa, bo pewnie każdemu z was się to teraz przyda :v>

Jebłam na końcu cukier
Bo czemu nie
W tych ciężkich dla mych dzieci czasach musi być trochę spokoju i czułości

TO PRZEZ WAS ROZDZIAŁ JEST TAK SZYBKO AJDBDHSURHX

Motywujecie mnie, a to niewielu się udaje xD

I przepraszam jeżeli ktoś polubił Aiden'a, ofiary muszą być nooo :<

Jak zwykle mam nadzieję że rozdział się podoba

Bye!

I'm here for you /IronStrange/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz