2

17K 546 112
                                    

Uśmiechnęłam się pod nosem wyciągając z kieszeni telefon i widząc pięć nieodebranych połączeń od Lily. Kiedyś nawet zastanawiałam się czy to normalne, że moja przyjaciółka w chwilach mocnego stresu zaczyna wydzwaniać do wszystkich po kolei. Pewnie w żadnym stopniu nie było to normalne, jednak między innymi za to ją kochałam.

- Jak dobrze cię widzieć, dziecko - Pani Adams uśmiechnęła się szeroko na mój widok

- Dzień dobry - odwzajemniłam gest podchodząc do jej łóżka - Jak się Pani dzisiaj czuje?

- Dużo lepiej, kochanie, dużo lepiej - odpowiedziała - A jak się ma twój synek?

- A dobrze, chyba aż za dobrze - zaśmiałam się - Ma tyle energii, że za nim nie nadążam.

- Wychowałam trzech synów i pocieszę cię, że będzie gorzej - uznała z uśmiechem po czym się zaśmiała - Nie wiem skąd u chłopców się to bierze. Pewnie mają to po ojcach.

Zamrugałam kilka razy próbując wymazać ze swojej głowy ostatnie wypowiedziane przez kobietę zdanie po czym sprawnie podałam jej dożylne leki. Podeszłam do okna podnosząc rolety do góry i wpuszczając jednocześnie do pomieszczenia promienie słoneczne na co pacjentka po raz kolejny się uśmiechnęła.

- Kochaniutka, mogę cię o coś zapytać? - spojrzałam na kobietę oczekując jej pytania - Jak się nazywa ten doktor kardiolog, którego do mnie przysłali?

Zaśmiałam się szczerze zakrywając usta dłońmi.

- Co, w moim wieku nie można już randkować? Wypraszam sobie! - oburzyła się równie rozbawiona kobieta

- Doktor Sanderson - oznajmiłam zmierzając w stronę drzwi pomieszczenia po czym odwróciłam się, żeby dodać: - Jest singlem.

Rozbawiona opuściłam salę wchodząc do kolejnej, a potem jeszcze następnej i przeprowadzając krótką rozmowę z każdym z pacjentów. Moja praca była czymś co naprawdę lubiłam. Kontakt z ludźmi był czymś co poprawiało mi humor, a szczególnie kiedy były to dzieci lub osoby starsze, które można była czegoś nauczyć lub nauczyć się czegoś od nich. Bo kto udzieli wam lepszych rad życiowych niż sześćdziesięcioletnia pacjentka? To chyba była największa zaleta pracy pielęgniarki.

Kiedy nastała godzina mojej niedługiej przerwy zaszyłam się w szatni wybierając numer Lily. Odebrała już po dwóch sygnałach głośno piszcząc do słuchawki.

- Rozumiem, że cię przyjęli? - zaśmiałam się kiedy zdołała się uspokoić

- Tak! - wrzasnęła tak, że musiała odsunąć telefon od ucha - Od jutra zaczynam szkolenie. W prawdzie linie wymagając znajomości przynajmniej trzech języków, ale nie pytali, więc zaznaczyłam, że mówię biegle po niemiecku i hiszpańsku. Myślisz, że będą to sprawdzać? Bo jeśli tak to po mnie.

- A nie ma jakichś testów językowych? - skrzywiłam brwi z pewnością przybierając zastanawiający wyraz twarzy

- Pewnie są, ale aplikuję na loty krajowe, więc raczej aż takiego nacisku nie będzie - oznajmiła dziewczyna - Od jutra zaczynam kurs! Potrzebują na szybko nowych pracowników, bo podwoili liczbę lotów, więc zamiast pięciu tygodni kursu będą tylko trzy z kawałkiem, a potem egzamin. Nie wiem jak ja to tak szybko ogarnę! Będę musiała całymi dniami siedzieć na tych szkoleniach.

- Poradzisz sobie - uznałam z przekonaniem - Dużo było kandydatów?

- Multum - zagwizdała ponownie wywołując mój śmiech - Nawet kilku pilotów się zaplątało, ale szybko ich zabrali. Przystojniacy, ale jacyś gówniarze. Ich chyba nie rekrutują tak łatwo. A wiesz ilu było przystojnych stewardów? Nie ma opcji, że nie będą z kimś romansować!

TURBULENCJA || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz