Lily kompletnie oszalała na punkcie bycia stewardessą. Nie wiem skąd u niej taka nagła chęć pracy i nauki, jednak całe dnie spędzała na szkoleniach, a w nocy uczyła się do egzaminu końcowego non stop gadając o procedurach i sposobach ewakuacji w miliardzie różnych sytuacji, które prawdopodobnie nigdy się nie wydarzą. Miałam ogromną nadzieję, że uda jej się pomyślnie przejść ten cholerny egzamin i będzie mogła zacząć pracę, bo widziałam jak jej na tym zależało. Dawno nie była w coś tak zaangażowana.
Trzymając śpiącego Noah na rękach weszłam do rodzinnego domu odkładając klucze na komodę. Rozejrzałam się po przedpokoju wyczekując aż moja mama jak zawsze w niespodziewanym momencie wyskoczy z kuchni.
- Kochanie, już jesteś?
Wcale nie musiałam czekać na to długo, uwierzcie mi. Zaraz po mamie pojawił się tata szybko całując mnie w policzek po czym zabrał ode mnie małego by zanieść go na górę. Zdjęłam buty i kurtkę odkładając wszystko na odpowiednie miejsce po czym przytuliłam swoją rodzicielkę, która najwyraźniej była w trakcie robienia jakiegoś ciasta, bo całe jej dłonie pokryte były mąką.
- Jak tam w pracy? - spytała po chwili wracając do swojego zajęcia
- Dobrze - oparłam się o blat kuchenny z zainteresowaniem obserwując jej poczynania - Szefowa zgodziła się żebym brała tylko dzienne dyżury, ale jak Noah będzie starszy będę musiała to wszystko odrobić.
- Zawsze możesz go u nas zostawić - oznajmiła z uśmiechem - To dla nas przyjemność. Chociaż uważam, że i tak za dużo pracujesz. Finansowo też możemy ci pomóc, dobrze o tym wiesz.
- Mamo - jęknęłam - Rozmawiałyśmy o tym milion razy. Mam prawie trzydzieści lat.
- I sama wychowujesz dziecko - dodała - I tak super sobie radzisz.
Pokręciłam zrezygnowana głową, bo już nawet nie wiem, który raz z rzędu mama poruszała ten temat. Rozumiałam, że chciała za wszelką cenę mi pomóc i naprawdę to doceniałam, jednak miałam dwadzieścia siedem lat i zdecydowanie bardziej wolałam sama znaleźć rozwiązanie swoich problemów. Urodzenie Noah było dla mnie prawdziwą szkołą życia. Najpierw chodziłam w ciąży zmagając się z niesamowicie silnymi skutkami ubocznymi, potem urodziłam w towarzystwie mamy, która ani na chwilę mnie nie opuściła. Przez pierwsze kilka miesięcy mieszkałam z rodzicami, ale potem Lily zaproponowała mi bycie jej współlokatorką, więc od razu podjęłam decyzję. Mimo, że z rodzicami było mi o wiele łatwiej czułam potrzebę samodzielności i dużo lepiej czułam się żyjąc za własne, ciężko zarobione pieniądze.
- Mały śpi jak zabity - oznajmił tata nagle pojawiając się na schodach - Zostajecie na noc?
- Nie planowałam, ale w sumie możemy zostać - uznałam po chwili zastanowienia zdając sobie sprawę, że jest piątek
Wyciągnęłam z kieszeni dżinsów telefon szybko odczytując wiadomość od Lily, która jak zawsze miała idealne wyczucie czasu.
Nie myśl, że nie wiem gdzie jesteś. Zostawiaj gówniarza na noc, rano go odbierzemy. Tymczasem ty, ja i klub dziś wieczorem. Nie uznaję sprzeciwów.
Wywróciłam oczami szybko wystukując wiadomość mającą ją spławić po czym odłożyłam telefon na blat. Rodzice jednocześnie na mnie spojrzeli jakby dokładnie wiedzieli jaki plan miała moja przyjaciółka. W sumie nic już nie było w stanie mnie zdziwić, nawet to, że moi rodzice mieli zmowę z dziewczyną chcąc wyrwać mnie do klubu.
Nienawidziłam chodzić do klubów. Od zawsze i chyba na zawsze. Tłum spoconych i pijanych ludzi przeciskających się między sobą nawzajem i rzygających w toaletach. Szczerze tego nienawidziłam i wybierałam się na tego typu imprezy najrzadziej jak się dało. Lily jednak była prawdziwą miłośniczką tego typu atrakcji i praktycznie co tydzień próbowała gdzieś mnie wyciągnąć co udawało jej się może raz na pół roku.
CZYTASZ
TURBULENCJA || ZAKOŃCZONE
RomanceTurbulencja - gwałtowny, chaotyczny ruch mas powietrza. Hannah jest dwudziestosiedmioletnią, spełniającą się w swoim zawodzie pielęgniarką. Jej życie na pierwszy rzut oka jest idealnie poukładane. Ma stałą pracę, mieszkanie, w którym mieszka wraz z...