IV [maraton #1]

272 19 7
                                    

_____________________________________

- Myślisz, że da sobie tam w dzikich krajach radę? - zapytała blondwłosa panna siadając spięta na obitym w futra fotelu.

- Mam taką nadzieję, Rose. - westchnęła elfka splatając dłonie na plecach. - Przecież Rivendell nie jest tak daleko. Może przy sprzyjających wiatrach z tydzień drogi. Nie więcej.

- A gdy te wiatry nie będą sprzyjały?

Półelfka odwróciła głowę rozchylając lekko usta, lecz przymknęła je, gdy spojrzeniem spotkała różnokolorowe oczy Rose.

- Nie myślmy o tym, Różyczko. Jen dotrze do Imladris, a tam zapewne da sobie radę. Kto inny niż Genevieve? - usiadła koło niej na podłokietniku.

Blondynka uśmiechnęła się opierając głowę o ramię kuzynki.

- Mhm.. a może..

- A może co?

- Może ruszymy za nią?

- Rose, błagam. Ty w świecie to jak.. hobbit w Mordorze, a poza tym wątpię, że nasi rodzice..

- By się nie dowiedzieli.. znaczy.. do czasu. Błagam, Vivianne. Masz mapę całego Śródziemia w głowie!

- Nie prawda. Nie wiem gdzie żyją smoki.. a czekaj.. - spojrzała się na kuzynkę z znaczącym uśmiechem. Rosenne wstała i spojrzała się na nią groźnie.

- Vivianne.. błagam. Dla Genevieve.. dla Śródziemia. Choćby dla pokoju na świecie! Vivi nie bądź tym szpiczastouchym osłem!

- O nie, wypraszam sobie. - wstała zbulwersowana półelfka i spojrzała na kuzynkę z lekka obrażona.

- To rusz ten szanowny tyłek, spakuj się, napisz list i w drogę! Iluvtarze jeszcze nigdy nie widziałam tak upartego elfa!

- Półelfa. - odpowiedział nachylając się do Rose. - Nie zapomnij spakować całej szafy. - parsknęła niekontrolowanym śmiechem, a następnie wyszła nie oglądając się więcej za siebie.

Mimo, iż wiedziała jaki ten pomysł jest idiotyczny to wiedziała też, że propozycja, a raczej rozkaz był bardzo kuszący. Nie wiedziała, czy to kwestia krwi, którą odziedziczyła od ojca, czy po prostu jej pragnienie, o którym nie pragnęła nawet śnić.. czy po prostu najzwyczajniej w świecie Rosenne potrafiła tak bardzo przekonywać. Sama była zszokowana, że przystała na tak głupiej propozycji. Do głowy nasuwa się myśl: skąd one do najświętszej Vardy wezmą prowiant, czy też oręż! Na tym świecie nie można polegać na szczęściu, oj nie. Już na samo wyobrażenie ojcowskich przygód na ramionach miała dreszcz. Trolle, wargowie, orkowie, wielkie latające orły.. brzmi jak wyciągnięte z najpiękniejszych bajek, czy może powieści. To będzie najgłupsza rzecz, którą zrobi w życiu, w którym od zawsze wydawała się być tą najbardziej opanowaną, inteligentną czy nawet nudną! Czas to przełamać! Nawet gdyby nie zgodziła się na ten zresztą idiotyczny pomysł, Rosenne pojechała by sama. Ktoś musi mieć na nią oko!

Równo o godzinie dwunastej w nocy, dnia dziewiętnastego października Vivi stanęła przed drzwiami do komnaty kuzynki i nie zwlekając dużej, nacisnęła na mosiężną klamkę.

- Gotowa? - spytała, opierając się o framugę drzwi.

- Tak! Jak nigdy wcześniej! Wzięłam tylko trzy koszule na wszelki wypadek i dodatkowe spodnie!

- A broń?

- Broń? A tak, tak! - natychmiast odwróciła się na pięcie i skoczyła na łóżko, grzebiąc w poduchach.

- Znowu śmierdzi siarką. - stwierdziła Vivianne powoli wchodząc do komnaty.

- To akurat nie moja wina. Samo idzie. - wzruszyła ramionami po chwili wyciągając podłużny sztylet schowany w skórzanej pochwie. Uśmiechnęła się, koniuszkami palców wygładzając rękojeść. Sztylet należał kiedyś do jej mamy i to jej dawało powód do dumy.

- Tylko jeden sztylet? Nie obronisz się jedynym sztyletem. - odparła jakby było to oczywiste.

Rose spojrzała na nią z zawadiackim uśmiechem.

- A, a, a.. - pokręciła palcem wskazującym. - Mam coś, czego nikt nie ma. - szepnęła, a jedno pstryknięcie wystarczyło, by na jej palcu wskazującym zapalił, się niczym jak na zapałce malutki płomyk. - Nikt nie posiada tego, co posiadam ja. - dodała szeptem.

- Zgaś to! - delikatnie podniosła głos. - Znowu coś podpalisz!

- Spokojnie. - mruknęła, powoli zaciskając pięść, a płomyk zgasł. - Panuję nad tym.

- No nie powiedziałabym. - elfka pokręciła głową. - Napisałaś wyjaśnienie? - zapytała, lecz widząc wzrok kuzynki odetchnęła ciężko. - Przewidziałam to i napisałam za ciebie.

- Oh, wiesz jak bardzo cię kocham, Vivi? - wzięła z rąk kuzynki list.

Kącik ust elfki drgnął w lekkim uśmiechu.

- Domyślam się, choć teraz pragnę.. a raczej jestem zmuszona zaprosić cię w drogę do Imladris. - orzekła Vivianne z dumnym wyrazem twarzy.

- Tak.. a mamy zapasy? Prowiant, wodę? - zapytała.

- Coś tam mamy. - mruknęła. - Lecz wystarczy, a w razie nagłego przypadku zatrzymamy się i zakupimy co potrzebne. - opowiedziała zarzucając na ramię torbę. - W drogę. - spojrzała na kuzynkę.

- W drogę. - dodała zaraz po niej, chowając sztylet za pas. - Chodźmy bo się rozmyślę.

- Ty się rozmyślisz? Kto jak kto, Rosie. - spojrzała na kuzynkę tym swoim oskarżycielskim wyrazem twarzy.

- Skończ te swoje biadolenie i chodź! Zaraz z naszego planu nici!

- Wiesz, że to wszystko nie ma najmniejszego sensu?

- Jak nigdy dotąd.

- W takim razie chodźmy. - podeszła do drzwi, które otworzyła.

Prawie biegiem wpadły do stajni, gdzie zastały śpiącego, młodego krasnoluda z czapką na oczach. Vivianne palcem wskazującym na ustach nakazała ciszę, by następnie przemknąć obok śpiącego i bezszelestnie otworzyć dwa boksy. Pośpiesznie wyprowadziła dwa wierzchowce dwóch różnych maści i podała lejce Rose. Sama za to chwyciła za leżącą na ziemi torbę i wybiegła ze stajni omal nie gubiąc przy tym nóg.

- Biegiem, biegiem! - ponagliła i pomogła wejść Rose na konia, a sama niczym sarenka wskoczyła na znajomego, ciemnego jak noc, ereborskiego wierzchowca. Spojrzała w księżyc, a potem na oświetlone ciepłym blaskiem wrota do wspaniałego Ereboru. - Szybko. - wyszeptała, po czym ruszyły galopem przez sosnowy las, mijając za sobą wiele pięknych wspomnień, które odeszły w niepamięć już wieki temu, lecz tej nocy uderzyły w te dwie panny z podwójną siłą.

_________________________________

dzień dobry w tej nietypowej porze!

tym oto pięknym akcentem pragnę poinformować, iż postanowiłam zorganizować maraton, składający się z trzech/czterech rozdziałów!

uznałam, że jestem dość daleko więc stąd taka decyzja.

pierwszy rozdział pojawił się jak zapewne widzicie o 11:30
drugi rozdział pojawi się o 13:30
a trzeci pojawi się o 15:30
ewentualny czwarty o 17:30

jestem bardzo podekscytowana i życzę wam miłego czytania i cierpliwości przy obecnej sytuacji, w której znajduje się polska jak i cały świat.

no cóż to tyle
byee 🦄🧙‍♂️❤️

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz