XXV

170 18 4
                                    

____________________________________

- Musimy iść. Chodź, Sam. - oznajmił Frodo, powoli podnosząc się na nogi, lecz Sam przyciągnął go z powrotem na ziemie.

- Patrz, Panie Frodo! - odezwał się, wskazując na dwa potężne słonie, wyłaniające się powoli zza gęstych drzew.

- Mûmakile.. - szepnęła z niedowierzaniem Rose.

- Jakie Mûmakile! To Olifanty! Na Dziadunia! Merry i Pippin nie uwierzą! „Ja jestem oli-fant, Pustyni pan, olbrzymi, stary olifant.. Kto raz mnie ujrzał, taki człek, zachowa obraz mój przez wiek. Kto mnie nie widział, bądźmy szczerzy - w istnienie moje nie uwierzy, bom olifant, co radziej Wędruje niż się kładzie"! - zacytował pełen pasji. Frodo uśmiechnął się szeroko na samo wspomnienie ulubionego wiersza Pippina. W tym samym czasie w pobliskich chaszczach ponownie zabrzmiał trel jakby zarzynanego ptaka. Na ten trel, Gollum niezauważalnie pomknął w bok, jakby bojąc się tego co miało zaraz nadejść.

- Ruszajmy, prędko. - odezwała się i podniosła, lecz zatrzymała się w bezruchu gdy niebo przeszył deszcz strzał, który następnie spadł na wędrującą armię, a obok nich padł trup, gdy Olifant przeszedł tuż przed nimi.

- Zbyt długo tu przemarudziliśmy. - stwierdził Frodo, dźwigając się na nogi.

- Szybko, Sam. - pomogła hobbitowi wstać i biegiem ruszyli w nieznany kierunek.

Jednakże ich bieg nie trwał długo, bowiem ramię Froda chwyciła silna i zamaskowana dłoń, na co Samwise z groźnym wyrazem twarzy z pochwy wyjął króciutki mieczyk. Jednak i Sama rozbroili, rzucając hobbita na ziemie.

- Co wy.. - zaczęła zdezorientowana Rosenne, gdy okrążyli ich zamaskowani mężczyźni, odziani w zielono - brązowe kaptury. - Nie dotykaj go! - ostrzegła groźnie, stając za Frodem, który pod wpływem silnego pchnięcia mężczyzny upadł na ziemie. Lecz i czas przyszedł na jasnowłosą dziewczynę, którą popchnęli i stając za nią przyłożyli ostry miecz do szyi.

- Nie! Stój! Jesteśmy tylko niewinnymi podróżnymi! - odezwał się zduszony Sam.

- Na tej ziemi nie ma podróżnych. Są tylko słudzy czarnej wieży. - odezwał się rosły mężczyzna, odziany z ciemnozielony kaptur z niewielkimi wstawkami brązu.

- Mamy sekretną misję! - oznajmił im Frodo, na co Gondorczyk odwrócił się pomału. - Jeśli chcecie pokonać wroga, nie zatrzymujcie nas.

- Wroga? - spytał mężczyzna, butem odwracając martwego mężczyznę, który poległ mając strzałę w piersi. - Jego poczucie obowiązku było nie mniejsze od twojego. Zastanawiasz się jakie nosił imię, skąd przybył, czy naprawdę miał złe serce. Jakie kłamstwa lub groźby przygnały go aż tutaj. Może wolał zostać w domu i żyć w spokoju? - mówił, odwracając się powoli i właśnie w tej chwili jego wzrok przykuła jasnowłosa kobieta, która posyłała mu spojrzenie pełne nienawiści.. no tak. Niezwykłe spojrzenie. Na twarzy miała nie jedno zadrapanie, choć najwidoczniejsze przeszywało jej blady polik i wargę, na której widniało lekkie choć cholernie bolące przecięcie. Jego szare spojrzenie dokładnie przyjrzało się pięknym oczom kobiety, w których prócz nienawiści mieniła się czułość i niezwykła troska. Grzechem było nie wspomnienie o pięknych złotych lokach dziewczyny, które mimo posklejania, czy za kołtunienia zdawałyby mienić się w popołudniowym słońcu.

- Wojna wszystkich nas pozamienia w trupy. - odezwał się, gdy udało mu się złączyć myśli. - Spętać im ręce. - rozkazał, bez słowa mijając kobietę.

*

Cisze w jaskini za wodospadem zakłócał jedynie jego głośny i kojący zmysły szum, który po zbyt długim słuchaniu może zacząć bywać odrobinę dokuczający. Młody Gondorczyk zrezygnowanym krokiem podszedł do zwiniętej na stole mapy, którą jednym ruchem rozwinął.

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz