XIV

192 17 6
                                    

______________________________________

Następnego dnia w niewiarygodnej ciszy ruszyli w dalszą drogę. Dzisiejszego dnia mieli zamiar pokonać ciągnącą się Anduinę i pozostawić łodzie na brzegu, by resztę drogi do ziem Rohanu przejść pieszo.

W pewnym momencie ich oczom ukazali się wielcy, biali jak śnieg dawni królowie Gondoru. Stali tysiące lat z wyciągniętymi dłońmi informując, że przepływając pomiędzy Isildurem a Anarionem wkraczają na północną granicę Gondoru.

- Argonath.. - wyszeptał Aragorn patrząc marzycielskim w dość wysokie oblicza królów. - Od zawsze moim marzeniem było spojrzeć na nich.. mych przodków.

Drużyna z zachwytem spoglądała na dawnych królów, jednakże gdy rzeźby były za nimi z powrotem skupili się na drodze.

Kompani zacumowali przy prawym brzegu Anduiny, gdy to w ich uszach zahuczał prawdopodobnie największy taki wodospad w Śródziemiu - wodospad Rauros.

Gimli wyszedł z łodzi z cichym stęknięciem, bowiem stawy od całodziennego siedzenia miały prawo zaboleć. Niczym prawdziwy mężczyzna z zasadami, krasnolud podał dłoń kobiecie, by pomóc jej wysiąść. Podziękowała mu uśmiechem, bowiem nie stać jej było na większy gest, gdyż odeszła niezauważalnie niedaleko w lasek.

- Przepływamy jezioro o zmierzchu. - stwierdził Aragorn, a w tym samym czasie hobbici rozpalili ogień. - Potem ruszymy dalej. Podchodzimy Mordor od północy.

- Tak? Wystarczy przejść przez Emyn Muil. Labirynt ostrych jak brzytwa skał, a potem będzie jeszcze lepiej! Gnijące smrodliwe bagna jak okiem sięgnąć!

- To jest nasza trasa. - stwierdził Obieżyświat patrząc na krasnoluda z wielkim politowaniem na twarzy. - Może sen przywróci ci nadwątlone siły.

Niesłuchający słownej przepychanki kompanów, Legolas groźnie zmarszczył brwi, gdyż w jego umyśle pojawiły się czarne, ciemne jak heban myśli. Odwrócił się, a zaraz podszedł do Aragorna nachylając się nad nim.

- Ruszajmy. - rzucił szeptem.

- Nie. Orkowie są na wschodnim brzegu. Zaczekamy na osłonę nocy. - stwierdził.

- Nie to mnie niepokoi. - oznajmił cicho elf patrząc czujnie w las. - Moje myśli spowił cień groźby. Coś się zbliża. Czuję to. - mówił z przekonaniem.

Tymczasem przemywszy zmęczenie z twarzy, Genevieve pod uczuciem niepokoju i delikatnego lęku, postanowiła wracać do obozu, jednakże widząc Froda samotnie spacerującego po ruinach jej plany legły w gruzach. Już miała podejść do niego i zganić za tak dalekie odchodzenie od obozu, lecz jej zamiary uprzedził Boromir zbierający suchy chrust na ognisko, bowiem noc zapowiadała się zimna.

- Nie powinniśmy się oddalać od innych. Zwłaszcza ty. - stwierdził chyląc się po gałąź. - Tyle od ciebie zależy.. Frodo?

Hobbit spoglądał na mężczyznę lekko nieobecnym i pełnym lęku spojrzeniem, bowiem w jego siwym spojrzeniu mógł dostrzec ten nieopanowany blask, który migał w nich nie jednokrotnie. Cofnął się jeden mały krok za siebie, ponieważ mimo przyjaznego tonu, w którym zwracał się do niego Boromir hobbit mógł poczuć złe zamiary bijące od niego. To samo czuła Genevieve, która stojąc niedaleko od nich wszystko słyszała.

- Wiem dlaczego szukasz samotności. - ponowił próby przekonania hobbita do siebie. - Widzę jak cierpisz.. a jeśli nie potrzebnie się męczysz? - zapytał podchodząc powoli do niziołka. - Są inne drogi, Frodo.. inne ścieżki.

- Wiem co powiesz.. i uznałbym to za mądrość, ale serce ostrzega. - oznajmił powoli, próbując wyminąć Gondorczyka.

- Ostrzega? Przecież wszyscy się boimy.. - stwierdził podchodząc do niziołka. - Ale pozwolić by lęk zniweczył nadzieję? To obłęd!

The Lord of the Courage [Księga III] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz