_____________________________________
Biegła ile sił w nogach, a jej bieg nagle spowolnił, gdy na jej drodze stanęła Anduina. Wycofała się nerwowo, gdyż spokojna woda dotknęła jej stóp. Przełknęła nerwowo ślinę, gdy za sobą dosłyszała charkot. Odwróciła się powoli, by zaraz potem zatrzymać potężnego i o przynajmniej dwa razy większego od siebie uruka jednym i szybkim schwytaniem za gardziel. Jej dłoń nagle zapłonęła żywym ogniem, a wokół poniósł się nieprzyjemny zapach spalenizny pomieszanej ze smrodem potwora. Uruk ryczał, panicznie wymachując łapskami, lecz chwilę potem zaprzestał czynności, gdy jego cielsko osunęło się na ziemie. Rose otrząsnęła się z transu, w jaki wprowadził ją morderczy żywioł i bez słowa spojrzała na dłoń pobrudzona nieciekawą, zaschniętą orczą posoką. Podniosła wzrok, gdy w głębi lasu dosłyszała więcej takich charkotów, warknięć czy niekiedy metalu stykającego się z metalem. Przejść przez wodę. - pomyślała wtedy. Bez najmniejszego opamiętania, z rozbiegu wzbijając się w powietrze, gdy gdzieś w którejś cząstce wspomnień pomyślała o ogniu, o szkodach, które może wyrządzić. Kobieta następnie przeturlała się, gdy złota łuska zniknęła. Za ten występek Fili bez opamiętania zrugał by swą córkę. „Nie używać skrzydeł, gdy to niekonieczne.,", „Nie używać ognia, gdy nie ma takiej potrzeby". Albowiem w tym przypadku była! Była potrzeba, lecz nie tylko i ona. Było również pragnienie. Stanęła po drugiej stronie Anduiny, dumnie wpatrując się w gromadzących się na drugiej stronie siwych bestii. Tym razem udało jej wyjść z opresji cało, lecz niedługo jej szczęście minie.
Ukucnęła przed brzegiem i przemyła dłonie zimną jak lód wodą, by pozbyć się orczej posoki.
Na tą chwilę jej głównym celem było znalezienie Vivienne, która pobiegła w zupełnie inną stronę, lecz co to.. w pewnym momencie Rosenne poczuła.. poczuła najprawdziwsze złoto, a w tej samej chwili w jej sercu pojawiło się kolejne pragnienie, które i kochała i darzyła nienawiścią. Chorobliwa miłość do pięknego złota. W Ereborze nie raz hamowała zapędy do przejęcia choćby jednej, najmniejszej monety.. złotych pierścieni.. czy najmniejszej bransolety. Jednak myśl o rozczarowaniu ojca przywracała ją na nowo. Kobieta rozejrzała się nerwowo, gdy pragnienie powiększyło się, tak samo jak jej źrenice. Odetchnęła parę razy, gdy usłyszała pełne nadziei i przestrachu głosy.
- Panie Frodo.. - szepnął Samwise, gdy ujrzał powoli zbliżającą się w ich stronę kobietę o złocistych lokach opadających na plecy. Frodo za to stanął jak wryty gdy spostrzegł jej oczy. Nie spodziewał się bowiem, że to możliwe! Czy to czary? A może to wiedźma? - myślał wtedy.
Poczuwszy w sobie odwagę, Sam stanął przed Powiernikiem celując w Rosenne króciutkim ostrzem. - Nie.. Nie zbliżaj się!
Rose zatrzymała się od razu, pokazując im czyste dłonie.
- Hobbici.. nie mam złych zamiarów. - oznajmiła. - Czy to wy wyruszyliście z Rivendell? Czy to ty jesteś Powiernikiem? - zapytała, spoglądając na czarnowłosego Froda.
- Skąd wiesz? S..Skąd wiesz o naradzie, o pierścieniu? - zapytał w pośpiechu Sam zbliżając ostrze do kobiety.
- Mam na imię Rosenne. Ja i Geneveve jesteśmy z tej samej rodziny. - odpowiedziała. Na tę odpowiedź, Sam od razu odsunął nożyk, bowiem mieczem tego nazwać nie można. - Nie mam złych zamiarów. - powtórzyła, uśmiechając się do nich ciepło. Spojrzała na Froda. Patrząc na tego hobbita czuła, że złoto jest co raz bliżej, a za złotem kryję się coś więcej.. czary. Złe czary, które od razu zniechęciły ją.
- Dlaczego nie jesteście z Drużyną? Przecież tu jest tak niebezpiecznie..
- A ty? Dlaczego nie poszłaś do.. i co tu robisz? Śledzisz? Chcesz pierścień dla siebie?!
CZYTASZ
The Lord of the Courage [Księga III] ✓
FanfictionNa imię mi Genevieve. Tak jak imię mej matki przyozdabiała siła, moje ozdabiać będzie odwaga. ❗Nie wskazane jest czytanie tej książki bez znajomości wątków z dwóch pozostałych ksiąg! Więc gdy planujesz przeczytać tę część, radzę pierw zapoznać się...