_____________________________________
- Mae govannen mellon nin! Czekaliśmy na was!
Odwrócili głowę w stronę nieznanego, lecz bardzo ciepłego i przyjaznego dla ucha głosu. Przybysze odwrócili głowy, by potem ujrzeć ciemnowłosego elfa odzianego w bogate szaty uśmiechającego się ciepło. To musiał być Lord Elrond - pomyślała wtedy. Pamięta, jak matka opowiadała jej o mądrości i znakomitej dedukcji elfa. Gdy elf stanął parę kroków przed Genevieve, do dziewczyny dopiero dotarło, że wypada ukłonić się - co też pokrótce uczyniła. Elrond pogłębił uśmiech, gdy skinął jej jak i przybyłym krasnoludom. - Dobrze cię widzieć, Gloinie. - stwierdził lord z niemałym uśmiechem kierując wzrok na siwego już krasnoluda. - Po ostatniej wizycie nic się nie zmieniłeś, druhu. - stwierdził wyciągając do Gloina dłoń na znak przywitania. Gloin zaskoczony gestem elfa, uścisnął dłoń, a pod sumiastym, siwym wąsem dostrzec można było uśmiech.
- Dziękuję, Elrondzie. Miło ciebie widzieć po tak długim czasie. Ty również się.. nie zmieniłeś. - stwierdził. Cóż..słowa Gloina były najprawdziwsze, bowiem Elrond za czasów Kompani Thorina Dębowej Tarczy ani trochę się nie zmienił. Na jego twarzy nie pojawiła się ani jedna zmarszczka, w przeciwieństwie do Gloina. Elrond na słowa krasnoluda pogłębił uśmiech.
- A krasnolud obok musi być zapewne synem Gloina. - stwierdził przenosząc wzrok na Gimliego, który pod spojrzeniem ojca skinął elfowi głową. - Widzę w tych oczach ten sam upór jak w oczach twego ojca lata temu. - stwierdził w końcu przenosząc wzrok na córkę Dębowej Tarczy. - Witaj Genevieve. Twój dzisiejszy przyjazd do Rivendell przewidzieliśmy, gdy to Kompania Thorina wyruszyła stąd w stronę Gór Mglistych. - przyznał patrząc intensywnie w jej oczy.
- Gandalfie, czy kto krasnoludzi z Ereboru? - zapytał powoli Pan Baggins. - Mój wzrok niedowidzi.
Czarodziej uniósł kąciki ust i kiwnął głową.
- Tak, Bilbo. To nasz przyjaciel Gloin wraz z synem. - stwierdził ćmiąc swą podłużną fajkę.
- A ta kobietka? - spytał marszcząc powieki.
- Ah.. To mój drogi druhu, Genevieve. Córka Thorina i Aryi. - odpowiedział poprawiając się na fotelu.
Zaintrygowany rozmową wuja i czarodzieja, na taras wszedł również Frodo - adoptowany przez Bilba w wieku dwunastu lat. Młody hobbit zerknął za barierkę uważnie przyglądając się krasnoludom.
- To ona?! To Jen? Jak wyrosła, drogi Stwórco! Miałem wątpliwości, czy to nie Arya! Gandalfie kochany! - złapał czarodzieja za rękaw siwej szaty. - Nigdy nie spodziewałbym się, że ta mała Jen już tak wyrosła! - mówił z entuzjazmem. Gandalf na słowa hobbita uśmiechnął się.
- Trudny uwierzyć, prawda Bilbo? Spodziewałbym się prędzej powrotu Białego Orka niż tego, że Thorin wyśle Jen na tak daleką podróż do Rivendell. - stwierdził odprowadzając wzrokiem elfa i krasnoludów.
- Nie kracz, Gandalfie, nie kracz! - zaśmiał się. - Jak jest tu Jen, to może stać się wszystko! - stwierdził sięgając po laskę i kierując się w stronę wyjścia. Chwilę po tym, Frodo i Gandalf usłyszeli pełne entuzjazmu:
- Na sto orków! Bilbo?! Bilbo Baggins?! Niech mnie trolle zjedzą! Ha ha! Stary druhu!
*
Jesień w Imladris zdawała się pięknieć co najmniejszą sekundę. Różnokolorowe liście powoli spadające z drzew, leciuteńki wietrzyk kołyszący niemalże gołe gałęzie i szum wodospadów, który nigdy nie umilkł. To wszystko można znaleźć tutaj - w pięknym i magicznym Rivendell.
Po zażyciu jak - jak to stwierdził Elrond - obowiązkowej kąpieli, Genevieve powolnym krokiem spacerowała po kolorowych, lecz ciągle majestatycznych ogrodach. Elfy znają się na pięknie.
Wtem, Jen zatrzymała się nagle. Postawiła pierwsze kroki na marmurowych schodkach prowadzących do białej jak śnieg altany, by zaraz potem stanąć przed posągiem pięknej elficy, w wyciągniętych dłoniach trzymającej skórzaną torbę, która z dziwnego powodu wołała ją. Za nic nie mogła skojarzyć opowieści matki pasującej to opisu tejże torby. Z wahaniem wyciągnęła dłoń, by choć na sekundę móc dotknąć jej gładkiej i połyskującej w tym popołudniowym słońcu skóry.
- Niezwykłe..
Usłyszawszy głos, którego nigdy by się nie spodziewała, drgnęła natychmiast cofając dłoń. Podniosła lekko wzrok, a gdy już to zrobiła, ujrzała kasztanowłosego Gondorczyka, wywynioskowywując to przez charakterystyczne rysy twarzy, czy też równie jak rysy twarzy charakterystyczne zapięcia na kaftanie. Mężczyzna spojrzał na Genevieve zachmurzonym spojrzeniem, lecz pewnie nie zdając sobie sprawy kim jest, z powrotem przeniósł wzrok na torbę.
- Torba Królowej Gór. - stwierdził muskając palcami połyskującą skórę. - Nie dziwi mnie to, że elfy zachowały coś tak drogocennego. - mruknął pod nosem odwracając się na pięcie i schodząc z altany. W połowie schodów zatrzymał się jednak z niewiadomego dla siebie powodu i powrócił wzrokiem do przyglądającej mu się niebieskookiej. Stał tak chwilę, lecz w końcu zjednoczył myśli i odwrócił się i odszedł.
Co za buc - pomyślała Jen krzywiąc się nagle. Kim on mógł być, że nawet nie posłał w jej stronę marnego skinięcia głowy? Czy Gondorczycy zawsze są tak nadęci jak trąba?
________________________________
dzień dobry wam w trzecim rozdziale maratonu!
akcja się rozkręca, a jen dotarła do imladris całą i bezpieczna
poznała również drogiego nam boromira (w którym skrycie jestem zakochana, lecz shhh)
do zobaczenia o 17:30!
no cóż to tyle
byee 🦄🧙♂️❤️
CZYTASZ
The Lord of the Courage [Księga III] ✓
FanfictionNa imię mi Genevieve. Tak jak imię mej matki przyozdabiała siła, moje ozdabiać będzie odwaga. ❗Nie wskazane jest czytanie tej książki bez znajomości wątków z dwóch pozostałych ksiąg! Więc gdy planujesz przeczytać tę część, radzę pierw zapoznać się...