Rozdział 23

1.5K 132 20
                                    

Nie obchodzi mnie nic...
Nawet nie wiem co on do mnie mówi. Jest obleśny, jest potworem który mnie dopadł. Leżę półnaga jego łapy zbadały juz każdy skrawek mojego ciała. Moja twarz jest mokra od łez, poddałam się.
- Ty skurwielu.
Znam ten głos, Boże znam ten głos.
Zaczyna się szamotanina, walczą. Nie, to on go katuje. Katuje mojego oprawcę a ja wpatruje się w to jak zahipnotyzowana.
Niech umrze. Niech ten potwór umrze.
Trzęsę się cała a jedyne co słychać to dźwięk walki.
Działam jak robot, z całej siły staram się zebrać w sobie. Ubieram się szybko i w końcu odzyskuje rozsądek.
Mimo, że ten gnój na to zasługuje on nie może go zabić. Nie może, bo zmarnuje mu to życie.
- Alec...
Nie reaguje.
- Alec! Proszę, przestań.
Podchodzę bliżej i wołam go jeszcze kilka razy.
W końcu coś do niego dociera, odwraca się i spogląda na mnie. W jednej chwili puszcza ciało skatowanego mężczyzny i pospiesznie podchodzi do mnie chwytając mnie w objęcia.
- Saro, cukiereczku mój tak bardzo mi przykro. Boże naprawdę mi przykro.
Spinam się cała pod wpływem jego nagłego dotyku ale to Alec, mój przyjaciel. On ocalił mnie przed najgorszym.
- Czy ja zdążyłem ? Czy on...
Kręcę tylko głowa w negatywnej odpowiedzi.
- Och Boże...  Mój Boże.
W jego głosie słyszę ulgę ale też ból, głos mu się łamie i w końcu ja tez pękam.
Zaczynam płakać, cała się trzęsę. Szybko odsuwam się od przyjaciela i z obrzydzeniem spoglądam na zwyrodnialca jak i pózniej na swoje ciało. Wyciągam dłonie, patrzę na nie i brzydzę się.
- Dasz sobie chwile radę beze mnie ? Muszę pozbyć się tego śmiecia.
Po chwili wahania odpowiadam.
- Tak, tak - głos mi się łamie- dziękuje Alec.
Stoi i patrzy na mnie oczami pełnymi bólu jak i miłości. Kocha mnie a ja jego. Jesteśmy jak rodzeństwo, od dziecka możemy liczyć tylko na siebie.
- Nie dziękuj cukiereczku. Kocham cie.
- Ja ciebie tez.
Wypowiadam słowa i pędzę prosto do łazienki żeby zmyć z siebie brud po tym człowieku.
Gorąca woda parzy moje ciało, ale nie obchodzi mnie to. Znowu pękam, nogi mi się uginają a ja opadam na dno prysznica i kule się płacząc. Moje życie to zło, muszę coś z tym zrobić bo mnie to złamie.
Nie wiem ile spędzam czasu w takiej agonii, ale w końcu zbieram się w sobie i wychodzę. Wycieram swoje naznaczone ciało spoglądając w lustro.
Moje oczy...
Moje oczy są smutne, ale najgorsze to, to że sama dostrzegam w nich pustkę. Totalną pustkę.
Już nigdy nic nie będzie takie samo.
Zwijam się na łożku i z całych sił próbuje zasnąć albo zapomnieć o tym koszmarze.
***
- Saro, skarbie.
Otwieram oczy i spoglądam na przygnębiona twarz Aleca. Podnoszę się i siadam na krawędzi łóżka.
- Nie możesz tu zostać cukiereczku. Nie dzisiaj.
Wiem, naprawdę to wiem.
- Tak, wiem. Pojadę do Aleksa.
- Tak, w tym momencie to jedyna opcja. Ten gość już nie będzie sprawiał problemu. Obiecuje.
Dobrze wiem, że najchętniej zabrałby mnie do siebie i opiekował się mną non stop. Jego dom również jest toksyczny. I nie wiem czy nawet nie gorszy od mojego. Nie pytam co stało się z tym człowiekiem, nie obchodzi mnie to.
Pakuje najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzimy z budynku który kiedyś nazywałam domem.
Juz nim nie jest, to tylko kawałek cegły w którym musze żyć.
Wsiadamy do auta Aleca i ruszamy, dokładnie wiem gdzie. Do naszego ulubionego miejsca w którym zawsze czujemy się lepiej.
Spędzamy tam całe popołudnie praktycznie w ogóle się nie odzywając. Przepełnia nas cisza która jest kojąca. Uwielbiam z nim milczeć, to jest jak dom, on jest jak mój dom.
- Wymyślę coś skarbie, wyjedziemy z tego piekła i zaczniemy wszystko od nowa. Obiecuje.
- Wiem Alec, wiem.
Wierze w to. Od zawsze to był nasz cel i wiem, że teraz wszystko się przyspieszy.
Pod wieczór przyjaciel odwozi mnie pod apartament brata, teraz muszę udawać , że nic się nie dzieje. Tak jak zawsze, musze udawać.

Jesteś moja Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz