Rozdział XI

757 57 53
                                    

- Możemy porozmawiać?

Oikawa zapytał ze spokojem w głosie, bez tego całego jadu i złości, jakim zwracał się do mnie przez cały dzień. Wręcz z dziwnym spokojem, jakby... Cierpieniem.

- Pewnie. - spojrzałam się w dół na moje stopy czując się nieco niepewnie. - Tylko znajdę jakąś bluzę.

Odwróciłam się i zaczęłam szukać jakiejś bluzy z długim rękawem, lecz wszystko miałam schowane głęboko w torbie, więc ostatecznie założyłam czarny polar, który wczoraj pożyczył mi Oikawa.

- Już jestem. - opatuliłam się szczelnie, po czym wyszłam za chłopakiem. - Gdzie chcesz iść?

- Na dwór. Na małe pole za szkołą. - odpowiedział z wyczuwalną w głosie melancholią.

Szliśmy całą drogę w milczeniu, czuć było między nami pewne spięcie. Oboje byliśmy wyraźnie zestresowani, lecz żadne z nas nie chciało tego przyznać. Miałam gulę w gardle, której za nic nie umiałam przełknąć.

Usiedliśmy pod wielkim drzewem, mniej więcej metr od siebie. Przyciągnęłam nogi bliżej klatki piersiowej i oparłam na kolanach podbródek w oczekiwaniu na jakikolwiek ruch ze strony Oikawy, ponieważ sama nie umiałam wydobyć z siebie głosu.

- Przepraszam... - powiedział ze skruchą.

Nie spodziewałam się czegoś takiego z jego strony. Spodziewałam się nalegań o wyjaśnienia, narzekań jak to ja się niedorośle zachowuje czy czegoś tego typu. Na pewno nie wypowiedzianych przed chwilą przez chłopaka słów.

- Ja też przepraszam...

Chłopak wyraźnie zaskoczony odwrócił się w moją stronę i powiedział:

- Za co? To ja cię wczoraj pocałowałem, nie pytając cię wcale o zdanie, czy chcesz wykonać wyzwanie czy nie. Jestem ignorantem, skoro zrobiłem to bez twojego pozwolenia.

- Ale to ja się zachowałam, jak dziecko i zaczęłam cię z tego powodu unikać myśląc, że w ten sposób wszystko się naprawi. A się nie naprawiło. - przygryzłam wargę i przekręciłam się w jego stronę, przez co byliśmy wprost na przeciwko siebie.

- [imię]-chan... To ja na ciebie przez cały dzień naskakiwałem i wściekałem się o rzeczy, które wcale nie miały miejsca. - na chwilę ucichnął - Gdy już nieco ochłonąłem, Iwa-chan mi wszystko wyjaśnił, trochę mnie pobił i po chwili zrozumiałem wszystkie moje błędy popełnione w zaledwie 24 godziny... Zdałem sobie sprawę, że było ich naprawdę wiele.

Po chwili niekomfortowej ciszy, jaka zawisła między nami odważyłam się odezwać.

- Chcę by było między nami, jak dawniej. Nie chcę się już więcej kłócić Tooru. Chcę się znów z tobą śmiać, bawić i żartować. Chcę znów być twoją przyjaciółką.

Spuściłam głowę na dół, by nie zobaczył, jak do moich oczu napływają łzy. Szatyn zaśmiał się lekko, po czym dotknął mój podbródek kierując moją głowę tak, abym patrzała wprost na niego.

- Hej [imię]-chan... Nie płacz, proszę. Zaraz sam się przez ciebie popłaczę. - znów się delikatnie zaśmiał - Już wszystko dobrze. Już jest jak dawniej, nie masz czym się przejmować. - przyciągnął mnie do siebie i zaczęłam cicho łkać w jego ramię.

Sama właściwie nie mam pojęcia, dlaczego płakałam. W moim wnętrzu zebrało się naraz tyle silnych emocji, że nie umiałam sobie z nimi poradzić, aż w końcu je uwolniłam wraz z łzami.

- Dureń z ciebie Tooru. - uśmiechnęłam się przez łzy i z bardzo niewielką siłą uderzyłam chłopaka.

- Wiem... Zasłużyłem sobie. - oparł swój podbródek na czubku mojej głowy - Już lepiej? - pokiwałam twierdząco głową - To dobrze.

W końcu słońce się uśmiechnie do Ciebie || Oikawa Tooru x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz