Rozdział XVIII

609 44 37
                                    

Trening zbliżał się powoli do końca. Właśnie miał miejsce mecz między trzecio- a drugo- i pierwszoroczniakami. Nie oszukujmy się - wszyscy sobie dobrze zdawali sprawę, kto będzie wygranym w tym starciu. Oczywiście trzecioklasiści z większym doświadczeniem mieli sporą przewagę punktową, ale zdecydowanie mniejszą niż się wszyscy spodziewali. Starszacy uzyskali szansę na punkt meczowy i akurat na zagrywkę wszedł Oikawa. Wszyscy już byli pewny, że ten serw zakończy cały mecz, lecz w momencie, w którym szatyn uderzył w piłkę, ta poleciała na aut. Chłopak musiał naprawdę mieć dziś zły dzień, bo był to już piąty raz kiedy zepsuł zagrywkę.

- Tch - syknął.

- Nie przejmuj się! - krzyknęłam w stronę boiska, a Tooru kiwnął w moją stronę głową.

Trzy minuty później mecz zakończył się po wbiciu w ziemię piłkę przez Hanamakiego. Chłopacy słysząc gwizdek trenera rozeszli się sprzątać salę, lecz wtedy rozbrzmiał głos rozgrywającego:

- Jeszcze chwilę zostanę, nie musicie sprzątać.

- Dzięki kapitanie. Jak tak, to tuptam do domu - Matsukawa klepnął kapitana po plecach.

- Mam tylko nadzieję, że swojego - dodał Hajime.

- O co ty go posądzasz Iwaizumi? - zapytał Hanamaki. - Mamy piątek, weekendu początek. To logiczne, że Issei zostanie w domu i pójdzie spać po dobranocce - na twarzy chłopaka pojawił się kpiący uśmieszek.

- Wierzę, że wasza dwójka tak właśnie zrobi - przekręcił oczami z uśmiechem na twarzy.

Wszyscy zaczęli powoli wychodzić z budynku, a ja w tym czasie pozostałam wewnątrz, lecz ukryta w mroku, przez co szatyn nie mógł mnie zobaczyć. Pociągnął kosz z piłkami do boiska i zaczął raz za razem uderzać z coraz większą mocą i furią, lecz mimo to rzadko kiedy udawało mu się poprawnie wykonać serwy. Po pięciu minutach, gdy zdałam sobie sprawę, jak głupio się przyglądam chłopakowi, wyszłam z cienia ukazując się Oikawie.

- Powinieneś już skończyć - wzdrygnął się na dźwięk mojego głosu. - Zaraz przeciążysz kolano.

Po uderzeniu kolejnej piłki chłopak odpowiedział:

- Wiem na ile mogę sobie pozwolić, by nic się nie stało - westchnął. - Poza tym widziałaś, jak mi dzisiaj szło  - wzruszyłam ramionami.

- Każdy ma czasem gorszy dzień. Nie powinieneś się tym przejmować - szatyn, jakby mnie nie słysząc wznowił poprzednią czynność.

- Twoje serwy są naprawdę świetne, nie ma co w nich poprawiać. Z łatwością urwałbyś nimi moje ręce - Tooru parsknął pod nosem, po czym wbił kolejną piłkę na aut.

Gdy wylądował na ziemi, wyjął z koszyka kolejną piłkę. Wtedy podeszłam parę kroków do niego i również złapałam przedmiot, próbując wyjąć mu go z rąk. Staliśmy naprzeciw siebie, mierząc się wzajemnie ciężkim spojrzeniem.

- Przestań, Oikawa.

- Muszę ćwiczyć, bo inaczej nigdy nie pokonamy Shiratorizawy.

- Jeśli się przeciążysz, to nie będziesz mieć nawet okazji. Bez ciebie, Seijoh nie ma szans, aby wygrać z Shiratorizawą, ani by przejść pierwszą rundę na narodowych.

Chłopak spuścił głowę w dół i przygryzł wargę, po czym puścił piłkę. Zastanawiałam się, co mogło w tej chwili się dziać wewnątrz jego głowy. Choć to niby był tylko głupi dodatkowy trening, to mu zdecydowanie na nim zależało. Ale nie mógł się przeciążać, bo mogłoby mu się coś stać, przecież doskonale o tym wiedział. Dlaczego mimo to naraża się tyloma ćwiczeniami?

W końcu słońce się uśmiechnie do Ciebie || Oikawa Tooru x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz