Rozdział 1 - W drodze na Naboo (część 4)

983 53 80
                                    

- To kolejna rzecz, o którą nie wypada prosić Jedi?

- Nieeee... ale być może zauważyłeś, na przykładzie Mistrza Qui-Gona, zakładanie się z Jedi o cokolwiek zwykle nie kończy się dobrze. Jeśli chodzi o tego typu gry, na ogół mamy szczęście.

- Skoro tak, to chyba nie musisz się martwić o to, że przegrasz swoje kredytki? – cały czas wysuwając przed siebie dłoń z kośćmi, chłopiec niewinnie się uśmiechnął.

- Nawet gdybym je przegrał, niespecjalnie by mnie to ruszyło – Obi-Wan pokręcił głową. – Jak wspomniałem wcześniej, i tak wiele nie wydaję. Posłuchaj, ja mówiłem poważnie... naprawdę mogę ci dać część moich kredytek. Nie musisz próbować wygrać ich ode mnie w kości.

Po raz pierwszy Anakin zobaczył w oczach młodego mężczyzny nie tylko rozbawienie, ale też subtelny błysk troski, który zwykł oglądać w spojrzeniu swojej mamy. Tak patrzyła Shmi, gdy jej syn przybiegał do domu cały umorusany, niosąc pod pachą znalezione na wysypisku części i krzycząc, że to jego największy skarb. Ciężko uwierzyć, że Obi-Wan też potrafił patrzeć w taki sposób.

Mimo to chłopiec postanowił upierać się przy hazardzie. Miał ku temu powody.

- Nie chcę dostawać żadnych kredytek z litości – dumnie zadzierając podbródek, spojrzał starszemu koledze w oczy. – Chcę je zarobić w uczciwy sposób. Wtedy nikt nie powie, że jestem byłym niewolnikiem, któremu wszyscy coś dają, żeby „było mu łatwiej". Lubię, jak ktoś mi pomaga, ale mam swój honor.

Przez krótki ułamek sekundy w wyobraźni Anakina zamigotała twarz Qui-Gona. Nietrudno było wpaść na to, co mądry i dostojny Mistrz Jedi powiedziałby w takiej sytuacji:

„Ani, nie mów takich rzeczy. Nikt nie daje ci prezentów z litości!"

„Wygrywanie pieniędzy w kości ciężko nazwać uczciwym zarobkiem!"

Jednak teraz nie padło żadne z tych stwierdzeń.

- No cóż, skoro chodzi o honor... - udając powagę, młody mężczyzna rozmasował podbródek. – To w co będziemy grać?

Pierwszy raz odkąd poznał dwóch Jedi, Anakin pomyślał, że Obi-Wan rozumie go lepiej od Qui-Gona. A przynajmniej w tym konkretnym momencie.

Proponując grę w kości, chłopiec był w pełni przygotowany na odmowę, a kiedy został mile zaskoczony, nie potrafił zapanować nad ekscytacją. Zeskoczył ze stołka trochę zbyt entuzjastycznie, i choć nie zrzucił przy tym żadnych narzędzi, narobił strasznego hałasu. Co jednak nie sprawiło, że uśmiech na jego buzi zniknął. Jednym szybkim susem Anakin usiadł w siadzie skrzyżnym na podłodze i posłał towarzyszowi wyczekujące spojrzenie.

Obi-Wan zawahał się, ale po chwili przyłączył się do chłopca. Dopiero teraz, gdy siedzieli naprzeciwko siebie, stało się jasne, jak bardzo był wyższy i starszy. Minę miał opanowaną, a smukłe dłonie chował w rękawach brązowego płaszcza. Anakin grywał wcześniej w kości z dorosłymi, ale żaden z nich nie był Jedi. Ile by dał, by jego rówieśnicy z Tatooine (a zwłaszcza ten wstrętny Greedo!) mogli do teraz zobaczyć!

Na buzi chłopca zagościł chytry uśmieszek. Ta kupka kredytek wyglądała naprawdę obiecująco. Trochę szkoda, że będzie musiał oszukiwać, żeby ją zdobyć.

- Zasady są proste – zaczął tłumaczyć. – W każdej rundzie obstawiamy pieniądze. Kto zdobędzie więcej punktów, wygrywa. W pierwszym rzucie rzucamy wszystkimi pięcioma kostkami. Po każdym możemy odłożyć jedną albo więcej kości. Ale tylko te, na których jest jedynka albo piątka. Jedynka jest warta sto punktów, piątka pięćdziesiąt. Po odłożeniu kości, rzucamy pozostałymi.

Człowiek Czynu (Star Wars)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz