Rozdział 4 - Sugestia kanclerza (Część 1)

1.4K 47 85
                                    

Mieszczący się na podwórku za domem warsztat był ostoją Anakina już od maleńkości. Syn Shmi Skywalker nawet nie mógł sobie przypomnieć pierwszego razu, gdy ukrył się pomiędzy niechcianymi kawałkami złomu i pozwolił, by płynąca z machania śrubokrętem radość wysuszyła płynące z oczu łzy. Był wtedy jeszcze niższy od astrodroida, lecz nie pamiętał swojego dokładnego wieku. Nie pamiętał też momentu, w którym niezdarne łączenie kabli przeobraziło się w wirtuozerię, a on sam z mechanika-amatora stał się mechanikiem-geniuszem.

Pamiętał natomiast kilka znaczących wydarzeń ze swojego życia, które zagoniły go do ukochanych części.

Jak wtedy, gdy pierwszy raz wziął udział w wyścigu i przekonał się na własnej skórze, ile warte są oszukańcze sztuczki Sebulby. Właśnie wtedy podjął decyzję o zbudowaniu własnego śmigacza. Zapłakany, przytargał z pustyni kilkanaście kawałków metalu i zaczął składać je w całość, z każdą godziną pracy coraz bardziej odzyskując pogodę ducha.

Albo tamtego dnia, gdy pod wpływem gniewu uderzył swojego najlepszego przyjaciela, Kipstera. Wtedy nie wiedział jeszcze, że po tygodniu się pogodzą – był pewien, że kumpel już nigdy się do niego nie odezwie i ze strachu przed samotnością zaczął skręcać mechaniczny odpowiednik kompana do rozmów. Powstał pierwszy szkielet droida protokolarnego, C-3PO.

No i wreszcie, była tamta sytuacja, gdy niechcący rozwalił połowę sklepu i dostał od Watto Lanie Życia. Żadne maści i lecznicze wywary nie chciały działać, choć zdruzgotana Shmi przetrząsnęła całe Mos Espa i opróżniła skromną niewolniczą kieszeń do absolutnego zera, w rozpaczliwej próbie ukojenia bólu cierpiącego synka. Piekące plecy doprowadzały Anakina do szaleństwa. Nie zwariował tylko i wyłącznie dzięki staremu sprawdzonemu środkowi przeciwbólowemu, jakim było zawleczenie popsutego klimatyzatora do warsztatu i odwrócenie uwagi od bólu naprawianiem go.

Warsztat. Dotychczas Anakinowi wydawało się, że nie było takiego problemu, z którym to miejsce nie mogłoby sobie poradzić.

A mimo to już od dwóch godzin buszował po warsztacie na Naboo, a ukojenie NIE nadchodziło. Spowodowana przez śmierć Qui-Gona rana w sercu krwawiła tak samo intensywnie jak w chwili, gdy usłyszał straszne wieści. Może dlatego że naprawy były jak przycisk aktywujący serię wspomnień - przypominały mu okoliczności, w jakich poznał Mistrzów Jedi?

To dla Qui-Gona Anakin wreszcie ukończył śmigacza, nad którym pracował od lat. To dla Qui-Gona dokręcił ostatnią śrubkę w ukochanej maszynie. Miał przed oczami ten moment za każdym razem, gdy sięgał po jakieś narzędzie.

Zaczął żałować, że w ogóle poprosił Padme, by go tutaj przyprowadziła.

Wcześniej sądził, że w ten sposób ułatwi życie im obojgu - sobie samemu zapewni odwrócenie uwagi od bólu, a jej da możliwość wypełniania obowiązków Królowej. Po pojmaniu Wicekróla było mnóstwo spraw wymagających udziału władczyni, lecz Padme odwlekała je, gdyż obiecała Obi-Wanowi, że zajmie się Anakinem. Po wielu namowach, niechętnie dała się przekonać do zostawienia chłopca w pałacowym warsztacie, a sama zajęła sąsiadujące pomieszczenie i przekształciła je w tymczasową Salę Audiencyjną.

Żadne z nich dobrze na tym nie wyszło. Mimo usilnych starań, Anakin nie potrafił przenieść swojej uwagi z Qui-Gona na maszyny. Mimo usilnych starań, Padme nie mogła sprawnie zarządzać ludźmi z przylegającej do warsztatu klitki, która nawet nie miała dostępu do Holonetu! Chłopiec przekonywał, że da sobie radę sam, ale Królowa była bardzo uparta i odmawiała przeniesienia się do Sali Tronowej.

Człowiek Czynu (Star Wars)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz