Mieszczący się na podwórku za domem warsztat był ostoją Anakina już od maleńkości. Syn Shmi Skywalker nawet nie mógł sobie przypomnieć pierwszego razu, gdy ukrył się pomiędzy niechcianymi kawałkami złomu i pozwolił, by płynąca z machania śrubokrętem radość wysuszyła płynące z oczu łzy. Był wtedy jeszcze niższy od astrodroida, lecz nie pamiętał swojego dokładnego wieku. Nie pamiętał też momentu, w którym niezdarne łączenie kabli przeobraziło się w wirtuozerię, a on sam z mechanika-amatora stał się mechanikiem-geniuszem.
Pamiętał natomiast kilka znaczących wydarzeń ze swojego życia, które zagoniły go do ukochanych części.
Jak wtedy, gdy pierwszy raz wziął udział w wyścigu i przekonał się na własnej skórze, ile warte są oszukańcze sztuczki Sebulby. Właśnie wtedy podjął decyzję o zbudowaniu własnego śmigacza. Zapłakany, przytargał z pustyni kilkanaście kawałków metalu i zaczął składać je w całość, z każdą godziną pracy coraz bardziej odzyskując pogodę ducha.
Albo tamtego dnia, gdy pod wpływem gniewu uderzył swojego najlepszego przyjaciela, Kipstera. Wtedy nie wiedział jeszcze, że po tygodniu się pogodzą – był pewien, że kumpel już nigdy się do niego nie odezwie i ze strachu przed samotnością zaczął skręcać mechaniczny odpowiednik kompana do rozmów. Powstał pierwszy szkielet droida protokolarnego, C-3PO.
No i wreszcie, była tamta sytuacja, gdy niechcący rozwalił połowę sklepu i dostał od Watto Lanie Życia. Żadne maści i lecznicze wywary nie chciały działać, choć zdruzgotana Shmi przetrząsnęła całe Mos Espa i opróżniła skromną niewolniczą kieszeń do absolutnego zera, w rozpaczliwej próbie ukojenia bólu cierpiącego synka. Piekące plecy doprowadzały Anakina do szaleństwa. Nie zwariował tylko i wyłącznie dzięki staremu sprawdzonemu środkowi przeciwbólowemu, jakim było zawleczenie popsutego klimatyzatora do warsztatu i odwrócenie uwagi od bólu naprawianiem go.
Warsztat. Dotychczas Anakinowi wydawało się, że nie było takiego problemu, z którym to miejsce nie mogłoby sobie poradzić.
A mimo to już od dwóch godzin buszował po warsztacie na Naboo, a ukojenie NIE nadchodziło. Spowodowana przez śmierć Qui-Gona rana w sercu krwawiła tak samo intensywnie jak w chwili, gdy usłyszał straszne wieści. Może dlatego że naprawy były jak przycisk aktywujący serię wspomnień - przypominały mu okoliczności, w jakich poznał Mistrzów Jedi?
To dla Qui-Gona Anakin wreszcie ukończył śmigacza, nad którym pracował od lat. To dla Qui-Gona dokręcił ostatnią śrubkę w ukochanej maszynie. Miał przed oczami ten moment za każdym razem, gdy sięgał po jakieś narzędzie.
Zaczął żałować, że w ogóle poprosił Padme, by go tutaj przyprowadziła.
Wcześniej sądził, że w ten sposób ułatwi życie im obojgu - sobie samemu zapewni odwrócenie uwagi od bólu, a jej da możliwość wypełniania obowiązków Królowej. Po pojmaniu Wicekróla było mnóstwo spraw wymagających udziału władczyni, lecz Padme odwlekała je, gdyż obiecała Obi-Wanowi, że zajmie się Anakinem. Po wielu namowach, niechętnie dała się przekonać do zostawienia chłopca w pałacowym warsztacie, a sama zajęła sąsiadujące pomieszczenie i przekształciła je w tymczasową Salę Audiencyjną.
Żadne z nich dobrze na tym nie wyszło. Mimo usilnych starań, Anakin nie potrafił przenieść swojej uwagi z Qui-Gona na maszyny. Mimo usilnych starań, Padme nie mogła sprawnie zarządzać ludźmi z przylegającej do warsztatu klitki, która nawet nie miała dostępu do Holonetu! Chłopiec przekonywał, że da sobie radę sam, ale Królowa była bardzo uparta i odmawiała przeniesienia się do Sali Tronowej.
CZYTASZ
Człowiek Czynu (Star Wars)
Fiksi PenggemarTrudne początki Obi-Wana i Anakina. Opowieść o tym jak z "burkliwego starszego kolegi" oraz "przybłędy z pustyni" stali się dla siebie Mistrzem i Padawanem. Wypełnienie luk z "Mrocznego Widma" i zagłębienie się w skomplikowane relacje między naszym...