PRIDE

285 57 40
                                    

ROZDZIAŁ XIV

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

ROZDZIAŁ XIV

DUMA

━━━━━━━━━━

Evan nie pamiętał momentu w którym opuścił Grimmauld Place. Przed oczami nadal miał twarz Oriona. Przerażająco zawiedzioną i pełną smutku.

Teraz biegł. Uciekał jak najdalej przed tym wszystkim. Jego nogi same się ruszały, a on był daleko. Biegał z Syriuszem i Regulusem po rezydencji Rosierów udając rycerzy. Evan mógł wtedy biec bez końca. Zawsze wyprzedzając towarzyszy. Jego stopy znały doskonale grunt na którym się znajdował.

Teraz czuł stopami jedynie londyński chodnik. Krzywy, niewygodny i niebezpieczny. Wolał biegać po białych korytarzach swojego domu.

Jego płuca zaczęły go palić, ale on nie przestawał biec. Spojrzał na swoją dłoń. Jego palce były sine od zimna. Taki urok jesiennych nocy i przemoczonych ubrań.

Jego oddech przyspieszył i po chwili czuł jakby oddychał żywym ogniem zamiast wilgotnym powietrzem. Zatrzymał się, stając w rozległej kałuży. Zamknął oczy, próbując unormować swój niespokojny oddech.

Ogień w jego piersi sprawił, że z jego oczu popłynęły gorące łzy. Evan powoli opadał z sił, nie tuch fizycznych. Czuł, że mógł się zmusić do dalszego biegu. Do ciągłej ucieczki.

Z wielu względów po prostu nie mógł sobie na to pozwolić. Kiedy myślał o ucieczce, przed twarzą zawsze miał twarz ojca. Zawiódł go wtedy i nie chciał tego powtarzać nawet po jego śmierci.

Zrobił krok na przód i wyszedł z kałuży. Lekka mżawka chłodziła jego rozpaloną twarz.
Zmusił się do powolnego kroku. Szedł przed siebie. W swoją niepewną i delikatną przyszłość.

Spojrzał na swoją lewą rękę ściskającą kopertę. Pokręcił głową. Nie chciał sobie przypominać jak Orion wpychał mu ją w dłonie. Zaczął się trząść i rozejrzał dookoła.

Jego spojrzenie zatrzymało się na samotnej ławce oświetlanej przez ciepłe światło latarni. Skierował się w jej stronę.

Była mokra, ale na pewno nie bardziej niż on. Usiadł na niej i dopiero wtedy zaczął czuć zmęczenie. Szybko rozerwał kopertę. Wyjął z niej list, który był krótszy niż się spodziewał. Przejechał z czułością kciukiem po krzywych literach tak dalekich od perfekcji, a tak cudownie dla niego idealnych.

Liczy się treść.

Westchnął głośno i zaczął czytać. Jego usta poruszały się delikatnie przy każdym słowie.

Drogi Evanie!

Synu nadchodzi moment, w którym wszyscy stoimy na rozdrożu. Właśnie powierzyłem twoje przyszłe życie w ręce Oriona Blacka. Musisz mi za to wybaczyć. Może ten człowiek nie jest zbiorem wszelkich cnót, ale jest jedynym przyjacielem jakiego mam.

Najprawdopodobniej za kilka dnia znajdziesz mnie duszącego się własnymi wymiocinami, trzęsącego się jak ryba wyciągnięta z wody.

Evan zamknął oczy. To było zbyt bolesne wspomnienie. Miał czternaście lat i to wcale nie wyglądało tak sielankowo jak to jego ojciec opisał. Znalazł się wtedy w piekle i nie wiedział jak się wydostać.

Musisz mi wybaczyć, bo dowiadujesz się w ten sposób. Bycie alchemikiem w szeregach Voldemorta nie było dobrym pomysłem.
Teraz, gdy zrobiłem to czego ode mnie oczekiwano, nie jestem z siebie wcale dumny.

Na drugiej stronie znajduje się przepis na coś, czego nikt nigdy nie powinien wymyślić. Eliksir tak straszny, że skosztowałem go by zanieść tą tajemnicę do grobu.

Evan zakrył twarz dłonią, wstrzymując oddech. Z trwogą obrócił list na drugą stronę. Nic tam nie było. Obejrzał list z każdej strony. Nic na nim nie było. Oprócz ckliwych słów przeprosin. Miał ochotę wyrzucić ten bezużyteczny kawałek papieru, do śmieci. Jednak zostało, mu kilka zdań które były dla niego zbyt ważne. Zbyt wartościowe.

Wybacz mi synu, że musisz czytać coś co powinienem powiedzieć ci twarzą w twarz.

Jestem z Ciebie dumny.

Edward Evan Rosier

Evan pociągnął nosem i ponownie zaczął oglądać list ojca z każdej strony. Wtedy przypominała mu się matka i opowieść o listach miłosnych. Majaczyła przed śmiercią, ale umarła z tęsknoty za nim. Może to wszytko miało sens? Było elementem układanki.

Mama musiała podgrzać kartkę żywym ogniem, by odczytać kolejne wyznanie miłosne. Westchnął i wyczarować mały płomień z różdżki. Zaczął podgrzewać list.

Powoli zaczęły się pojawiać krzywe literki i cyfry. Evan potrafił rozpoznać tylko kilka składników. Jednak z łatwością po siedmiu latach nauki eliksirów mógł stwierdzić, że to bardzo skomplikowany przepis.

Przypominał sobie o tym, że jego ojciec umarł właśnie przez te kilka słów. Przez ten zbiór proporcji i dzikich kwiatów.

Mógł tym skrwakiem papieru wykupić życie wszystkich których kochał. Uśmiechnął się delikatnie. Odchylił głowę do tyłu i spojrzał w granatowe niebo nad Londynem.

Nagle przed jego oczami pojawił się mroczny znak na niebie i poczuł niesamowity ból w lewym przedramieniu. Będzie musiał odpowiedzieć na wezwanie. Jednak najpierw musiał coś pilnie zrobić.

Popatrzył jeszcze raz na list i potem znów na czaszkę świecącą wysoko na niebie.

Mógł kupić życie Syriusza, Oriona i Regulusa, ale sprzedałby zbyt wiele innych. Westchnął i po chwili uśmiechnął się w stronę gwiazd.

— Jestem z ciebie dumny tato — wyszeptał.

Ponownie wyczarował płomień i spalił ostatnie słowa i dowód na geniusz Edwarda Evana Rosiera.

ROSES FOR MY LOVE ━ syriusz black x evan rosier ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz