11. Uczennica

2.1K 184 18
                                    

Jesień rozpanoszyła się już na dobre. I jak to zwykle jesienią bywa, zrobiło się mgliście, deszczowo i nieprzyjemnie. I znaczenie zimniej. Z mokradeł zniknęły komary, za to pojawiły się na nich drapieżniki polujące na gryzonie, które uciekały z pół i łąk, by schronić się w pobliżu ludzkich siedzib.
Do stojącego niedaleko mokradeł domku nikt, nawet mysz, nie mógł się zbliżyć niepostrzeżenie. Jednak gdyby ktoś się tam zakradł wieczorem i zajrzał przez okno, to zobaczyłby mężczyznę w średnim wieku i młodą kobietę, którzy żywo dyskutowali.
Czasami on mówił, a ona słuchała. Jego oczy błyszczały wtedy inteligencją, a głos stawał się głębszy, niższy i przyjemniejszy. Wpatrywała się w niego spijając każde słowo, które wypływało z jego ust.
Innym razem gestykulował gwałtownie, marszcząc przy tym czoło i nachylając się nad nią, a ona kurczyła się w sobie, rumieniąc się i wyłamując szczupłe palce.
Jeszcze kiedy indziej to on słuchał uważnie, a ona mówiła. Widać było, że jest pewna siebie, bo uśmiechała się nieznacznie i jakby z tryumfem. Jego twarz wtedy wyrażała tylko uprzejme zainteresowanie, ale zdradzały go oczy, w których widać było dumę.
Najczęściej po prostu siedzieli pogrążeni w lekturze, co jakiś czas zamieniając ze sobą zdanie lub dwa. Wtedy w domku słychać było tylko uderzenia deszczu o szyby i trzaskanie polan płonących w kominku. Było tam ciepło, przytulnie i bezpiecznie.

Zazwyczaj właśnie tak było. Gdyby jakimś cudem ktoś podkradł się na tyle blisko, by móc ich obserwować w ciągu dnia, zaskoczyłby go zgoła inny widok: on krzyczał, poruszał się wolno, z wyraźnym trudem, ale mimo to siał wokół siebie zaklęciami, a ona skakała po całym podwórku, próbując unikać jego ataków i chociaż raz mu oddać. Póki co była świetna w defensywie, ale jej ataki pozostawiały wiele do życzenia. Właśnie dlatego na nią krzyczał. Chciał ją sprowokować, ale pomimo tego, że była szybka i sprawniejsza od niego, to i tak nie udawało jej się go trafić.

~*~


– Przestań się bawić i weź się w garść! Nikt nie będzie czekał, aż się namyślisz, co zrobić!
Nie był zły. Nie był nawet sfrustrowany. On był po prostu wściekły. Dwa tygodnie wysiłków poszły na marne. A on wciąż był zbyt słaby, by móc zaprezentować jej, o co dokładnie mu chodzi.
– Staram się! – krzyknęła. – Ale nie wiem, jak mam się przebić przez twoją obronę!
– Ja się wcale nie bronię!
– Przestań wrzeszczeć, to mi wcale nie pomaga!
Severus zacisnął zęby, ale rozsadzała go wściekłość wynikająca z niemocy, więc nie wiele myśląc przyskoczył do niej i zaatakował jeszcze zajadlej niż do tej pory.
Usta miał zaciśnięte, na twarzy malował się gniew, a w oczach zapłonęło szaleństwo, jakie ostatnio odczuwał na polu bitwy. Prawie zapomniał, że przed sobą miał bezbronną dziewczynę, a nie wroga.
Rosalee zadrżała ze strachu. Severus wyglądał tak przerażająco, zwłaszcza te nieludzko zimne, błyszczące złem oczy, że jedyne, co mogła zrobić, to ukryć się za wyczarowaną przez siebie tarczą. Naparł na nią z całej siły i byłby zmiótł jej zaklęcie, gdyby się nie przewróciła.
Bezsilna i przerażona rozpłakała się.
Snape otrząsnął się z amoku i cofnął o krok. Co w niego wstąpiło? Jakim prawem pozwolił sobie na utratę kontroli?
Dziewczyna zauważyła zmianę na jego twarzy, więc poderwała się z ziemi i uciekła do sypialni, dokładnie blokując za sobą drzwi.
Rozdygotana siedziała na łóżku z różdżką wycelowaną w wejście do pokoju i próbowała dojść do siebie.
Przecież on by jej nie skrzywdził, powtarzała sobie. Miał tyle lepszych okazji, by to zrobić. Przede wszystkim mógł jej w ogóle nie ratować. Coś musiało mu się stać, że tak zareagował.
A jednak Rosalee zadziałała instynktownie. Zasłoniła się przed ciosem i uciekła. Nie tego ją uczył, ale strach, który zawładnął nią w tamtym momencie, był silniejszy niż zdrowy rozsądek. Bo przypomniał jej inny dzień, inną wykrzywioną nienawiścią twarz i pełen okrucieństwa śmiech.

Severus Snape - ZaginionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz