Wyszliśmy z magazynu. Naszym oczom ukazał się ogromny korytarz. Po bokach były izolatki. Siedzieli w nich nieposłuszni więźniowie, którzy łamali więzienne zasady. Po korytarzu spacerowało dwóch strażników.
Byli odwróceni tyłem do nas.-Ja biorę jednego, a ty Will drugiego. Raz...dwa...trzy teraz-powiedział Murray i ruszył z Willem do strażników. Murray obezwładnił jednego z nich. Przewrócił go na ziemię i uderzył go w głowę. Will podbiegł do drugiego. Uderzył go w tył głowy pałką teleskopową. Strażnik odrazu stracił przytomność.
-Dobra jesteśmy tu chyba sami. Sprawdźcie cele. Szukajcie Hoppera-powiedziała Joyce.
W jej głosie można było wyczuć lekki strach. Szczerze mówiąc ja też się trochę bałem. Po chwili zaczęliśmy rozglądać się po izolatlach.
-Gdzie on kurwa jest!?-spytała zdenerwowana El.
-Musieli go przenieść. Głupie skurwysyny. Chodźcie musimy stąd wyjść. Na końcu korytarza są drzwi. Ruszajmy-powiedział Murray.
Ruszyliśmy w stronę drzwi. Nagle usłyszeliśmy otwierające drzwi. Schowaliśmy się za rogiem. Po chwili zza drzwi wyłonił się strażnik. Rzuciłem się na niego. Uderzyłem go z całej siły w twarz. Roztrzaskałem mu nos. Krew się polała. Chyba mu go złamałem. Przewróciłem go. Usiadłem na nim i zacząłem go lekko podduszać. Po paru sekundach stracił przytomność.
-Brawo Wheeler-pochwalił mnie Murray.
-Dlaczego on nie miał przy sobie broni?-spytał z zaciekawieniem Will.
-To żółtodziób. Niedawno go zatrudnili. Widać po nim. Boją się dać mu broń do ręki-wyjaśnił Murray.
-Przeszukam go. Może będzie miał przy sobie coś ciekawego-stwierdziła Joyce.
Włożyła rękę do jego kieszeni. Wyjęła plakietkę z jego nazwiskiem. W tylnej kieszeni spodni miał jakiś klucz. Joyce również go wzięła.
-Jak ten strażnik się nazywa?-spytałem.
-Strażnik Reznikov-odpowiedziała Joyce.
Nie wiem czemu, ale rozśmieszyło mnie jego nazwisko. Uśmiechnąłem się lekko.
Po chwili wkońcu wyszliśmy z tego pomieszczenia. Po otwarciu drzwi niemal dostałem zawału. Dotarliśmy do jakiegoś labolatorium. Na łóżku leżał jakiś facet. Nad nim stał jakiś lekarz.
Mówił coś do niego, lecz nie zrozumiałem. Nie potrafię rosyjskiego. Joyce podeszła do niego i uderzyła go karabinem w tył głowy. Lekarz upadł. Facet wyglądał dość znajomo.-Papa?-spytała El.
-Eleven? Co ty tutaj robisz?-spytał siwowłosy.
-Zamknij się! Nie mów tak do niej! Jakim cudem ty żyjesz! Zaraz cię zamorduję-rzuciłem się na Brennera.
-Zostaw go młody-powiedział spokojnie Murray i odepchnął mnie od Brennera.
Po chwili do pokoju weszli Nancy i Jonathan. Widziałem ich miny. Byli tak samo zaskoczeni jak my.
Zerknąłem na Eleven. Z jej oczów zaczęły lecieć łzy. Podbiegłem do niej i zamknąłem ją w szczelnym uścisku.-D-d-dlaczego on żyje?-spytała łkając El.
-Ćśśś...wszystko będzie dobrze. Zaraz wszystko sobie wytłumaczymy. Obiecuję, że on już cię nie skrzywdzi.
Spojrzałem w oczy dziewczynie i ją czule pocałowałem.
-Co ty tutaj robisz do cholery?-spytałem Brennera.
-Wtedy w szkole ja wcale nie umarłem. Moi strażnicy pomogli mi z demogorgonem. Zabili go, a ja uciekłem. Uciekałem tak i uciekałem. Aż nagle ktoś mnie porwał. I dlatego tutaj jestem-wytłumczył Brenner.
Mówił wszystko tak spokojnie. Jakby go to wszystko nic nie obchodziło. Głupi chuj. On nigdy nie miał uczuć.
-Co ten lekarz chciał ci zrobić?-spytała El.
-Chciał mi wyciąć nerkę. Bez znieczulenia. Bez narkozy. Bez niczego. Jakiemuś więźniu siadła nerka. Postanowili, że wezmą mnie i wytną mi nerkę. Ten więzień to jakiś ważny polityk. Dlatego im na nim tak bardzo zależy-wyjaśnił Brenner.
-Nancy Jonathan zostańcie tu z nim. Pilnujcie go. Nie dajcie mu uciec-powiedziała Joyce.
-My ruszamy po Hoppera. Znajdziemy go i tutaj do was wrócimy-powiedział Murray.
-Mike uważaj na siebie-powiedziała z troską Nancy.
-Będę uważał. Obiecuję-odparłem.
Wyszliśmy z pomieszczenia.
CZYTASZ
I CAN'T | Mike Wheeler
FanfictionMike po wyjeździe rodziny Byers'ów jest załamany. Osoby, które były dla niego tak bliskie wyjechały daleko od Hawkins. Wheeler czuje się bardzo samotny. Rozpoczęte ~ 08.5.2020r Zakończone ~ 28.05.2020r #1 w 11 ~ 26.5.2020r