-Anka, ty tak na poważnie?- mruknęłam znudzona i lekko wkurzona opadając ciężko na fotel obok przymierzalni.
-Tak- dodała szybko- Który kolor ładniejszy: błękit czy granatowy?- trzymała w ręce dwie sukienki obciążając mnie wyborem.
-Nie znam się...- mruknęłam odchylając głowę do tyłu.
-Kurwa mać Inga- kopnęła mnie w nogę- Ciesz się, że nie przyniosłam jeszcze czarnej bo miałabyś większy wybór- uniosła brew.
-Niech Ci będzie- poprawiłam się na fotelu patrząc w jej stronę- Do twoich oczu będzie bardziej pasować granat- stwierdziłam i uśmiechnęłam się kpiąco- Ale kretynko miałyśmy iść po luźne ubrania a nie obcisłe sukienki- poprawiłam na co brunetka przewróciła oczami.
-Nie moja wina, że w Mohito są zajebiste promocje- wskazała na metkę z ekscytacją- Tylko jeszcze chwila i idziemy do twojego ukochanego Cropp'a.
-Jak jeszcze chwila?- spytałam zbita z tropu- Zabierasz swoją dupe w tej chwili do kasy- rozkazałam marszcząc brwi i pokazując ręką w stronę wyjścia z szatni.
-Wolna, ty się kuźwa nie dziw, że nikogo nie możesz znaleźć- jednęła zirytowana- Dzięki Bogu, że jestem hetero.
-Gdyby tak nie było to owinęłabym sobie ciebie wokół palca- mruknęłam patrząc na nią spod byka uśmiechając się bezczelnie.
-Myślisz, że jestem aż taka łatwa?- odparła z rozbawieniem.
-Po kilku drinkach owszem- wyszczerzyłam się i wstałam z wyjątkowo wygodnego fotela.
-Zaczynasz mnie wkurzać, idziemy do tej jebanej kasy- pociągnęła mnie za moją flanelową biało-niebieską koszule.
Inga znowu na prowadzeniu.
Wyszłyśmy z tego pomieszczenia tortur zwanego żartobliwie damskim sklepem z ubraniami. Anna szła zadowolona z siebie dumnie trzymając reklamówkę z zakupioną sukienką. Po drugiej stronie zauważyłam mój ukochany sklep z odzieżą.
-Kosa, zapierdalamy do Cropp'a- pociągnęłam ją za rękę, na co brunetka przewróciła oczami.
-Zachowujesz się jak bachor- mruknęła, na co odwróciłam się w jej stronę z zadziornym uśmiechem.
-Udam, że tego nie słyszałam- odwróciłam się na pięcie i poczułam ból w lewej ręce jak i nie za miękkie ładowanie na płytach galerii.
Otworzyłem oczy i zauważyłam, że wpadła na mnie szatynka, która aktualnie leżała na mnie rozglądając się dookoła. Jak można było się spodziewać moja NAJLEPSZA PRZYJACIÓŁKA zamiast mi pomóc śmiała się w najlepsze. Zignorowałam ją. Ciemnowłosa zerknęła na mnie momentalnie wstając i otrzepując spodnie. Rozejrzała się jeszcze raz i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jej rzeczy są na podłodze. Pozbierałam kilka bluzek i podałam nieznajomej na co szybko je zabrała i spakowała do torby.
-Przepraszam- usłyszałam z jej strony, na co lekko się uśmiechnęłam.
-Nic nie szkodzi- odparłam, ale czułam, że lekki ból w ręce pozostał- Pomogę...
Schyliłam się i kiedy chciałam zabrać mały karton, dziewczyna była szybsza nie nawiązując ze mną kontaktu wzrokowego.
-Spiesze się...- odparła cicho pakując resztę rzeczy.
Zaraz, chwila moment...
Od razu przypomniała mi się sytuacja z imprezy, gdy wyszłam już trochę bardzo zalana z bardziej narąbaną Anką. Krzyki, przewrócenie ciemnowłosej na ziemię, obezwładnienie napastnika przeze mnie, i szybkie odejście nieznajomej.
CZYTASZ
Przypadek? Nie sądzę
RandomAnia szturchnęła mnie w bok na co głośno się zaśmiałam niemalże potykając się o własne nogi, na co brunetka wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem. Inga, za dużo alkoholu... Stanowczo za dużo... Nasze pijackie śmiechy widocznie zwróciły uwagę prze...