Stałam za ladą wyczekując końca zmiany. Czułam się wyczerpana, bo było mega dużo klientów, a na zmianie byłam tylko z Wiktorią. Dwie osoby na cały lokal? Why not.
O ironio...
I jakimś pojebanym cudem ten pieprzony zegarek chodził tak wolno, że można było pierdolca dostać. Kiedy w bistro zostało kilku klientów oparłam się o blat czekając niecierpliwie na zakończenie tej mordęgi.
No kto by się spodziewał, że najwięcej osób przychodzi na jedzenie od ósmej rano do czternastej...? Brawo Inga, gratulacje.
Moja frustracja wzrosła kiedy na zegarku zobaczyłam, że zostało pięć minut do końca.
No kurwa jak w szkole..!
Przewróciłam oczami i wyciągnęłam komórkę z kieszeni wchodząc w media społecznościowe. Jak się okazało, nic ciekawego tam nie było. Napisałam do Ani, że ja zrobię dzisiaj zakupy i zablokowałam urządzenie obserwując wnętrze lokalu. Obok mnie pojawiła się Wiktoria z lekkim uśmiechem, który był przeciwieństwem mojego wkurwienia dzisiejszym dniem.
-Koniec zmiany- poinformowała mnie ściągając fartuch.
-No kurwa w końcu- jęknęłam zrezygnowana, ale zarazem lekko szczęśliwa- Ten dzień to jakiś pieprzony żart- dodałam i udałam się na zaplecze do swojej szafki.
Otworzyłam ją chowając fartuch i zabierając z niej plecak i bluzę. Następnie, dalikatnie mówiąc, przypierdoliłam drzwiczkami później zamykając je na klucz. Wiktoria patrzyła na mnie krzywo przyglądając mi się uważnie.
Tylko nie zaczynaj...
-Bo to rozwalisz- wtrąciła unisząc brew, ale na jej słowa tylko zmarszczyłam brwi.
-Life is brutal- wzruszyłam ramionami- Gdzie Paweł? Zaraz jego zmiana?- rozglądnęłam się po małym pomieszczeniu w poszukiwaniu blondyna o czarnych oczach.
-Miło, że się martwisz- usłyszałam rozbawiony głos chłopaka, którego się nie spodziewałam.
-Yeah, chciałbyś- prychnęłam pod nosem- Jeśli będziesz miał więcej klientów niż my rano to stawiam Ci piwo.
-Już przegrałem- stwierdził szybko szeroko się uśmiechając- Większość facetów przychodzi tutaj ze względu na was- poinformował blondyn puszczając nam oczko.
-Nawet na mnie nie patrz- podniosłam ręce w geście kapitulacji- Dobrze wiesz o czym mówię- ostrzegłam chłopaka, który na moje słowa się zaśmiał- No chyba, że na Wiktorię- zerknęłam na dziewczynę, która była lekko zmieszana.
-Pierdolcie się- powiedziała jakby obrażona- Będziecie coś chcieli.
-Ja jedyne czego chce to wrócić do mieszkania i z niego nie wychodzić- odwróciłam się na pięcie i udałam się w stronę wyjścia- Siema Paweł- rzuciłam szybko uśmiechając się sama do siebie, a w odpowiedzi usłyszałam "cześć".
Otworzyłam drzwi boczne otwierając je na oścież. Pogoda niebyła za fajna, ciemne chmury wisiały nad miastem zapowiadając, że niedługo będzie padać.
Kurwa pięknie, a ja z buta...
Westchnęłam stając przy płocie i wyciągając z kieszeni bluzy fajkę i zapalniczke. Wsadziłam papierosa między usta i odpaliłam go zaciągając się szarym dymem. Nie palę bardzo często, ale tylko wtedy kiedy dzień jest poprostu do dupy. Stwierdziłam, że po zakupy pojadę z Anką, więc napisałam do niej wiadomość z informacją o zaistniałej sytuacji. Może nie będzie wkurzona. Schowałam urządzenie do kieszeni spodni i zaczęłam się rozglądać po ruchliwej ulicy.
CZYTASZ
Przypadek? Nie sądzę
RandomAnia szturchnęła mnie w bok na co głośno się zaśmiałam niemalże potykając się o własne nogi, na co brunetka wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem. Inga, za dużo alkoholu... Stanowczo za dużo... Nasze pijackie śmiechy widocznie zwróciły uwagę prze...