Od dobrych kilku godzin siedzieliśmy na dachu starej fabryki z winem i dobrą atmosferą. Czy było nudno? Ani trochę. Pomimo późnej godziny nikomu nie chciało się spać. Razem z Anią wypiłyśmy jedną butelkę wina na spółkę bo nie chciałam żeby coś odwaliła po pijaku. Marcin natomiast po opróżnieniu ponad połowy miał dość i stwierdził, że zostawi na późnej.
Mordo, zaraz ci to podpierdole...
Siedzieliśmy w śpiworach mimo, że nie było wcale zimno, stwarzało to jakiś fajny klimat. Marcin się uparł żebym wzięła duży śpiwór razem z Kosą, tak też zrobiłam.
Wstawiona Anka to jest piękna rzecz. Gada od rzeczy przez dwie godziny i co chwile wybuchamy śmiechem z jej opowiadań i reakcji na bodźce zewnętrzne. Czy można mieć lepsze urodziny? Chyba nie.
-A pamiętasz jak moja mama zaprosiła swoją koleżankę razem z jej synem na obiad?- brunetka zaczęła się śmiać, przez co i ja nie mogłam się powstrzymać- O kurwa... Gapił się na ciebie przez całą kolację, a później jak poszłyśmy z nim do mojego pokoju to chciał cie pocałować- kolejna dała śmiechu z jej strony- Ja nie mogę tyle pić bo gadam jak jakaś jebnięta.
Cała trójka dosłownie dławiła się powietrzem. Alkohol i gadka Ani to nie jest najlepsze połączenie, chyba, że ktoś chce trafić później do szpitala z powodu niedotlenienia mózgu. Debile trzymają się razem, kolejne motto mojego życia.
-Żebym Ci nie zaczęła przypominać ilu chłopaków ty musiałaś spławić bo masz Marcina- uśmiechnęłam się wrednie, a w odpowiedzi brunetka pokazała mi język.
-A z iloma się biłem...-dodał chłopak i wziął łyk alkoholu- Nie no więcej nie pije- szybko odłożył butelkę na bok.
-Frajer- mruknęłam i zabrałam szklenie naczynie uśmiechając się zwycięsko.
-Nie mam tabletek przeciwbólowych- oznajmił, prze co moja radość przerodziła się w smutek na samą myśl co będzie jutro.
Fuck..
-Ty tak na serio...?- zapytała z wyrzutem Kosa i wstała na równe nogi- Chuju! To jest podstawowa rzecz do chuja!- zaczęła energicznie gestykulować przez co się zachwiała- Jutro będziesz mnie znosił stąd!
-Już dzisiaj- sprecyzowałam spoglądając na ekran telefonu.
-Jedno i to samo- Anka machnęła ręką i spowrotem usiadła na śpiworze.
Teraz to jej obojętne, ale rano będzie kląć i oskarżać wszystkich o wszystko. Ania z kacem to istny szatan...
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, którą przerwał dźwięk tłuczonego szkła, ale to nie była sprawka nikogo z nas. Spojrzeliśmy po sobie ze zdziwieniem i zaniepokojeniem. Wtedy też było słychać dudniącą muzykę piętro niżej i głośny śmiech.
-Nie jesteśmy sami...- westchnął szatyn i na jego twarzy znajdował się grymas.
-Brawo detektywie- brunetka klasnęła w dłonie z ironią- Idę zobaczyć co się dzieje...- dziewczyna próbowała wstać, ale alkohol w jej organiźmie skutecznie jej to utrudniał, w wyniku czego zaczęłam się śmiać- Nie śmiej się ze mnie, Wolna- mruknęła zła.
-To może lepiej ja pójdę- mimo wypitego wina w dość dużej ilości trzymałam się całkiem dobrze, nawet nie chwiałam się podczas wstawania- Jak nie wrócę za kilka minut to dzwońcie na 112- rzuciłam i udałam się w stronę betonowych schodów prowadzących na niższe piętro.
Ze schodzeniem był mały problem, bo zaczęło trochę kręcić mi się w głowie, ale na szczęście nie spadłam. Jak się okazało na piętrze było około dziesięć osób, w tym sześć dziewczyn i czterech chłopaków. Nie żeby mnie to interesowało, miałam wtedy na wszystko wyjebane. Pod oknem stał głośnik wielkości walizki z którego leciała energiczna muzyka.
CZYTASZ
Przypadek? Nie sądzę
RandomAnia szturchnęła mnie w bok na co głośno się zaśmiałam niemalże potykając się o własne nogi, na co brunetka wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem. Inga, za dużo alkoholu... Stanowczo za dużo... Nasze pijackie śmiechy widocznie zwróciły uwagę prze...