*22*

314 17 0
                                    

Wyszłam z bistro prosto do swojego samochodu, miałam dość dzisiejszego dnia. Miałam ochotę wskoczyć do łóżka i nigdy z niego nie wychodzić, całe szczęście jutro mam wolne i mogę siedzieć w domu cały dzień.
Nawet zaczęłam się zastanawiać nad rzuceniem pracy w bistro z powodu Kingi. Tak, ona jest głównym problemem.

Na samą myśl miałam ochotę w coś walnąć. Wyciągnęłam kluczyki i otworzyłam pojazd, dość mocno trzasnęłam drzwiami, ale miałam to gdzieś. Odpaliłam samochód i włączyłam radio z którego leciała jakaś nudna piosenka, ale byłam tak bardzo wkurzona, że nawet nie zmieniłam stacji.

Nie możesz kierować w takim stanie...

Wyjęłam klucz ze stacyjki i opadłam na fotel wypuszczając powietrze z płuc. Przeczesałam włosy dłonią i wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni. Wybrałam numer do przyjaciółki i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

-Co jest?- od razu usłyszałam jej głos, przez co trochę mi ulżyło.

-Nie dam rady przyjechać- przyznałam i zaczęłam się rozglądać czy nikt przypadkiem na mnie nie patrzy.

-Piłaś?- zapytała od razu, na co przewróciłam oczami.

-Nawet jeśli to niby kurwa kiedy? Dopiero skończyłam pieprzoną zmianę w bistro- wysyczałam trochę za bardzo chamsko, co uświadomiłam sobie dopiero oo kilku sekundach.

-Wooo- usłyszałam i automatycznie zrobiło mi się głupio, miałam ochotę walnąć głową w kierownice- Zostaw auto, idź do parku ochłonąć, a ja zaraz po ciebie przyjadę- odparła i się rozłączyła.

Schowałam telefon do kieszeni i wysiadłam z samochodu. Zaczęłam iść w stronę parku w którym lubię przebywać, bez względu na porę roku i pogodę. Droga zajęła mi jakieś dziesięć minut. Usiadłam na ławce i patrzyłam pusto przed siebie, zaczęłam myśleć. Zaczynając od plastikowej dziuni która przez półtora tygodnia narobiła mi sporo problemów, kończąc na tym, że już prawie listopad i zaraz święta.

Nie chciałam wracać do tej pierwszej myśli, więc skupiłam się na pozostałych. Musiałam zacząć zastanawiać się co kupić na prezenty. Zawsze lubiłam mieć wszystko gotowe wcześniej, niż później biegać na ostatnią chwilę po sklepach. Z zamyślenia wyrwała mnie postać, która przebiegła przede mną więcej niż trzy razy, ale nie skupiałam wcześniej na nią uwagi.

Kiedy śledziłam ją wzrokiem mając nadzieję, że znowu zrobi małe koło, ona jednak usiadła ławkę dalej. Jak się okazało była to Aleksandra.

No tak idiotko, mieszka praktycznie na przeciwko parku, więc skąd to zdziwienie?

Szatynka patrzyła przed siebie, a ja mogłam się skupić na czymś innym niż praca. Jednak uczucie złości nie ustąpiło, a zrobienie czegoś głupiego w takim stanie nie było trudne. Łatwo pakowałam się w niezłe gówno kiedy ktoś mnie wkurwił, ale kiedy dostałam pracę musiałam się jakoś nauczyć panować nad sobą. Chociaż nie wiem czy bicie się, a znikanie na kilka nocy z jakimiś przypadkowymi laskami to jakiś progres. Raczej nie. A nawet gorzej.

Teraz ustaliłam z Anią, że mam jej o wszystkim mówić i będziemy szukać jakiegoś wyjścia. Chociaż w dzisiejszym przypadku poza zwolnieniem się z roboty, innego nie widzę. Jestem ciekawa jak zareaguje jak jej o wszystkim opowiem.

Kiedy już wróciłam na Ziemię, zorientowałam się, że przez ten cały czas patrzyłam się na Olę. Szybko odwróciłam wzrok i wbiłam go w ziemię, mając nadzieję, że dziewczyna mnie nie przyłapała. Swoją drogą myślałam nad czymś innym niż ona, a przyglądałam się jej przez przypadek. Czy w ostateczności w to uwierzy? Chyba nie.

Wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeglądać media społecznościowe. Jak zwykle nie było nic ciekawego, typowe. Zrezygnowana odłożyłam smartfona do kieszeni i odchyliłam głowę patrząc w niebo. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu z laptopem, kocem i winem. Tak, najlepszy zestaw na dziś.

-Ziemia do Ingi- usłyszałam głos przyjaciółki i szybko na nią spojrzałam- Ogłuchłaś czy jak?- i oczywiście ironia musiała być, jakże inaczej.

-Wybacz, zamyśliłam się- wyjaśniłam bez emocji.

-Z tego co widzę to nie jest z tobą najlepiej- jedyne co zrobiłam to przewróciłam oczami.

Sherlock Holmes jak nic...

-A tak dokładnie to co się stało?- usiadła obok mnie i uważnie mi się przyglądała.

-Chyba zwolnię się z pracy- wypaliłam, a Anka zrobiła duże oczy i patrzyła na mnie jak na wariatkę.

-Niby dlaczego?- nagle się wyprostowała.

-Pieprzona Kinga się stała- mruknęłam i przeczesałam włosy dłonią- Myśli, że mnie wyprowadzi z równowagi. Pfff, to nie ja daje dupy za byle pieniądze.

-Ale dzisiaj jej się udało- powiedziała cicho, ale i tak to słyszałam. Postanowiłam nie komentować tego, chciałam jak najszybciej być już w domu.

Tutaj się z tobą zgodzę, udało się szmacie..

-Czy to nie Ola?- spytała przyglądając się dziewczynie kilka ławek dalej.

-A co?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, brunetka tylko pokręciła głową i wstała z drewnianej ławki.

-A nic, według mnie to dobrze, że biega i tyle- wzruszyła ramionami, a ja wiedziałam, że próbuje się wykręcić. Nie ze mną te numery.

-Yhm...- mruknęłam i uniosłam brew mierząc ją podejrzliwym spojrzeniem. Dobrze wiedziałam do czego zmierza.

-No i co się tak na mnie patrzysz?- powiedziała jakby oburzona- Przecież dobrze wiem co jest grane. Idziemy do auta- machnęła ręką i powoli ruszyłam za nią.

-Zaraz będzie grany główny hit dzisiejszego dnia, "mów jak na spowiedzi"- dogryzłam przyjaciółce, która odwróciła się w moją stronę i posłała mi ostrzegawcze spojrzenie.

Groźnie...

--------------------

-...no i wyszłam z bistro, wsiadłam do samochodu i zadzwoniłam do ciebie. Liczyłaś na jakiś happy end?- dodałam z ironią, bo od pół godziny byłam molestowana pytaniami o dzisiejszy dzień.

Odpowiadałam za każdym razem tak samo, a Ania i tak próbowała wyciągnąć ode mnie coś więcej.

-Szczęśliwe zakończenie będzie wtedy jak ta blondyna zniknie z tej knajpy- stwierdziła po namyśle i zabrała ze stołu kubek z herbatą.

-Albo ja się zwolnię- dodałam, ale ta wersja niezbyt podobała się brunetce.

-Pracujesz tam od kilku miesięcy- zaczęła- Ze starej załogi została wasza czwórka. Adam tego nie przeżyje, reszta pracowników tak samo. No oprócz tej szmaty- dodała szybko- Ale jeśli będziesz wtedy szczęśliwsza, a będziesz na bank, to rób jak uważasz- cieszyłam się w duchu za takie słowa z jej strony- O ile nie będzie się to liczyło z odbiorem ciebie z komisariatu- dodała przez co rzuciłam w nią poduszką która leżała na kanapie. O mały włos nie wylała zawartości kubka na dywan, który jest jej świętością.

-Nie mam w zamiarze spalenia bistro po złożeniu papierów- sprostowałam cicho się śmiejąc.

-I taka informacja z ostatniej chwili- napiła się herbaty przy okazji zmieniając temat- Jutro jedziemy do rodziców.

Ucieszyłam sie na tę wiadomość. Nie widziałam pani Basi i pana Darka od ponad trzech tygodni, od czasu moich urodzin. Mam nadzieję, że nie zapytają o to jak je spędziliśmy, bo jestem pewna, że Anka wygada wszystko ze szczegółami, a mi dostanie się porządny opieprz. A szczerze to jestem za młoda żeby umrzeć.

Przypadek? Nie sądzęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz