W parku nie było dużo ludzi, zapewne reszta wybrała się na jakąś imprezę, bo w końcu upragniony weekend. Czasami warto iść w inną stronę. Po drodze kupiłyśmy sobie po piwie, żeby nie czuć się jak na odwyku. Ale z racji tego, że na dworze było o dziwo dosyć ciepło to nie można pozwolić na odwodnienie. Usiadłyśmy pod moim ulubionym drzewem i jebać to, że kilka metrów dalej jest ławka. Ja nigdy nie trzymam się zasad. Ściągnęłam bluzę i rozścieliłam ją na trawie, całe szczęście, że jest duża i pomieściła nas obje.
Włączyłam przypadkową playlistę z telefonu i zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym, jak zresztą zawsze. Uwielbiam momenty kiedy wybijam się poza rutynę, tak, piątkowe wypady do klubów też się zaliczają do rutyny. A po co jechać na drugi koniec miasta i płacić chore ceny za drinki skoro można pójść do zwykłego sklepu, kupić trochę alkoholu i udać się do zielonej strefy. Tutaj przynajmniej wiadomo, że cię ktoś znajdzie na zgonie.
Po chwili w ruch poszły szklane butelki, ale żeby nie było, każda miała jedną. To nie zlot alkoholików.
-A tak z innej beczki, gdzie jest Marcin?- spytałam bo jego nieobecność od kilku dni nie dawała mi spokoju.
-Pojechał ze znajomymi w góry- odparła obojętnie i upiła łyk piwa.
Nawet mi nic nie powiedział, pff..
-Jak tylko wróci to sobie z nim porozmawiam, nie mam ochoty dawać mu opierdolu przez telefon- na moje słowa brunetka się zaśmiała.
-A może tak dla odmiany porozmawiamy o tobie- przewróciłam oczami i napiłam się alkoholu z butelki.
-Nic ciekawego jak zwykle- wzruszyłam ramionami i zerknęłam na Anię- Temat uważam za wyczerpany.
-Yhm napewno- mruknęła i szturchnęła mnie w ramię- Niby nic, a jak cie na czymś nakryje to okazuje się później, że wydarzenia o których nie wiem to studnia bez dna- na jej słowa westchnęłam i oparłam się plecami o pień drzewa.
-Dom, praca, praca, dom, chlanie w weekend i głupie docinki pewnej osoby- zerknęłam na nią znacząco, jednak Ania tylko zmrużyła oczy i pokazała mi język- Może na moich urodzinach będzie się coś dziać jak na imprezę w trzy osoby.
-Chciałabym żeby Twoi rodzice byli wtedy z tobą- odparła z zamyśleniem, a mnie totalnie zbiła z tropu.
What the hell..?!
-Nie mam ochoty ich widzieć- odparłam spokojnie i czułam, że zaraz zacznę tworzyć wybitny monolog- Jakoś wypierdolić mnie z domu zaraz po szesnastych urodzinach to nie miał skrupułów. Nie mam ochoty ich widzieć ani słyszeć, przez nich musiałam sobie radzić w życiu praktycznie sama, ale miałam ciebie i właśnie dzięki tobie nie leżę teraz pod mostem, w rowie czy cholera wie gdzie- jakoś po piwie łatwiej schodzą z człowieka myśli które go trapią- Ja już nie mam rodziców, Ania. Nawet nie mam biologicznej siostry która jest zdzirą, jebaną zdzirą- ostatnią część wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-To prawda- przyznała i objęła mnie ramieniem- Ala to wredna suka, mogła coś powiedzieć, ale stała cicho bo uważała, że powinnaś iść do jakiegoś lekarza. Pamiętam ten dzień- położyłam głowę na jej ramieniu i czułam jak wszystkie wspomnienia wracają jak bumerang- Już jej chłopak traktował cię lepiej jak zrobiłaś przez przypadek coming out.
-To wszystko jest takie popierdolone- wypiłam ponad połowę butelki na raz.
-To nie miał być wypad alkoholików- wtrąciła z rozbawieniem, a ja uniosłam kącik ust.
-Przecież jedno piwo to nie dawka śmiertelna- poprawiłam ją, na co zrobiła to samo i wyrzuciła pustą butelkę do kosza.
-Wiesz co?- spojrzałam na nią pytająco- Chyba pożegnasz się z tymi spodniami- uśmiechnęła się szeroko, na co uniosłam brwi z zdziwieniem.
CZYTASZ
Przypadek? Nie sądzę
De TodoAnia szturchnęła mnie w bok na co głośno się zaśmiałam niemalże potykając się o własne nogi, na co brunetka wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem. Inga, za dużo alkoholu... Stanowczo za dużo... Nasze pijackie śmiechy widocznie zwróciły uwagę prze...