-Kosa, gdzie są kurde kieliszki?- powiedziałam przeszukując każdą szafkę w kuchni.
-Japierdole...- podeszła zrezygnowana i otworzyła szufladę w której były poszukiwane naczynia.
-Od kiedy kieliszki chowa się do szuflady?- spytałam marszcząc brwi.
-Od kiedy zaczęłaś upajać się whisky, czyli od wczorajszej nocy- skwitowała rzucając mi znaczące spojrzenie.
-Anka, ty tak na poważnie?- powiedziałam zirytowana mierząc ją wzrokiem.
-Niestety ona ma rację Inga- usłyszałam niski głos szatyna który siedział przy stole- Masz skończyć...
-Bo narazie idziesz ze skrajności w skrajność- kontynuowała brunetka- Jak nie sypianie z największymi kurwami we Wrocławiu, to picie najgorszego alkoholu ever- zerknęła na butelkę na blacie z nie smakiem- Tego Marcin nawet nie tyka!
-Czasami się zdarza...- powiedział cicho, ale niestety jego dziewczyna to usłyszała i zgromiła go wzrokiem.
-I ty przeciwko mnie?- mruknęła uderzając go w ramię, na co patrzyłam z rozbawieniem.
-Jak stare małżeństwo- zaśmiałam się siadając na blat kuchenny- Dzięki Bogu, że jestem singielką.
-Ale skoki w bok to i tak nie powód do dumy- wtrącił Marcin zerkając na mnie krzywo- A zwłaszcza z tymi które spierdoliły ci życie...- moje spojrzenie powędrowało na przyjaciółkę która wiedziała już co się święci.
-Kosa, wiedz, że masz przesrane- rzuciłam unosząc brew i siadając na przeciwko przyjaciela- I tak już nie aktualne bo tydzień temu wszystko jej powiedziałam i obiecałam, że już do tego nie wrócę- wyjaśniłam, na co oboje patrzyli na mnie jak na dziwaka.
-Ostatnio też tak mówiłaś- wtrącił, na co przewróciłam oczami.
-Inga, gdybym cię nie przybiła do ściany to na pewno byś znowu weszła w jakieś gówno, a później musiałabym razem z Marcinem wyciągać cię z kolejnego bajzlu- wtrąciła Ania opierając się o stół z poważną miną- Masz tylko nas i nie możesz tego spieprzyć, tego co już osiągnęłaś. Masz pracę- przerwała uśmiechając się głupkowato- I mam nadzieję, że Wiktorię zostawiłaś.
-Odcięłam się od niej- wyjaśniłam wzdychając ciężko.
-To, że Twoi rodzice cię, łagodnie mówiąc, wypierdolili z domu po szesnastce nie znaczy, że jesteś nikim. Nielicząc twojej siostry, która ma na ciebie wywalone i ciągle ci to powtarza- machnął ręką- Twoi rodzice to idioci, tyle w temacie- położył ręce na blacie stołu uśmiechać się lekko.
-Nie wracajmy do tego proszę...- mruknęłam zirytowana patrząc błagalnie raz na Anię, a raz na Marcina- Temat uważam za zamknięty.
-Tylko jak coś będziesz znowu wywijać to ja Ci nie pomogę- chłopak odchylił się na krześle i podniósł ręce w akcie poddania- Ale whisky masz zostawić...- zagroził.
-Niech Ci będzie- mruknęłam wstając od stołu i idąc do kuchni.
Stanęłam przed blatem chwytając w połowie pustą butelkę i wyrzuciłam ją do kosza. Na twarzach przyjaciół od razu można było wyczytać ulgę, ale ja czułam się trochę inaczej. Przynajmniej mam ludzi dla których warto się zmienić.
-Może gdzieś wyjdziemy wieczorem?- nasze spojrzenia przeniosły się na brunetke która uśmiechała się szeroko.
Hola, Hola. Właśnie kazali mi wyrzuć alkohol, a teraz mówi o imprezie? To się nazywa ironia losu...
-Według mnie to całkiem niezły pomysł- przyznał posyłając Ance promienny uśmiech, na który dziewczyna lekko się zakłopotała.
-Poważnie...?- spytałam podchodząc do przyjaciół- Właśnie wypierdoliłam pół butelki whisky do kosza- odparłam trochę oburzona- A teraz nagle impreza?
CZYTASZ
Przypadek? Nie sądzę
RandomAnia szturchnęła mnie w bok na co głośno się zaśmiałam niemalże potykając się o własne nogi, na co brunetka wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem. Inga, za dużo alkoholu... Stanowczo za dużo... Nasze pijackie śmiechy widocznie zwróciły uwagę prze...