Dwa tygodnie, trzy dni i pięć godzin.
Tyle dokładnie minęło odkąd po raz ostatni z nim rozmawiałam. Od kiedy uciekłam z jego pokoju przerażona nierealnymi perspektywami na naszą relację, która przez to teraz powoli obumierała. Czułam się z tym okropnie. Zaczęłam mu opowiadać o sobie, otworzyłam się, przywiązałam do niego, a teraz...
Znowu uciekałam.
Ale tak na pewno było lepiej. Dla mnie. Dla niego. Dla wszystkich pozostałych.
Przywiązywanie się do ludzi było niebezpieczne. Wiązało się ze zobowiązaniami, z zaufaniem. Z przejmowaniem się.
A to znaczyło, że zaczynało ci zależeć. A gdy zależało, to cały kruchy, z trudem wypracowany spokój sypał się jak domek z kart gdy zerwie się wiatr.
Obróciłam pędzel i długim pociągnięciem przejechałam po płótnie. Tworzenie było przeciwieństwem chaosu wprowadzanego przez ludzi do mojego życia. Lepiej było mi samej. Prawda?
Okłamujesz samą siebie? Co raz lepiej...
Nikt nie musiał wiedzieć, że płakałam w poduszkę. Nikt nie musiał wiedzieć, że tak bardzo mnie bolało odsunięcie się najpierw od Jima, a potem od Willa. Tak było bezpieczniej.
Robiłam to dla ich dobra.
Wzięłam tubkę czerwonej farby i wycisnęłam na paletę.
Jedno pociągnięcie, drugie, trzecie... łagodne, miękkie ruchy. Spokojne.
Ostatnio malowałam co raz więcej. Nie tylko dlatego, żeby się odciąć od innych, ale też...
No dobra, właśnie z tego powodu.
Malowałam, chodziłam na treningi, których jeszcze niedawno nienawidziłam, i przesiadywałam w samotności. Co raz mniej jadłam. Nie byłam po prostu głodna. I tak pewnie nikt tego nie widział. Nikt nie miał po co się tym przejmować. To nie miało znaczenia. Nie kiedy znów straciłam kontrolę.
Nie musiałabym uciekać od ludzi, gdyby oni przestali oczekiwać ode mnie czegoś więcej! Dlaczego oni nie mogą zrozumieć, że...
Mnie nie można było kochać.
Przynajmniej odkąd ograniczyłam kontakty z Willem, udało mi się ustabilizować relację z Jimem na poziomie dobrzy znajomi, może trochę przyjaciele, ale bez szans na coś więcej. Nigdy nie będzie na to szansy. I nigdy nie było.
Miałam gdzieś to, że mogłam Willa zranić tym nagłym chłodem. Lepiej teraz, gdy do niczego nie doszło, niż później, gdyby naprawdę się zaangażował.
Kiedyś wszyscy zrozumieją dlaczego to zrobiłam. I może mi wybaczą.
Potworowi? Naprawdę myślisz, że ktoś by to zrobił?
Po co ja w ogóle się łudziłam. Jeśli nawet ja siebie nienawidziłam, to co dopiero inni.
Potwór. Podpalaczka.
Zacisnęłam mocno powieki.
Tworzenie. Tworzenie uspokaja. Otworzyłam oczy, zanużyłam pędzel w farbie i powróciłam do malowania obrazu.
Czerwone róże w szklanym wazonie.
Jak te, które stały na stole w salonie tamtego cholernego dnia.
***

CZYTASZ
Przyjaciel mojego brata
Teen FictionOna, grzeczna dziewczyna bez rodziców, której jedyna rodzina to jej brat Tom. On, pewny siebie, przystojny Bad Boy który zmienia dziewczyny jak rękawiczki i nie pakuje się w poważne związki, co jest tego przyczyną? Poznali się przez jej brata. Na po...