William POV
- Nie rozumiem tego! - krzyknęła Lisa, z wściekłością rzucając długopis na biurko. - Ja rozumiem liczenie cyferek. Jestem w stanie nawet zaakceptować fakt, że wrzucono do nich literki. Ale nie będę liczyła jakichś chorych wężyków z połamanymi kręgosłupami albo kierownic paraboli! Co to w ogóle ma być?!
Obserwowałem z rozbawieniem jej roziskrzone oczy, policzki zarumienione ze złości i dłonie, którymi machała, agresywnie wygrażając zadaniom z matematyki i przy okazji też całemu światu.
- Przecież Ci to tłumaczyłem. - powiedziałem, mimo że wiedziałem, że na dziewięćdziesiąt pięć procent ona nawet tego nie usłyszy.
- Kierownica paraboli! - kontynuowała nawet nie zauważając, że się do niej odezwałem. - Co to do cholery jest?! Nie, nic nie mów. Wiem co to jest ta kierownica. Ale i tak uważam, że wszystkie powinny zostać na swoich miejscach! Czyli wiesz gdzie? - obróciła się gwałtownie na krześle i spojrzała na mnie rozognionymi oczami.
Uniosłem brew. - Gdzie? - zapytałem uprzejmie, usiłując ukryć rozbawienie w głosie. Z resztą myślałem, że nawet gdybym nie odpowiedział, to by się nie przejęła. Nie byłem jej zbytnio potrzebny do kontynuowania tej rozmowy.
- W samochodzie!
Obróciła się z powrotem w stronę biurka i podniosła długopis. A właściwie to co z niego zostało. Prawie nie udało mi się powstrzymać parsknięcia.
- Nienawidzę matmy. - Wycedziła, wrzucając długopis do śmieci i wyciągając z szuflady nowy. - Matma to dzieło szatana, a nauczycielki od niej to zło wcielone. Jak mogłąm na to wcześniej nie wpaść?! Przecież jest to całe powiedzenie... - pstryknęła parę razy, usiłując sobie przypomnieć o jakie powiedzenie chodzi. - Gdzie diabeł nie może tam babę pośle!
Zerknęła na mnie jakby oczekując pochwały za poprawnie przeprowadzony dowód. Zaklaskałem ironicznie.
- Rób zadania.
- Nie umiem. - odpowiedziała krzywiąc się.
- Przecież już prawie całe zrobiliśmy, gdy tłumaczyłem Ci jak można je rozwiązać.
- Ale nie umiem.
Westchnąłem ciężko i opadłem na plecy na jej łóżku.
- Chcesz żebym przez Ciebie osiwiał przed dwudziestką?
- A czy to jest dobry moment żeby powiedzieć Ci, że to już niemożliwe, bo od masz już skończone dwadzieścia jednen? - zapytała wojowniczno, próbując jednocześnie skończyć zadanie.
- Ile ci jeszcze zostało?
- Shush. - machnęła na mnie ręką.
- Nie machaj na mnie ręką. - powiedziałem oburzony, tylko po to żeby zrobić jej na złość.
- Czy mógłbyś być z łaski swojej przez chwilę cicho? Proszę?
Pokręciłem przecząco głową, mimo że nadal siedziała do mnie plecami, skupiona na tym co pisała. Znów zagapiłem się w sufit.
- Czternaście. - powiedziała wyrywając mnie z zamyślenia.
- Co? - zapytałem, przenosząc wzrok z sufitu na dziewczynę.
- Pytałeś ile zadań zostało. Czternaście. - powtórzyła ze spokojem, którego brakowało w jej gestach, w nerwowym przeczesywaniu włosów i stukaniu palcami w kolano, gdy mówiła zwrócona w moją stronę.
- Dasz radę. - uśmiechnąłem się do niej. Lisa się tylko skrzywiła.
- To nie ja jestem tutaj fanem matmy.

CZYTASZ
Przyjaciel mojego brata
Ficção AdolescenteOna, grzeczna dziewczyna bez rodziców, której jedyna rodzina to jej brat Tom. On, pewny siebie, przystojny Bad Boy który zmienia dziewczyny jak rękawiczki i nie pakuje się w poważne związki, co jest tego przyczyną? Poznali się przez jej brata. Na po...