R11

6.3K 166 44
                                    

William POV

- Nie rozumiem tego! - krzyknęła Lisa, z wściekłością rzucając długopis na biurko. - Ja rozumiem liczenie cyferek. Jestem w stanie nawet zaakceptować fakt, że wrzucono do nich literki. Ale nie będę liczyła jakichś chorych wężyków z połamanymi kręgosłupami albo kierownic paraboli! Co to w ogóle ma być?!

Obserwowałem z rozbawieniem jej roziskrzone oczy, policzki zarumienione ze złości i dłonie, którymi machała, agresywnie wygrażając zadaniom z matematyki i przy okazji też całemu światu.

- Przecież Ci to tłumaczyłem. - powiedziałem, mimo że wiedziałem, że na dziewięćdziesiąt pięć procent ona nawet tego nie usłyszy.

- Kierownica paraboli! - kontynuowała nawet nie zauważając, że się do niej odezwałem. - Co to do cholery jest?! Nie, nic nie mów. Wiem co to jest ta kierownica. Ale i tak uważam, że wszystkie powinny zostać na swoich miejscach! Czyli wiesz gdzie? - obróciła się gwałtownie na krześle i spojrzała na mnie rozognionymi oczami.

Uniosłem brew. - Gdzie? - zapytałem uprzejmie, usiłując ukryć rozbawienie w głosie. Z resztą myślałem, że nawet gdybym nie odpowiedział, to by się nie przejęła. Nie byłem jej zbytnio potrzebny do kontynuowania tej rozmowy.

- W samochodzie!

Obróciła się z powrotem w stronę biurka i podniosła długopis. A właściwie to co z niego zostało. Prawie nie udało mi się powstrzymać parsknięcia.

- Nienawidzę matmy. - Wycedziła, wrzucając długopis do śmieci i wyciągając z szuflady nowy. - Matma to dzieło szatana, a nauczycielki od niej to zło wcielone. Jak mogłąm na to wcześniej nie wpaść?! Przecież jest to całe powiedzenie... - pstryknęła parę razy, usiłując sobie przypomnieć o jakie powiedzenie chodzi. - Gdzie diabeł nie może tam babę pośle!

Zerknęła na mnie jakby oczekując pochwały za poprawnie przeprowadzony dowód. Zaklaskałem ironicznie.

- Rób zadania.

- Nie umiem. - odpowiedziała krzywiąc się.

- Przecież już prawie całe zrobiliśmy, gdy tłumaczyłem Ci jak można je rozwiązać.

- Ale nie umiem.

Westchnąłem ciężko i opadłem na plecy na jej łóżku.

- Chcesz żebym przez Ciebie osiwiał przed dwudziestką?

- A czy to jest dobry moment żeby powiedzieć Ci, że to już niemożliwe, bo od masz już skończone dwadzieścia jednen? - zapytała wojowniczno, próbując jednocześnie skończyć zadanie.

- Ile ci jeszcze zostało?

- Shush. - machnęła na mnie ręką.

- Nie machaj na mnie ręką. - powiedziałem oburzony, tylko po to żeby zrobić jej na złość.

- Czy mógłbyś być z łaski swojej przez chwilę cicho? Proszę?

Pokręciłem przecząco głową, mimo że nadal siedziała do mnie plecami, skupiona na tym co pisała. Znów zagapiłem się w sufit.

- Czternaście. - powiedziała wyrywając mnie z zamyślenia.

- Co? - zapytałem, przenosząc wzrok z sufitu na dziewczynę.

- Pytałeś ile zadań zostało. Czternaście. - powtórzyła ze spokojem, którego brakowało w jej gestach, w nerwowym przeczesywaniu włosów i stukaniu palcami w kolano, gdy mówiła zwrócona w moją stronę.

- Dasz radę. - uśmiechnąłem się do niej. Lisa się tylko skrzywiła.

- To nie ja jestem tutaj fanem matmy.

Przyjaciel mojego brataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz