Nic, ale to zupełnie nic, nie wskazywało na to, że ten dzień spieprzy się tak bardzo zanim wybije południe.
Znaczy on od rana nie był dobry. Ale nie przyszło mi do głowy, że tak szybko mógł stać się jeszcze gorszy.
A zaczęło się tak niewinnie...
W nocy dręczyły mnie koszmary, ale w wyjątkowo łagodnej odsłonie. Co nie zmieniło faktu, że obudziłam się bardziej zmęczona, niż byłam wtedy, gdy kładłam się spać.
Potem stłukłam dwa kubki i talerz.
Potem wylałam kawę na Willa i to rozpętało piekło. Bo najwyraźniej nie tylko mój poranek był, za przeproszeniem, do dupy.
W każdym razie, mimo tych wszystkich tragedii i słownika wzbogaconego o kilkanaście nowych wyzwisk, w jednym kawałku dotarłam do szkoły. A tam jakby wszyscy nauczyciele i cały samorząd zmówili się przeciwko mnie. Bo okazało się, że nie ma limitu kartkówek przypadających na jedną lekcję. I że można zrobić trzy sprawdziany, o których niesamowitym zbiegiem okoliczności, nie było wzmianki w dzienniku ani w żadnym innym miejscu. Sprawdziany urojone. Albo bardziej zapowiedź urojona.
I jak już przebrnęłam przez to wszystko, wyrywając sobie tylko połowę włosów z głowy i tylko dwa razy umierając ze strachu, łamiąc po drodze cztery ołówki, rozwalając jeden długopis i tłukąc ekran telefonu... Kiedy myślałam, że już gorzej być nie może... Okazało się, że owszem, może.
No bo hej! Czemu by nie zwołać apelu, by ogłosić rozpoczęcie wewnątrz szkolnych rozgrywek w siatkówkę? I kazać uczniom wybrać reprezentacje? I to tak, że jakimś piekielnym zrządzeniem losu wylądowałam w rezerwie drużyny dziewcząt z klas trzecich? Ja.w.reprezentacji.
No to już była przesada. Jakiś żart. Taki na moim poziomie. Czyli nieśmieszny!Przecież ja nienawidzę sie ruszać. Nienawidzę. I już. Koniec. Kropka. Tyle w tym temacie.
Tak jakby nasza szkoła nie mogła, jak każda inna, mieć szkolnego zespołu! Reprezentacji, która by rywalizowała z innymi szkołami z naszego miasta, a potem, nie daj Boże, stanu.
A nie. Przepraszam. Nasza dyrekcja, razem z moim ukochanym samorządem zdecydowała, że czas to zmienić.
"Niech wygra najlepszy!"
A jak wygracie, to wcale nie znaczy, że będziecie mogli sobie odpocząć. O co to, to nie. Będziecie grali dalej. Igrzyska śmierci czas zacząć!
Ale jak mówi stare chińskie przysłowie: "jeśli tydzień zaczął się beznadziejnie, to znaczy że będzie już tylko gorzej".
Jestem prawie pewna, że ktoś kiedyś tak powiedział.Po powrocie do domu odetchnęłam z ulgą, i poszłam do łóżka, no bo przecież tam jest bezpiecznie... Prawda? Ale kiedy los się na ciebie zmówi to nie ma ucieczki.
Okazało się, że kawa która wylałam na Willa była gorąca. W sensie całkiem bardzo. A Will, biedak, nie mógł się po tym pozbierać, i stwierdził że mam pomóc mu wrócić do formy. Więc skończyłam leżąc w łóżku koło Willa i przykładając mu jakieś zimne okłady do tego oparzenia. W sumie to nie było takie złe. Trochę krępujące, ale dało się przeżyć. Do czasu.
Bo właśnie wtedy przypomniałam sobie że na jutro miałam mieć zrobionych 30 zadań otwartych z matematyki.
Cholera.
Ten pomiot szatana, ta... kobieta, powiedziała, że ta praca zadecyduje o tym, jaką dostanę ocenę na koniec semestru. Czyli słabo.
Bardzo, bardzo słabo. Ale raczej nie mogą mnie wywalić ze szkoły. Mam nadzieję.Wstałam próbując nie obudzić Willa, bo ten człowiek, cholera jasna, spał sobie w najlepsze, gdy moja przyszłość dosłownie się sypała. Położyłam ten okład tak żeby nie spadł i już, już miałam się wycofać, gdy przypomniałam sobie rozmowę sprzed kilku miesięcy.

CZYTASZ
Przyjaciel mojego brata
Ficção AdolescenteOna, grzeczna dziewczyna bez rodziców, której jedyna rodzina to jej brat Tom. On, pewny siebie, przystojny Bad Boy który zmienia dziewczyny jak rękawiczki i nie pakuje się w poważne związki, co jest tego przyczyną? Poznali się przez jej brata. Na po...