~ Rozdział 3 ~

388 29 0
                                    

*Styczeń 2020*
POV AUDREY
-Szanowni państwo! Schodzimy do lądowania. Prosimy zapiąć pasy i nie poruszać się po pokładzie samolotu- usłyszałam głos stewardesy.

Przetarłam zaspane oczy. Chyba przespałam cały lot. Spojrzałam na godzinę w telefonie. Była 17:15. Ziewnęłam lekko i przeczesałam włosy. Bałam się co będzie dalej. Przeprowadzka do cioci na jakiś czas dobrze mi zrobi, będę mogła oderwać się od bagna, w które wmieszałam się w moim dawnym miejscu zamieszkania. Jednak tajemnicą pozostawało to, co będzie dalej. Czy wszystko się ułoży, czy przeszłość będzie się za mną dalej ciągnęła? Najbardziej żałowałam, że musiałam zostawić moich przyjaciół w kraju. Oni też byli częścią tego bagna, ale im nie udało się od niego uciec...

-Spokojnie, to tylko turbulencje- ponownie usłyszałam łagodny głos stewardesy, kiedy samolot zaczął się lekko trząść.

Spojrzałam przez okno, podziwiając amerykańskie miasto z lotu ptaka. Mooresville miało być moim nowym miejscem zamieszkania. Może to nie jest miasto, które bym sobie wymarzyła, ale nie narzekam.

Około 17:30 byłam już na lotnisku. Włożyłam słuchawki do uszu i udałam się w kierunku odbioru bagażu. Zależało mi, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Od akcji w Londynie raczej nie jestem osobą z dobrym wizerunkiem.

Naciągnęłam kaptur na głowę bacznie przyglądając się poruszającym się na taśmie walizką. Co chwilę spoglądałam na innych podróżników. Ewidentnie nikt nie przykuwał na mnie swojej uwagi, co mnie trochę uspokoiło. Moi menadżerzy naprawdę zatuszowali sprawę. Mogę być z nich dumna.
Chwilę później odnalazłam swoje bagaże i udałam się do wyjścia z lotniska.

-Czas zacząć nowe życie- powiedziałam do siebie biorąc głęboki wdech.

-Audrey! Audrey!
Ten głos rozpoznałabym wszędzie. Należał od do mojej cioci. Rozejrzałam się dookoła szukając kobiety, ale nigdzie nie mogłam jej dostrzec. Nagle spośród tłumu turystów rzuciła mi się w oczy dość wysoka brunetka po czterdziestce. Tak! To napewno ona! Miała na sobie biały sweter i jasne jeansy. Wyglądała naprawdę dobrze, ale jak na to, że była siostrą mojej mamy wyglądała zdecydowanie niepodobnie.

-Cześć ciociu- przywitałam się.
Nie miałam z nią jakoś bardzo dobrego kontaktu, bo przylatywała do nas tylko na święta, ale tak czy inaczej naprawdę ją lubiłam.

-Cześć Audrey! Jak ma się nasza tancerka?- zapytała.

-Wszystko w porządku- skłamałam. Ani ja, ani moi rodzice nie powiedzieliśmy jej, dlaczego tak naprawdę się przeprowadzam. Ona zna taką wersję, że ,,musiałam odpocząć od mojej pracy tancerki". Napewno zawiodłaby się, gdyby wiedziała o prawdziwym powodzie mojej wizyty.

-Chodźmy! W domu czeka na ciebie obiad- uśmiechnęła się biorąc jedną z moich walizek. Posłusznie pokierowałam się w stronę auta.

Jechałyśmy około 20 minut. Co chwilę pytała mnie o szkołę, znajomych no i o taniec. Bardzo ciężko mi było kłamać, ale nie miałam wyboru.

-Jesteśmy na miejscu!- powiedziała parkując przed jednym z domów typowej amerykańskiej dzielnicy.

-Ładnie tu- pochwaliłam. To chyba była jedyna szczera rzecz, jaką dzisiaj powiedziałam. Razem z ciocią wyjęliśmy z bagażnika moje walizki i weszłyśmy do domu. Urządzony był w typowym amerykańskim stylu, który bardzo mi się podobał. Schludny i przytulny. Czego chcieć więcej?
Miał beżowe ściany i białe meble. Oprócz tego posiadał wiele dodatków, takich jak obrazy, dywany i świeczki.

-Zanim zaczniesz się rozpakowywać zjemy coś. Co ty na to?- zapytała, na co pokiwałam głową.

-Byłam na studniach, kiedy tu zamieszkałam- zaczęła opowiadać, kiedy usiadłyśmy przy stole, aby zjeść posiłek. Cieszyłam się, że chociaż raz nie pyta o moje życie- zakochałam się w Moooresville od pierwszego wejrzenia.
Opowiadała z taką pasją, że zazdrościłam jej takiego podejścia do życia.

-Tutaj poznałam też Petera- posmutniała mówiąc o swoim byłym mężu, z którym rozstała się dwa lata temu. Pomimo upływu czasu nadal był to dla niej wrażliwy temat- to dzięki niemu pozostałam w stanach.

-Ciociu, to gdzie będę mieszkać?- zmieniłam temat, widząc jak łzy kręcą jej się w oczach. Nie chciałam zaczynać naszego wspólnego mieszkania od smutnego akcentu.

-O właśnie! Pokażę ci twój pokój!- nagle energia do niej wróciła. Odetchnęłam z ulgą widząc jak zmiana tematu dobrze podziałała- Chodź za mną!
Obie weszłyśmy po schodach na piętro.

-To pokój gościnny- zaczęła- ale możesz go przerobić jak chcesz. Jest do twojej dyspozycji. Jeśli będzie ci potrzebna pomoc to mów.

Ciotka otworzyła drzwi, a moim oczom ukazał się całkiem spory pokój.

-Jest piękny- uśmiechnęłam się, dokładnie oglądając każdy skrawek pokoju.

-To dobrze- spojrzała na mnie miłym wzrokiem.

Nagle usłyszałam trzask, jakby ktoś potłukł szkło. Razem z ciocią zbiegłyśmy po schodach w poszukiwaniu źródła hałasu. W kuchni zastaliśmy rozbitą na drobny mak szybę.

-Rany boskie!- ciocia zrobiła wielkie oczy.

Kiedy kobieta zamartwiała się nad rozbitym oknem, jak burza wybiegłam z domu, aby poszukać sprawcy. Wyszłam na ganek i zobaczyłam kilku chłopaków w moim wieku. Miałam wrażenie, że gdzieś już ich widziałam.

-Co wy do cholery robicie?!- spiorunowałam ich wzrokiem.

~~~~

Kolejna część! Bardzo przepraszam, że tak późno, ale cały czas zapominałam opublikować :) Gapa ze mnie. W ramach rekompensaty jutro dodam kolejny rozdział! Będzie mega ciekawie! Myślicie, że zbita szyba to wina Paytona i jego kolegów? Czy może raczej kogoś innego? Koniecznie piszcie w komentarzach!
Przy okazji dzięki za 2k wyświetleń pod ,,You will be mine". Mam nadzieję, że ta książka pobije ten rekord. Pomożecie?

Koniec gry // Payton Moormeier Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz